Bartosz Zimkowski: Łukasz, wstydź się! Nie tak to miało wyglądać! (komentarz)

Getty Images /  Laurence Griffiths / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański
Getty Images / Laurence Griffiths / Na zdjęciu: Łukasz Fabiański

Wszystko zepsułeś. Miałeś być ligową fajtłapą, dostarczycielem pożywki dla brukowców, a przez lata stałeś się jednym z najlepszych bramkarzy w Anglii. Nie na to się umawialiśmy!

Łukasz Fabiański zagra w czwartek w Premier League mecz nr 200 (przeciwko Southampton). To świetna okazja, aby przypomnieć Anglikom, jak bardzo się mylili w stosunku do naszego bramkarza. Po wielu bardzo solidnych sezonach byli zmuszeni nauczyć się poprawnej pisowni Fabiańskiego. Wcześniej bywały z tym problemy. Zresztą, coś o tym mógłby powiedzieć Tomasz Kuszczak.

Gdy w 2010 roku Łukasz Fabiański był na sportowym dnie, dziennikarze na Wyspach Brytyjskich prześcigali się w tworzeniu nowych prześmiewczych przydomków dla polskiego bramkarza. A że się w tym lubują, to na efekty ich pracy nie trzeba było długo czekać.

Najczęściej używanym był przydomek "Flappyhandski". "The Sun", a jakże kto inny, połączył angielskie słowa "flap" (czyli klapa) i "hand" (ręka, dłoń) z końcówką nazwiska polskiego bramkarza. To był rok 2010 i kolejny bardzo słaby mecz Fabiańskiego dla Arsenalu. Polak nie popisał się z Wigan Athletic, gdy tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego wypuścił piłkę z rąk po dośrodkowaniu. Chwilę później Kanonierzy stracili gola na 2:3.

To był zły czas dla "Fabiana". Paul Merson, były gracz Arsenalu, grzmiał w studiu, że z takim bramkarzem to mistrzostwo pojedzie, ale na pewno nie do ekipy Kanonierów. Wzywał do kupna klasowego bramkarza. Fabiański miał iść w odstawkę.

ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Wilkowicz o Mourinho: Bezdyskusyjnie jest to wielki trener

Jednym z niewielu, którzy wierzyli w Polaka, był Arsene Wenger. Zawsze go bronił i mówił, że gdyby przełożył swoją formę z treningu na mecz, byłby jednym z najlepszych bramkarzy na świecie. Ale "Fabian" spalał się podczas meczów. Był niepewny, a kibice drżeli, gdy tylko piłka znajdowała się w polu karnym. Zmieniło się to pod sam koniec jego pobytu w Arsenalu. Klub namawiał go na nowy kontrakt, dawał nawet podwyżkę. Tyle, że Fabiański chciał być już numerem 1.

Wybrał ofertę Swansea City, z dala od londyńskich korków i presji. W pierwszym sezonie, w przeciętnym zespole Łabędzi, zachował 13 czystych kont, o mały włos nie zgarniając nagrody dla bramkarza, który najczęściej schodził z boiska niepokonany. Cztery lata w Swansea udowodniły, że Polak był najlepszym piłkarzem w klubie. Skończyły się docinki, Anglicy nauczyli się poprawnie pisać oraz wymawiać imię i nazwisko.

Fabiański zapracował sobie na szacunek w Anglii. Latem znalazł nowego pracodawcę i związał się z West Ham United. Już po kilku meczach nazwano go najlepszym letnim wzmocnieniem Młotów. A na ironię można dodać fakt, że żaden bramkarz od początku poprzedniego sezonu nie obronił więcej karnych niż Fabiański. Wszyscy dobrze pamiętamy, jak w studiu Polsatu po meczu z Portugalią łamanym głosem, ze łzami w oczach mówił, że nie pomógł drużynie, bo nie obronił ani jednego karnego.

Dzisiaj Fabiański ma 33 lata. Trochę szkoda, że tak późno zaczął grać regularnie w Premier League, ponieważ mógłby już mieć z 300, a może nawet i 400 meczów. Ale i tak na wiele lat pozostanie polskim rekordzistą. Nikt obecnie nie ma szans wymienić go na fotelu lidera pod względem liczby rozegranych spotkań w angielskiej ekstraklasie.

Łukasz, czekamy na 300 meczów w Premier League.

Bartosz Zimkowski

Źródło artykułu: