Cztery miesiące później, w czerwcu 2005 roku, Jakub Błaszczykowski cieszył się już z pierwszego w życiu mistrzostwa Polski. Miał 19 lat, ogromne możliwości piłkarskie i bagaż trudnych do wyobrażenia doświadczeń. Tytuł zadedykował zabitej przez ojca mamie. (Więcej TUTAJ).
Teraz Błaszczykowski jest legendą polskiej piłki i wrócił do Krakowa. W środę już trenował, jest w stanie grać dla Wisły nawet za darmo, jeśli tylko klub odzyska pozwolenie na grę w Ekstraklasie (Więcej TUTAJ).
Weźcie go! I wzięli
Jerzy Brzęczek, obecny selekcjoner kadry, kiedyś kapitan reprezentacji, to brat mamy piłkarza. Wtedy, po rodzinnej tragedii zajął się i wychowaniem chłopca, i jego karierą. Kuba z czasem stał się gwiazdą czwartoligowych boisk, grał w niedalekiej od rodzinnych Truskolas Częstochowie. Zaczął jeździć na testy do znanych klubów, był w Bełchatowie i Lechu Poznań. Ba, Kolejorz go nawet chciał, ale rodzina i klub nie dogadali się w sprawie finansów.
- Sprawa rozbiła się o kilkaset złotych, bez których Kuba nie byłby w stanie utrzymać się w nowym mieście. W tym czasie rozmawiałem już z Grześkiem Mielcarskim, dyrektorem sportowym Wisły Kraków, i zaproponowałem mu: Weźcie go na próbę. I wzięli - opowiadał Brzęczek w autobiografii Błaszczykowskiego pt. "Kuba".
ZOBACZ WIDEO Boruc pokonany trzykrotnie! Bournemouth poza Pucharem Anglii [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Trener Werner Liczka był pod wielkim wrażeniem młodego piłkarza, długo się nie zastanawiał. Imponowało mu, że Błaszczykowski jest dobrze wyszkolony technicznie, dynamiczny i szybko chwyta założenia taktyczne. Piłkarz dostał na start tylko pięć tysięcy złotych miesięcznie. Starczyło, aby w Krakowie się utrzymać.
Wujek załatwił mu też premię... za pięć meczów w pierwszej reprezentacji - to znaczy umieścił taki zapis w kontrakcie. - Pamiętam, że dodałem wtedy do prezesa: I wypłaci pan tę premię prędzej, niż pan myśli. Patrzyli na mnie jak na wariata. Kuba zaczął grać i grał bardzo dużo.
Wisła Kraków była wtedy mistrzem Polski, zbiorem boiskowych gwiazd. Z pieniędzmi Bogusława Cupiała była hegemonem, która tytuł zdobywała co roku. O sile zespołu stanowił też Maciej Żurawski, po mistrzostwie z 2005 roku odszedł do Celtiku Glasgow. Pamięta, jak nikomu nieznany Błaszczykowski wchodził do szatni. Mówi nam: - Przyszedł taki nowy chłopak i raczej obserwował. I faktycznie, jak było mówił Mauro. Na logikę, to po chłopaku z IV ligi można było oczekiwać, że będzie odstawał. A tu szybko się okazało, że Kuba ma umiejętności, żeby stać się topowym piłkarzem.
Tragiczne dzieciństwo Błaszczykowskiego miało swoje konsekwencje w zachowaniu piłkarza, przez lata był krnąbrny, zaczepny, lubił się bić, wszystkim wszystko udowadniać. W Krakowie to się zmieniło. Trafił do wielkiego klubu, otoczony był przez wielkich - jak na tamte czasy - zawodników.
Żurawski: - Dziwnie by to zresztą wyglądało, gdyby przyszedł młody z IV ligi i zaczął się wywyższać. Był raczej skryty, stał z boku, obserwował. Nie znaliśmy jego dramatycznej przeszłości. Wiedziałem natomiast, że Jurek Brzęczek, kapitan reprezentacji Polski, jest jego wujkiem. I pomyślałem sobie: pokrewieństwo zobowiązuje. Chłopak musi coś umieć.
Nadal słyszał jednak o sobie wiele wrednych opinii. Choćby tę, że kontrakt w Krakowie dostał tylko i wyłącznie dlatego, że Brzęczek, wtedy reprezentant Polski i kolega Mielcarskiego, jest jego wujkiem.
Obecny selekcjoner wspominał: - Dla mnie momentem, kiedy on otworzył się i pomału zaczął zrzucać balast tej tragedii, zaczął ujawniać emocje w stosunku do najbliższych, był moment, kiedy poszedł do Wisły Kraków. Przez lata wielu w tym naszym wiejskim środowisku odbierało Kubę negatywnie, i nagle on z czwartej ligi wyjeżdża do najlepszego klubu w Polsce. Najpierw presja i mówienie, że wujek mu załatwił, bo kolega wujka jest tam dyrektorem sportowym, co akurat było prawdą. Ale zaraz on swoimi umiejętnościami, charakterem i szacunkiem dla innych błyskawicznie przekonał ludzi do siebie.
Dodawał: - Zapamiętałam odpowiedź, jakiej udzielił Kuba pytany o to, jak dostał się do Wisły Kraków: Nikt mi niczego na piękne oczy nie załatwił, bo takowych nie posiadam.
Sam Błaszczykowski nie ukrywał potem, że był niezwykle wdzięczny ówczesnym gwiazdom Białej Gwiazdy. - Podpatrywanie Żurawia, Franka [Tomasza Frankowskiego] czy Mauro to dla mnie wielka nauka. Jestem im bardzo wdzięczny za sposób, w jaki mnie przyjęli i nie dali odczuć, że przyszedłem z czwartej ligi - mówił dla wislakrakow.com.
Żurawski: - Jak każdy młody, miał tam jakieś swoje "obowiązki" w szatni. Tyle że, my wtedy mieliśmy taką drużynę, że jak trzeba było przenieść bramkę, to nie wysyłaliśmy tylko młodych, ale nosiliśmy ją wszyscy.
16 marca 2005 roku Jakub Błaszczykowski zagrał w pierwszym oficjalnym meczu Wisły Kraków z Polonią Warszawa w Pucharze Polski (5:0). Cztery dni później, też z Polonią, po raz pierwszy zagrał w polskiej ekstraklasie. Wisła wygrała 3:1.
Kuba, nie nadajesz się
Gdy po mistrzostwie w 2005 roku zespół objął Jerzy Engel, od razu powiedział Błaszczykowskiemu, że ten nie nadaje się do jego drużyny. Piłkarz wspominał: - Pierwsze, co mi powiedział, to że nie będę u niego grał i mogę odejść. Ale potem jak zagrałem mecz z Panathinaikosem...
Dwumecz z Grekami jest jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii polskiej piłki klubowej. Wygrana dawała Wiśle grę w Lidze Mistrzów. W pierwszym meczu Biała Gwiazda zwyciężyła u siebie 3:1. To tym meczem Błaszczykowski nie dał potem Engelowi żadnego wyboru. Zagrał, co było wielkim zaskoczeniem, na prawej obronie.
Brzęczek przeczuwał wówczas kolejne kłopoty. Mówił: - Dla mnie było jasne, że gdyby coś nie poszło i Kuba też by coś zawalił, to byłby jego koniec jako zawodnika. Przez parę dni dużo ze sobą rozmawialiśmy. Trener Engel wiedział, że Kuba nigdy wcześniej na prawej obronie nie grał. Większość trenerów wystawiłaby tam zawodnika, który miał jakąś praktykę, a Engel tego nie zrobił. Mimo że to był tak ważny mecz. Nie było rozmów z trenerem dotyczących ustawienia i tego, jak Kuba powinien się zachowywać. Tylko krótko przed meczem Engel podszedł do Kuby i zapytał: Młody, czy ty wiesz, jak masz grać? Kuba powiedział: Tak, wiem.
Jak wspomina obecny selekcjoner, jego siostrzeniec zagrał "supermecz". - Chociaż przez większość spotkania grał ze złamaną kością śródstopia. Dostawał zastrzyki przeciwbólowe, noga mu puchła. Wytrzymał siedemdziesiąt dwie minuty. Szybko wrócił do zdrowia, ale zaraz trenera Engela zwolniono.
W meczu rewanżowym w Atenach bez kontuzjowanego Błaszczykowskiego Wisła przegrała 1:4. W 86. minucie sędzia nie wiedzieć czemu, nie uznał gola Marka Penksy. Grecy od razu przeprowadzili kontrę i strzelili trzeciego gola, doprowadzili do dogrywki. W 90. minucie z boiska wyleciał Radosław Sobolewski. Decydującego o awansie gola Panathinaikos strzelił w 114. minucie.
Po Engelu Wisłę tymczasowo przejął Tomasz Kulawik, a potem Dan Petrescu. Rumun wytrzymał w Krakowie dziewięć miesięcy, piłkarze mieli dosyć jego ciężkich metod treningowych. Błaszczykowski miał powiedzieć, że to najgorszy trener z jakim pracował. Lata później w rozmowie z Polsatem Sport prostował: - Nie najgorszy, tylko taki u którego trenowało się najciężej. I nie ma co ukrywać, że było bardzo trudno.
W marcu 2006 roku, czyli rok po transferze, okazało się, że Jerzy Brzęczek wcale nie jest wariatem. Błaszczykowski zadebiutował bowiem w reprezentacji Polski u Pawła Janasa.
Trampolina do kariery
Już po pierwszym świetnym sezonie zagraniczne kluby zaczęły pomocnika obserwować. Wiślaka chciał m.in Zenit St. Petersburg, ale Brzęczek i Błaszczykowski od razu wykluczyli wyjazd na Wschód. Pojawiały się propozycje za 1,5 mln euro, ale wujek nawet nie zawracał nimi głowy szefostwu Wisły. Początkowo nie mówił też siostrzeńcowi, że regularnie ogląda go Borussia Dortmund. Brzęczek uważał, że Kuba nie był jeszcze dojrzały na taki transfer.
Piłkarz coraz bardziej imponował Niemcom, zachwycił ich m.in. w meczu z Feyenoordem Rotterdam w grudniu 2006 roku (Wisła przegrała 1:3) w Pucharze UEFA. Borussia była w stanie zapłacić za Polaka 3 mln euro, Brzęczek potrzebował dla Niemców dokumentu, za jaką sumę odbędzie się transfer. Wisła chciała więcej.
Brzęczek: - Mówię: Tak, ale trzy miliony euro to i tak biznes życia dla klubu i Wisła takiego już nigdy nie zrobi. Potraktowaliście go, jak potraktowaliście, zarabiał pięć tysięcy i grał bardzo dobrze, miał klauzulę o podwyżce [za określoną liczbę meczów w sezonie - dop. red], ale ze względu na kontuzję jej nie dostał. Nie zachowaliście się fair. Panowie, mieliśmy telefony od klubów, które dawały półtora miliona euro, ale do was nie dzwoniłem, bo wiedziałem, że to za mało. Teraz przychodzę z konkretną propozycją. Potrzebuję na piśmie, że się zgadzacie - opowiadał.
Wisła chciała więc wpisać w papiery "nie mniej niż trzy miliony euro". Jeszcze raz opowiada wujek Błaszczykowskiego. - Panowie, nie mniej to również pięć czy dziesięć milionów euro. Wpiszmy konkretnie trzy miliony. Wy jeszcze na tym zarobicie, Borussia przyjedzie na mecz do Krakowa, sprzedacie prawa do transmisji itd. A oni ciągle, że nie i nie. No to nie mamy o czym rozmawiać. Wstałem i zacząłem wychodzić. A oni: Nie no, zostań. Przygotujemy taki dokument. - Ok, a ja wam zagwarantuję, że Kuba będzie grał do końca sezonu. Potem był cyrk, przysyłali niezliczone faksy i ciągle jakieś kruczki prawne nam wciskali. Trochę to trwało. Minęły chyba ze trzy tygodnie, aż w końcu podpisaliśmy umowę.
22 lutego 2007 roku, dwa lata po przyjściu do Wisły Kraków, Jakub Błaszczykowski podpisał umowę z Borussią Dortmund obowiązującą od sezonu 2007/08. Dograł sezon do końca.
Waldemar Fornalik, u którego w kadrze Błaszczykowski był kapitanem, mówił, że Wisła była dla Kuby strzałem w dziesiątkę, trampoliną do wielkiej kariery.
Błaszczykowski odbił się bardzo wysoko, został legendą Bundesligi. Teraz, po 12 latach, Wisła ponownie byłaby taką trampoliną. Kuba musi się odbić, by w ogóle jeszcze grać.
Jakub Błaszczykowski zagrał w Wiśle Kraków 67 meczów, strzelił 5 goli. Zdobył mistrzostwo Polski (2005 rok) i wicemistrzostwo (2006 rok).
---
W pracy nad tekstem korzystałem m.in z książki Małgorzaty Domagalik pt. "Kuba".