Irlandzki amatorski klub Ballybrack FC popełnił sporą gafę. Sekretarz klubu wysłał pismo do rywali z prośbą o przełożenie meczu, ze względu na tragiczny wypadek, w którym zginął były piłkarz klubu - Fernando LaFuente. Spotkanie przeniesiono na inny termin, a w mediach społecznościowych pojawiały się wpisy z wyrazami współczucia i zdjęcia, na których zawodnicy uczcili jego pamięć minutą ciszy.
Klub przeprosił za całe zamieszanie, a błąd miał popełnić sekretarz klubu. - Ta poważna i nieakceptowalna pomyłka była całkowicie nie na miejscu i została popełniona, bez wiedzy innych członków klubu, przez osobę, która doświadczała poważnych osobistych trudności - napisano w oświadczeniu.
Sekretarz klubu zrezygnował już z posady, ale na przeprosinach może się nie zakończyć. Całej sytuacji przyjrzy się komisja ligi, która może nałożyć dodatkową karę na klub.
Prasa dotarła również do piłkarza, którego uśmiercono. - Koledzy z pracy zaczęli wysyłać mi te wszystkie artykuły, stąd dowiedziałem się o swojej śmierci - przyznał Hiszpan, który w przeszłości grał dla Ballybrack. Co ciekawe, klub kontaktował się z nim kilka dni wcześniej, mówiąc, że może wyniknąć jakieś zamieszanie z jego osobą w roli głównej.
- Zostałem ostrzeżony, że pojawią się jakieś historie na mój temat, ale myślałem, że to będzie coś w stylu złamania nogi. Po pracy grałem w gry wideo i nagle powiedzieli mi, że jestem gwiazdą. Nie przejmowałem się tym, bo myślałem, że chodzi o złamaną nogę. Oglądanie własnej śmierci było dość zabawne dla mnie - zapewnił LaFuente.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Gol Krzysztofa Piątka na wagę derbowego remisu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]