Dariusz Tuzimek: Niech już prezes nie majsterkuje przy pierwszym trenerze (felieton)

Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Aleksandar Vuković
Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Aleksandar Vuković

Aleksandar Vuković jest uczciwy, prostolinijny, nie ściemnia. Wiele w Legii przeżył. Oddał jej serce, duszę i rozum. Nie zawsze potrafiono to właściwie ocenić i docenić. Teraz przyszedł na to czas.

Bywało, że Vuković prowadził - czasowo - pierwszą drużynę, ale bywało też, że był od niej odsunięty. Zdarzyło mu się przy Łazienkowskiej wiele. Nawet szarpanina z kibicami z "Żylety", którzy byli przekonani, że zamierza odejść do Wisły Kraków. Ale on zawsze wolał być w Legii, tak długo jak tylko Legia go chciała. Odchodził, gdy dawano mu odczuć, że lepiej, żeby odszedł. Ale zawsze na Łazienkowską wracał. Gdy przeszedł do Korony Kielce, robił wszystko dla dobra nowego klubu, ale przed kibicami wcale nie ukrywał, że w jego sercu nadal jest Legia. Mimo że kompletnie im się to nie podobało. Ale cenili go za uczciwość.

Tę samą uczciwość wykazał ostatnio, mówiąc, że miał w Legii wielu trenerów, ale chyba najwięcej nauczył się od Sa Pinto. Opinia, na ten moment, bardzo niepopularna, ale widać "Vuko" tak czuł i chciał to powiedzieć. To i powiedział.

Lech - Legia. Frekwencja będzie rekordowo niska

Uczciwe podejście trenera to podstawa zbudowania zdrowych relacji w drużynie. "Aco" to potrafi. Jest także świetnym motywatorem, umie scalać zespół, ale o tym wiedzieliśmy, bo filmiki z piosenką: "Nie poddawaj się, ukochana ma/ Nie poddawaj się/ Legio Warszawa" biły swego czasu rekordy popularności. Ale nie wszyscy wiedzieli, że Vuković jest także dobrym trenerem. Takim, który nie tylko "żyje" przy linii bocznej boiska, ale też takim, który jest dobrym strategiem, taktykiem, a emocje potrafi odsunąć na dalszy plan, by dać pierwszeństwo chłodnej analizie. Gdy w ostatnią sobotę Carlitos strzelał gola z karnego w doliczonym czasie gry, "Vuko" nie zajmował się celebracją sukcesu. W tym czasie tłumaczył Portugalczykowi Cafu jego rolę w końcówce spotkania, choć pomocnik wchodził raptem na kilkadziesiąt sekund.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Niepokojąca forma Lechii. "W Gdańsku kolejny raz coś poszło nie tak"

Już słyszę, że "Aco" się zmienił, bo nie skacze przy linii, bo nie kłóci się z sędziami, bo założył garnitur zamiast dresu. A mnie się wydaje, że charakter człowieka tak szybko się nie zmienia. I w przypadku Vukovicia to bardzo dobrze. Można za to zmienić zachowanie, by być inaczej postrzeganym. I właśnie to Serb zrobił. Zakładając garnitur, stał się z dnia na dzień… Panem Trenerem. Pozwolił, żeby dostrzegli to kibice i żeby w końcu zauważyli to w klubie. Bo wcześniej mieli z tym kłopot. Widocznie gabinety najważniejszych ludzi w klubie są umieszczone zbyt daleko od boiska i piłkarskich szatni.

Rok temu zapytałem na konferencji prasowej Dariusza Mioduskiego, czemu robi trenerem pierwszej drużyny Deana Klafuricia, mając w klubie taki duet jak Vuković i Jacek Zieliński. Bo mnie się wydawało, że skoro trzeba ratować Legii sezon, to lepiej od niedoświadczonego trenera zrobi to para ludzi, którzy mają legijne DNA we krwi i za ten klub dali by się pokroić. Odpowiedź pana prezesa była niekonkretna. Dowiedziałem się tyle, że to on (prezes) jest wewnątrz klubu i widzi pewne rzeczy lepiej niż ja (dziennikarz z zewnątrz). Już nawet się z tą opinią pogodziłem, bo przecież "Klaf" zdobył dublet (pewnie para Zieliński/Vuković też by go zdobyła). Ale później Legia przegrała rywalizację o Europę ze Spartakiem Trnava, a z czasem klub wystosował list do kibiców, że Klafurić był… błędem i nie należało stawiać na trenera bez doświadczenia. Klub zatrudnił wtedy Sa Pinto, który miał doświadczenie, ale i jego trzeba było zwolnić, bo brakowało mu innych kompetencji. Po niemal roku sytuacja zatoczyła koło. Legia wróciła do koncepcji z Vukoviciem (znów zatrudniono niedoświadczonego trenera), choć straciła czas i pieniądze na szukanie tego, co miała pod nosem. I o co wnioskowałem.

Ale piszę o tym nie po to, żeby pokazać, jaki byłem mądry i że miałem rację, tylko po to, żeby Dariusz Mioduski docenił ludzi, których już ma w klubie i nie szukał "lepszych" rozwiązań, bo wyczarowywanie trenerów zza granicy jak królików z kapelusza jest kompletną loterią. O czym świadczą przykłady choćby Ricardo Sa Pinto czy Besnika Hasiego. Jednak najboleśniejszą pomyłką prezesa nie był ani żaden z nich, ani Dean Klafurić. Największym błędem było zwolnienie Jacka Magiery, też człowieka z legijnym DNA we krwi. Dziś - niezależnie od tego, jak się skończy wyścig o mistrzostwo Polski - prezes nie może popełnić tego samego błędu. Vuković już zdążył pokazać, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Niezostawienie go na następny sezon (a nawet sezony) będzie kolejną pomyłką. Liczę, że Dariusz Mioduski w końcu już to wie, że nie można cały czas majstrować przy obsadzie funkcji pierwszego trenera. To nie w tym miejscu ten klub boli najbardziej. Dalsze "gmeranie" przy szkoleniowcu będzie wprowadzać chaos i poczucie tymczasowości.

Nie żyje Jarosław Biernat, były piłkarz Pogoni i Legii

Ostatnio Vuković sam na konferencji żartował nawiązując do decyzji, gdy prezes Mioduski nie powierzył mu drużyny, a postawił na Klafuricia. - Pamiętam, że prezes trochę ze mną "pojechał", mówiąc, że "Vuko" to serce Legii, a drużynie oprócz serca potrzebny jest jeszcze rozum - śmiał się Vuković sugerując, że widocznie trochę tego rozumu - w ocenie prezesa - ostatnio przybyło. A mnie się wydaje, że to nie o rozum tu chodzi. Bo ten to ma np. kilku piłkarzy, którzy wyssali - lub wysysają nadal - kasę z klubu, siedząc na dobrych i długich kontraktach, a mecze Legii oglądając z trybun. Vuković nadal największe ma serce. Bo rozum to miał i wcześniej. Teraz tylko przestał - faktycznie - eksponować swoją nadmierną ekspresję, poprzez którą był postrzegany jako szaleniec. Zrozumiał, że ludzie oceniają go poprzez te wybuchy radości i złości przy linii, a nie patrzą na to, co zrobił z drużyną. "Vuko" miał ten sam rozum także rok temu. Mógł już zostać trenerem Legii, zanim Dariusz Mioduski wybrał Klafuricia i zanim postawił na Sa Pinto. To nie Vuković musiał dojrzeć. To Dariusz Mioduski musiał dojrzeć, żeby dać Serbowi szansę.

A teraz prezes powinien zatkać uszy na podpowiedzi "doradców" i zostawić zespół Vukoviciowi na dłużej. To legenda Legii. Mieszka w Warszawie od lat, zna język polski, zna klub, wie wszystko o tej drużynie. Potrafi się dogadać z piłkarzami, którzy wiedzą, że to szkoleniowiec sprawiedliwy. Czy warto szukać na siłę kogoś z zagranicy, który zanim się zorientuje, gdzie ma najbliższy "spożywczak", już zdąży przegrać eliminacje do europejskich pucharów? Vuković zasłużył na to, by dostać swój czas przy Łazienkowskiej. By nie być tam jedynie strażakiem. Bo dziś gasi cudzy pożar, a wystarczyło pożegnać pana Sa Pinto kilka kolejek wcześniej i dziś finisz sezonu kibice Legii oglądali by na kompletnym luzie.
Ale, jak już udało się ten pożar ugasić, to warto uważać, żeby znów nie zaprószyć ognia.

Dariusz Tuzimek
Futbolfejs.pl

Źródło artykułu: