Zaczęło się ponad cztery miesiące temu. Był dokładnie 13 czerwca, dwa dni później reprezentacja Hiszpanii miała zagrać pierwszy mecz na mistrzostwach świata przeciwko Portugalii. Zamiast spodziewanej ciszy i koncentracji przed początkiem zmagań, był ogromny wstrząs. Zaczął się od słów: - Musieliśmy zwolnić Julena Lopeteguiego.
Luis Rubiales, szef Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej (RFEF), był wściekły, że selekcjoner za jego plecami dogadał się z Królewskimi, których miał objąć przed mistrzostwami świata. - Nie mamy nic do niego, to świetny profesjonalista. Ale sposób w jaki jego ludzie załatwili transfer do Realu Madryt, bez wiedzy i poinformowania federacji, był decydujący - dalej tłumaczył Rubiales swoją decyzję o zwolnieniu Lopeteguiego tuz przed startem mundialu. Trenerowi nie pomogły starania kapitana, Sergio Ramosa. Obrońca miał nalegać, żeby selekcjoner został na stanowisku. Szef federacji wyglądał na wściekłego i dotkniętego. Ale karma wróciła do Julena ze zdwojoną siłą.
137 dni koszmaru
- To najprawdopodobniej najsmutniejszy dzień w moim życiu od śmierci matki - mówił ze łzami w oczach Lopetegui podczas swojej prezentacji w Realu. Te słowa dotyczyły zwolnienia z reprezentacji Hiszpanii. Konferencja nowego trenera Los Blancos nastąpiła już dzień po tym, 14 czerwca. Wtedy przyznał też, że praca w Madrycie to spełnienie jego marzeń. Wszystko działo się bardzo szybko. Jednak fani Los Blancos mogli potraktować to jako dobrą wróżbę - nowy trener miał więcej czasu, by popracować z drużyną przed startem sezonu. Hiszpan mógł lepiej poznać się m. in. z Garethem Balem i Karimem Benzemą, którzy na mundial nie pojechali. A przecież miesiąc później to oni w pierwszej kolejności byli typowani do roli nowych liderów ataku pod nieobecność Cristiano Ronaldo, wytransferowanego do Juventusu.
ZOBACZ WIDEO Barcelona zdemolowała Real. Koncert Luisa Suareza! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
137 dni po oficjalnej prezentacji nastroje trenera i fanów - delikatnie określając - nie są najlepsze. Królewscy zajmują dopiero dziewiąte miejsce w Primera Division ze stratą siedmiu punktów do lidera, FC Barcelona. W Lidze Mistrzów wcale nie jest lepiej. Po okazałym zwycięstwie nad AS Roma (3:0), przyszła porażka z CSKA Moskwa (0:1) i wymęczona w bólach wygrana z Viktorią Pilzno (2:1). W grupie G Los Blancos oglądają plecy rzymian.
Kibice wściekli i rozczarowani, a Lopetegui zdruzgotany. - Zarząd uważa, że istnieje ogromna dysproporcja między jakością kadry Realu Madryt, w której jest ośmiu piłkarzy nominowanych do Złotej Piłki, co jest wydarzeniem bez precedensu w historii klubu, a wynikami drużyny w tym sezonie - piszą władze klubu w oficjalnym komunikacie o zwolnieniu trenera. - Po przeczytaniu tego oświadczenia wstyd mi, że jestem madridistą - przyznał Maqueda, szwagier zwolnionego trenera.
Julen Lopetegui po raz drugi, w przeciągu niespełna pięciu miesięcy, zostaje bezpośrednio uznany za winnego. Najpierw za brak szacunku do władz federacji i wywołanie chaosu, a później za rozczarowujące wyniki. - Nikt nie traci cierpliwości. W świecie futbolu po prostu nigdy jej nie było. W sferze emocjonalnej i przy tak wielkich drużynach jak Real Madryt czy Barcelona cierpliwość nigdy nie istniała - mówił w rozmowie z "Marką" Jorge Valdano, były zawodnik i dyrektor Realu, w kontekście pracy Lopeteguiego w stolicy Hiszpanii.
Od początku sezonu były selekcjoner ani na moment nie miał argumentów, by czuć stuprocentową pewność siebie będąc za sterami Królewskich. Takiego debiutu, jaki urządził sobie w meczu o Superpuchar Europy z Atletico Madryt (2:4), nie pamiętała większość kibiców Los Blancos. Nawet tych najstarszych. Ostatni raz trener Realu w swoim pierwszym spotkaniu stracił cztery gole w 1948 roku. Już przed starciem w Tallinie media zwracały uwagę na syndrom Cristiano. - Dla piłkarzy pokonanie szoku, polegającego z brakiem Ronaldo nie będzie łatwe - pisał "El Pais".
Jednak w rozgrywki ligowe Królewscy weszli przyzwoicie. Cztery z pięciu spotkań zakończyły się zwycięstwem. "Moment krytyczny", jak to określił "El Pais" nastąpił po blamażu na Estadio Sanchez Pizjuan. Real przegrał 0:3 z Sevillą w szóstej kolejce La Liga. Potem Lopetegui wygrał już tylko raz, z Viktorią Pilzno w LM. Z pracą pożegnał się po dramatycznym El Clasico, w którym drużyna Ernesto Valverde rozgromiła przyjezdnych aż 5:1.
Przed samym klasykiem Jorge Valdano znowu zwracał uwagę na brak lidera w ataku. - Utrata Cristiano to nie tylko kwestia samych liczb, że nagle z dnia na dzień tracisz 50 bramek. To również kwestia pewnych przyzwyczajeń, które reszta drużyna miała w związku z obecnością swojej największej gwiazdy. Gdy odchodzi ktoś tak ważny, to potrzeba czasu, aby dopracować pewne automatyzmy - przyznał.
Zgubny romantyzm
Żaden z ofensywnych piłkarzy w obecnej kadrze Realu nie potrafił przejąć odpowiedzialności na swoje barki, jak robił to CR7. Po dobrym początku rozgrywek La Liga (cztery gole w pierwszych trzech kolejkach) na dobre zaciął się Benzema. Podobnie jak Bale, który w tym samym czasie zdobył o jedną bramkę mniej. - Wbrew pozorom Lopetegui przeszedł w trudnym momencie, ponieważ drużyna dotąd miała imponującą serię triumfów. Trudno jest utrzymać zawodników na szczycie i doprowadzić do tego, aby dalej wygrywali i zdobywali tytuły. Równie trudne jest utrzymanie poziomu, który w ostatnich sezonach prezentował Real Madryt - podkreślał Julio Baptista, były piłkarz Los Blancos.
Lopeteguiemu niełatwo było odmówić Florentino Perezowi, kiedy zaoferował pracę na Estadio Santagio Bernabeu. Podobnie jak większości trenerów na świecie. Tym bardziej, że 52-latek był piłkarzem Realu i właśnie w Madrycie stawiał pierwsze kroki jako trener - najpierw jako szef skautów, a potem samodzielny szkoleniowiec drugiej drużyny. Zinedine Zidane swoim niespodziewanym odejściem postawił Królewskich w bardzo trudnej sytuacji. Ci w ten sposób postąpili z Lopeteguim negocjując z nim tuż przed arcyważnym dla reprezentacji turniejem.
Trener zagrał va banque i dla swoich marzeń poświęcił maszynę, którą doskonalił od 2016 roku. Pod jego wodzą reprezentacja Hiszpanii ani razu nie przegrała i pewnie awansowała na mundial, mając pięć punktów przewagi nad drugimi Włochami. Nie dziwne, że jedną z pierwszych decyzji nowego szefa związku było przedłużenie kontraktu z Lopeteguim do końca EURO 2020. Szkoleniowiec podjął odważną decyzję, zaryzykował, a teraz płaci za to wysoką cenę. Trudno wyobrazić sobie, by w tym sezonie ktoś miał jeszcze więcej pecha od Julena Lopeteguiego. Hiszpan wyczerpał limit już przed półmetkiem sezonu.