- Noszenie na plecach nazwiska Hagi powoduje niewątpliwą presję. Jednak urodziłem się z taką presją, więc nie jest to coś, co byłoby dla mnie problemem - mówi 20-letni Ianis.
- Jestem pewien, że przed Ianisem wielka kariera. Jest idealnym numerem 10. Mam nadzieję, że będzie lepszy niż ja - twierdzi jego ojciec.
Like father like son. Ianis Hagi! #ianishagi #euro21 pic.twitter.com/P7sc5fRo7J
— Gilang (@albertusgilang) 22 czerwca 2019
Cóż, patrząc choćby na rozgrywane właśnie Mistrzostwa Europy U-21, można zrozumieć optymizm Hagiego seniora. Wszak nie bez powodu, Ianis w Rumunii określany jest największym talentem ostatniej dekady. Swój pierwszy mecz w tamtejszej ekstraklasie rozegrał w wieku zaledwie 16 lat i 43 dni, stając się jednym z najmłodszych debiutantów w historii. I choć nie można podważać jego umiejętności, to wiele zawdzięcza przede wszystkim ojcu.
Rumuńska przyszłość
Hagi karierę rozpoczął w Hagi Academy - szkółce piłkarskiej utworzonej w 2009 roku przez swojego ojca. Szkółce, która dziś jest jedną z najlepszych w kraju. Oprócz Ianisa, w aktualnej kadrze U21 jest jeszcze aż 9 innych wywodzących się z niej zawodników.
Obecność Gheorghe'a w karierze syna nie kończy się jednak na posłaniu go do własnej szkółki. Ianis w seniorskiej piłce zadebiutował w 2014 roku w Viitorul Constanta, zespole, w którym kilka miesięcy wcześniej pierwszym trenerem został, a jakżeby inaczej, Hagi senior. Warto dodać, że Gheorghe to także właściciel oraz założyciel klubu. Klubu, którego nazwa oznacza po prostu "przyszłość".
I właśnie o przyszłość piłki Gheorghe w swoim kraju dba jak mało kto. Utworzył nie tylko topową szkółkę piłkarską, ale także topowy klub, w którym najbardziej obiecujący zawodnicy z jego akademii mogą kontynuować swój rozwój. Viitorul, z pierwszego mistrzostwa mógł się cieszyć już po 8 latach istnienia. Co ciekawe dokonał tego akurat w sezonie, w którym jedna z jego wiodących postaci - Ianis, był poza klubem. Młody Rumun jednak swoich pierwszych zagranicznych wojaży nie wspomina najlepiej.
Nieudana przygoda we Florencji
- Choć jestem bardzo młody, myślę, że jestem gotów, aby grać w Serie A. Naprawdę podoba mi się styl gry Fiorentiny zwłaszcza, że zawsze stara się być w posiadaniu piłki - powiedział 18-letni Ianis po przejściu do zespołu Violi.
Cóż, założenia młodziana nieco rozminęły się z rzeczywistością. Wstępnie Hagi skazany był na występy w zespole Primavery, gdzie zaliczył kilka obiecujących spotkań. Po pierwszym roku, zarząd obiecał mu więcej szans na grę w drużynie seniorów. Mimo tych zapewnień, Hagi jednak wciąż grał z juniorami.
Co ciekawe, w tamtym okresie Ianis miał okazję poznać innych "znanych synów". Razem z nim barwy Violi reprezentowali również Federico Chiesa oraz Giovanni Simeone. Ci jednak mieli pewne miejsce w pierwszej jedenastce. Chiesa przeszedł wszelkie szczeble juniorskie w barwach Violi i w momencie, gdy do klubu sprowadzony został Hagi, on właśnie wchodził na stałe do pierwszej drużyny. Simeone zaś dołączył do klubu rok później niż Rumun, lecz za kwotę 5-krotnie wyższą, dodatkowo po udanym sezonie w barwach Genoi, z miejsca stając się podstawowym snajperem drużyny. Ianis natomiast wciąż ogrywał w zespołach młodzieżowych.
Czytaj także: Tranfery. Wkurzony Uli Hoeness. Szef Bayernu: Mam już powoli tego dość
To powodowało narastającą frustrację, aż w końcu młody Hagi postawił ultimatum - albo zacznie dostawać swoje szanse, albo odchodzi. Finalnie stanęło na tym drugim. Z pomocą Ianisowi przybył Hagi senior, który oddał Fiorenitnie 2 miliony zainwestowane przez nią w zawodnika 1,5 roku wcześniej.
- Nie jestem zły na Fiorentinę, ale rozczarowało mnie to wszystko. Kiedy sprzedawaliśmy Ianisa, zaproszono nas do Florencji i rozmawialiśmy o czymś zupełnie innym - mówił rozgoryczony Gheorghe. - Cieszę się, że sprowadziłem go z powrotem i mam nadzieję, że odzyska dawny blask - dodał trener Viitorul.
Szybkie myślenie, wątłe ciało
Przez niemal cały czas pobytu we Włoszech, za Hagim ciągnęła się jedna opinia - w pełni zasługiwał na miano talentu jakim go określano, ale był zbyt wątły do poważnej piłki.
- Niech Pioli (ówczesny trener Fiorentiny) nie mówi mi, że Ianis pośpieszył się z wyjazdem. Kiedy udał się do Fiorentiny, był już kapitanem Viitorul, rozegrał ponad 30 meczów w rumuńskiej ekstraklasie, a także znalazł się w gronie 100 najbardziej utalentowanych młodych graczy na świecie. A w tym sezonie nie dostał ani minuty. Chodziło o jego wątłą budowę ciała, ale Viitorul z nim na boisku miał znakomity sezon, a on strzelił wiele goli. Więc jeśli nie miał ciała, oznacza to, że grał głową, robił to bardzo mądrze - mówił po powrocie syna do Viitorul Gheorghe.
Podobną opinię wyrażała strona sympatyków Fiorentiny Firenze Viola. - Wielu uważało, że to Hagi ma największe szanse pójść w ślady ojca. Z całym szacunkiem dla Chiesy i Simeone, to on wydawał się najbardziej utalentowany. Tak się jednak nie stało, lecz nie z winy ciężaru wielkiego nazwiska, a z powodu wątłej sylwetki oraz braku zaufania ze strony trenerów - możemy przeczytać na stronie.
Czytaj także: Legia Warszawa. Miroslav Radović: Boli, że nie pozwolono mi godnie się pożegnać
W podobnych tonach wypowiadał się także Dominique Antognoni, rumuński dziennikarz, od 30 lat śledzący rozgrywki Serie A. - Ianis nie ma ani fizyczności, ani osobowości. Nie ma krwi w oczach i noża między zębami, jak mawiają na Półwyspie Apenińskim. Jest wątły, co prawda z dobrą techniką, ale to nie wystarcza - podkreśla rumuński ekspert.
Kolejna szansa?
Po powrocie do Viitorul, Ianis znowu błyszczy. W minionym sezonie w 39 występach zdobył 14 bramek oraz zanotował 8 asyst. Nie dziwi zatem, że ponownie oczy na młodego Rumuna zwróciły dużo większe kluby.
- Na 99 procent nie bierzemy Ianisa pod uwagę w przygotowaniach do kolejnego sezonu. Są bardzo duże szanse na jego odejście. Musi przejść na inny poziom, potrzebuje lepszego zespołu - powiedział Hagi senior.
A takich zespołów ustawiła się po Ianisa spora kolejka. Głośno jest o zainteresowaniu między innymi Sevilli, Arsenalu, Genku, Spartaka Moskwy czy Galatasaray. Póki co jednak, Rumun w pełni skupia się na Mistrzostwach Europy, na których jego drużyna jest bardzo bliska historycznego wyniku, jakim byłby awans do najlepszej czwórki turnieju, a co za tym idzie, na Igrzyska Olimpijskie. Aby tego dokonać, drużynie wystarczy nie przegrać za Francją wyżej, niż dwiema bramkami. A mając w pamięci spotkanie z Anglikami, a także fakt, że remis promuje oba zespoły, w Rumunii już mogą powoli chłodzić szampany.