Chyba od czasu letniego Klafuricia zespół z Łazienkowskiej nie wyglądał tak beznadziejnie. Jedyne co się Legii w Poznaniu udało to… odbudować mentalnie Lecha, który był już o krok od wypadnięcia z gry o mistrzostwo. Legia podała mu rękę i kroplówkę. Może tego gorzko pożałować.
Gdyby nie trener Ricardo Sa Pinto, to o meczu Lecha z Legią można by zapomnieć minutę po ostatnim gwizdku sędziego. Klasyk Ekstraklasy był tak naprawdę bliższy kitu niż hitu. Legia, mistrz Polski i drużyna z ambicjami na obronę tytułu, oddała… jeden celny strzał w meczu. A i to uderzenie Cafu było istotne jedynie dla statystyków, bo lekko trącona głową piłka nie mogła zaskoczyć bramkarza Lecha. Zespół z Poznania też był cieniutki, ale strzelił bramki. Drużyna gospodarzy zaczęła mecz z lękiem i pewnie trudno by się jej było tego lęku pozbyć, gdyby nie ośmieliła i nie zachęciła jej sama Legia. Gol Vujadinovicia dał gospodarzom trochę wiary w sukces i przypomniał, że przecież umieli grać w piłkę.
Lech przegrał pierwsze dwa mecze ligowe na wiosnę i cztery z pięciu zimowych sparingów, choć niektóre z nich grał z niżej notowanymi rywalami. Z Legią wygrał, ale - co jest tym bardziej dla zespołu z Warszawy bolesne - nie pokazał nic wielkiego. Żył z błędów Legii i to wystarczyło.
ZOBACZ WIDEO Piątek jak maszyna! Kolejny gol Polaka w barwach Milanu! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Ricardo Sa Pinto zawsze wszystko wie lepiej. Wiosną przegrał już dwa mecze na trzy i wiara, że prowadzi Legię do mistrzostwa jest wyłącznie dla głęboko wierzących. A przecież przy tak rozbuchanym ego, portugalskiego trenera mogą uratować jedynie dobre wyniki. Nic więcej.
Czytaj także: Lech - Legia: pierwszy wielki triumf Adama Nawałki, wyszydzany Nikola Vujadinović bohaterem!
Portugalski trener w pomeczowej wypowiedzi robił dobrą minę do złej gry. Opowiadał coś o tym, że wynik jest "nie fair", bo wygrał w Poznaniu zespół, który też nie stworzył wielu okazji i nie miał przewagi z gry. No bo jego zespół miał. No tak… Nie spodziewałem się niczego innego niż pokrętnej retoryki, która jest zwykłym nawijaniem makaronu na uszy.
Największy nad Wisłą nauczyciel szacunku zbyt długo przebywa w oparach absurdu. Słuchać się go na spokojnie nie da. Tak jak oglądać gry drużyny, którą stworzył.
A na razie - mimo gigantycznych nakładów na drużynę - chwalić się Sa Pinto nie ma czym. Ani tym jak przygotował zespół zimą ani tym, jakich sprowadził z Portugalii piłkarzy. Jak dobrze grał jesienią Kucharczyk, to po zimowych przygotowaniach z Sa Pinto wygląda gorzej. Jak dobrze w Płocku grał w ofensywie Marko Vesović, to więcej już nie dostał szansy na grę na skrzydle… Jak dobrze szarpał Dominic Nagy, to w Poznaniu usiadł na ławce. Z zamieszania z Carlitosem Legia ma dziś tyle pożytku, że nie gra dobrze ani Carlitos, ani Kulenović. Co się stało z dobrymi przecież środkowymi pomocnikami Cafu i Andre Martinsem? Nikt nie wie. Jak można popsuć tak szybko tylu piłkarzy?
Trudno nie odnieść wrażenia, że ten zespół ma problem. Nikt nie ma pewności, że jeśli popełni jakiś błąd, to w następnym meczu w ogóle zagra. Legia przegrywa mecze już w głowach piłkarzy. Oni grają tak, żeby mieć alibi, a tak się w futbolu zwyciężać nie da.
W Poznaniu zespół grał bez pomysłu i bez zrozumienia. Trener Sa Pinto pierwszą zmianę zrobił dopiero w 63. minucie. Czyli przez ponad godzinę nie zaniepokoiło go to, co się działo na boisku? Jaki był pomysł Sa Pinto na Lecha?
Za Portugalczykiem trudno trafić. Kucharczyk, który w poprzednim meczu nie złapał się nawet na ławkę rezerwowych, tym razem wyszedł w podstawowej "jedenastce" na lewym skrzydle. Grał słabo. Ale czy można się temu dziwić jeśli facet w pierwszym meczu na wiosnę gra na prawej obronie, w drugim nie gra w ogóle, w trzecim na lewej pomocy. Jest tu jakaś głębsza myśl? Jeśli tak to musi być bardzo głęboko ukryta dla laików, bo trudno ją w ogóle dostrzec.
Czytaj także: Lech - Legia. Ricardo Sa Pinto: Lech nie był lepszą drużyną
Nowy nabytek trenera Legii - Salvador Agra bardzo się starał, ale zapowiadanej jakości nie daje. W meczu w Płocku zmarnował "patelnię" na zdobycie gola, w spotkaniu z Cracovią w Warszawie był zamieszany w straty obu goli. W Poznaniu wyglądał na kogoś z obłędem w oczach, kto jest przemotywowany i tak się zapamiętał w walce, że zapomniał grać w piłkę. To ostatnie mu na razie kompletnie nie wychodzi.
Skąd zatem determinacja w Legii, żeby sprowadzać takich zawodników do Legii? Portugalczyk najmłodszy nie jest, a w klubie był do niedawna taki Konrad Michalak, jeden z najszybszych piłkarzy Ekstraklasy. Ma 21 lat i gra w młodzieżowej reprezentacji Polski. Może jeszcze nie wszystko potrafi, ale można było w niego inwestować. I był już w Legii, nie trzeba było za niego płacić. A na pewno za czas jakiś dałoby się na nim zarobić.
Uznano jednak, że się na Łazienkowskiej nie przyda i że lepiej go wymieć z Lechią Gdańsk na prawego obrońcę Pawła Stolarskiego. No to wymieniono, sprowadzono Stolarskiego, bo bardziej się przyda. Jak się przydał? Wiosną Sa Pinto przestał go wystawiać.
Po tym jak Portugalczyk zrezygnował też m.in. z Arkadiusza Malarza, Michała Pazdana, Krzysztofa Mączyńskiego, Miro Radovicia, Jose Kante, a sprowadził sobie kogo chciał, to można się było chyba więcej spodziewać niż jeden celny strzał w meczu z Lechem i jeden gol zdobyty wiosną, prawda?
Dariusz Tuzimek,
Futbolfejs.pl
W tym roku Legia skończy może w pierwszej trójce Czytaj całość
Teraz nie ! Zatem odnieśli "sukces".