Żadne to w sumie wielkie odkrycie. Trudno o takim mówić, skoro na mistrzostwa do Włoch polska kadra leciała z jasnym nastawieniem: murować i próbować. Mówili o tym piłkarze, mówił i selekcjoner. Nawet ich zaskoczyła skala sukcesu po dwóch pierwszych meczach fazy grupowej.
Mistrzostwa Europy U-21. Czesław Michniewicz: Najtrudniejszy ostatni krok
- Gdyby ktoś przed Euro powiedział, że po dwóch meczach będziemy mieli sześć punktów, wszyscy kazaliby mu się popukać w czoło - przyznał kapitan Dawid Kownacki. Gdy przyszło jednak do meczu o wszystko, a naprzeciwko stanął rywal z absolutnego topu, wspomagany przez prawdziwe gwiazdy już seniorskiej piłki, nie było czego zbierać. Rezultat 0:5 to był i tak najniższy wymiar kary. Odstawaliśmy w każdym elemencie, to było 90 minut znęcania się nad bezbronnym organizmem.
Dwie zupełnie różne dyscypliny sportu.
Po ostatnim meczu polskiego zespołu w młodzieżowym Euro starły się dwie frakcje. Jedni uważają, że wynik ugrany przez Biało-Czerwonych we Włoszech to i tak spory sukces, że tym chłopakom należą się słowa pochwały. Drudzy nie godzą się z takim stawianiem sprawy. Dla nich styl prezentowany przez drużynę Michniewicza był uwłaczający randze turnieju. No i nie wynik na młodzieżowych zawodach jest ważny, a to, ilu z tych zawodników będzie za niedługi czas stanowić o sile pierwszej reprezentacji.
Czesław Michniewicz na pytanie o to, którego z jego podopiecznych można bez uszczerbku na jakości zespołu wsadzić do dorosłej kadry, odpowiada: żadnego.
- Jeśli ci wszyscy zawodnicy znajdą kluby w dobrych ligach, w których będą się rozwijać, za dwa lata każdy z nich może być podstawowym zawodnikiem kadry. Teraz wszyscy ci zawodnicy mogliby być znakomitymi zmiennikami - mówił nam selekcjoner naszej młodzieżówki jeszcze przed starciem z Hiszpanią.
ZOBACZ WIDEO Niezwykle skromny człowiek. Wojciech Nowicki: Sodówka nie uderzyła mi do głowy [cała rozmowa]
W Niemczech po porażce z Hiszpanią w wielkim finale nikt nie lamentuje. Z dwóch powodów, mocno zresztą ze sobą powiązanych. Po pierwsze - wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że selekcjoner Stefan Kuntz nie wziął do Włoch wszystkich zawodników, którzy łapali się wiekowo. W domu zostali gracze pokroju Kaia Havertza, czyli tacy, dla których zabawa w młodzieżowy futbol mijałaby się z celem. Kuntz zaprosił więc do Włoch "rezerwy", by te ogrywały się i łapały międzynarodowe doświadczenie. I tu dochodzimy do punktu drugiego: piłka młodzieżowa to preludium. Ciekawostka. Szkoła szykująca do życia.
Niezwykła przemiana Krzysztofa Piątka. Jego wartość wzrosła 160-krotnie
Tym się właśnie na tym turnieju różniliśmy od Niemców, Anglików czy Francuzów: oni zabrali do Włoch rezerwy, a my najlepszych synów narodu. I to może być dla nas myśl bolesna. Najlepszych z najlepszych stać było tylko na grę w przeszkadzanie. Z niedoboru i pragnienia sukcesów w poważnej piłce polskich drużyn wielu z nas jest w stanie zadowolić się wyszarpanymi, wycierpianymi wygranymi z Belgią i Włochami w juniorskiej piłce. To smutny wniosek.
Aby była pełna jasność: trudno krytykować po takim turnieju Czesława Michniewicza. Selekcjoner lepił przecież z konkretnego materiału. Dobrał taktykę do umiejętności, co dało nam punkty. Trudno krytykować też tych chłopaków. Zagrali tak, jak zostali przez lata nauczeni. Chciałoby się napisać, że jedyną instytucją, którą można krytykować, jest PZPN, odpowiedzialny przecież za proces szkolenia w Polsce. Ale PZPN od lat odpowiada tylko za sukcesy. Z porażkami nie ma nic wspólnego.
Swoją drogą, kto narzeka na grę i wyniki naszej młodzieżówki na Euro, niech lepiej wstrzyma konie. Lada moment startują przecież rundy kwalifikacyjne europejskich pucharów, w których udział wezmą nasze ekstraklasowe kluby. Wakacyjne cierpienia więc dopiero przed nami.