Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Przełom sierpnia i września to dla pana chyba najgorszy okres w roku.
Kamil Grosicki, piłkarz Hull City i reprezentacji Polski: Dwa lata temu nie trafiłem do Burnley, w meczu eliminacji MŚ z Kazachstanem nie zagrałem przez kontuzję, ale mentalnie też byłem gdzie indziej. Rok temu, w Kopenhadze, przed spotkaniem z Danią, kwestia transferu również rozgrywała się do ostatnich minut. A moja forma w meczu z Danią była fatalna. W tym roku w spotkaniu z Włochami też byłoby pewnie niezbyt ciekawie. Dobrze się stało, że dwa wrześniowe mecze oglądałem w telewizji.
Zasłużenie?
Tak. Nie byłem przygotowany do gry w kadrze pod względem mentalnym. Przyjechałbym na zgrupowanie po kolejnym nieudanym transferze. Potrzebowałem czasu, żeby wszystko sobie poukładać, wyciszyć się. Poza tym moja sytuacja w klubie była jedną wielką niewiadomą. Treningi z Hull City wznowiłem 1 sierpnia, tydzień przed startem rozgrywek Championship. Od początku nowego sezonu w klubie każdy traktował mnie jak zawodnika, który zaraz odejdzie. Jasne było, że jestem na sprzedaż. W połowie miesiąca została mi przekazana informacja, że nie zagram już w drużynie. Nikt nie chciał ryzykować mojej kontuzji wiedząc, że może to pokrzyżować ewentualny transfer. Przekazałem te informacje trenerowi Brzęczkowi. Po rozmowie z selekcjonerem dochodziły do mnie głosy, że mogę nie dostać od niego powołania na wrześniowe zgrupowanie. Odbyliśmy z trenerem rozmowę, ale bardzo fajną, normalną, rzeczową. Zaakceptowałem to. Trener Brzęczek od początku mówił, że na mnie liczy i mam być ważnym zawodnikiem jego drużyny. Ale na tamten moment podjął najlepszą decyzję. Byłem naprawdę przybity. Moja frustracja nieudanym mundialem, sytuacją w klubie, komentarzami w mediach społecznościowych, rosła z każdym dniem. Wiele rzeczy się nawarstwiło. Pod koniec sierpnia to już było apogeum.
ZOBACZ WIDEO Serie A: piękny gol Piątka. Polak centymetry od dubletu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
W pewnym momencie nie wytrzymał pan ciśnienia, między innymi w komentarzach na Twitterze.
Obrywało mi się za wszystko. Kolega wrzucił zdjęcie z wakacji, na którym byłem uśmiechnięty i zostałem za to bardzo skrytykowany. Kibice odebrali to tak, jakbym porażkę w Rosji miał gdzieś, a ja niepowodzenie na mundialu bardzo przeżyłem. Można zapytać moich najbliższych, kolegów z kadry, co się ze mną dzieje, gdy gram dla reprezentacji. To dla mnie największa duma. Starałem się wymazać te mistrzostwa z głowy, odciąć się. Ale na pewno nie miałem ich w poważaniu.
Nakręcał się pan.
Brak powołania, brak transferu, kolejne odrzucone oferty. Poza tym doszło do tego wiele małych rzeczy. Miesiąc mieszkałem w hotelu, wcześniej zrezygnowałem z domu, w którym z rodziną bardzo dobrze się czuliśmy, bo wiedziałem że odchodzę z Hull. Raz transfer może upaść, ale trzy? Nie jest łatwo się podnieść po takiej sytuacji. Łzy miałem w oczach, z nerwów, kiedy nie podpisałem umowy ze Sportingiem Lizbona. Wiedziałem, że zacznie się ze mną "jazda". Stało się to zaraz po tych wszystkich pyskówkach na Twitterze. Byłem w Bursie, przeszedłem testy medyczne, wszyscy o tym wiedzieli i znowu się nie udało. Turcy pisali nieprawdę, że uciekłem, że chciałem pieniądze za dwa lata z góry. A ludzie to czytają i co mają mówić? Że ze mnie żaden piłkarz, tylko wariat. Czułem się znokautowany. Byłem już tak blisko, żeby się odbić...
Chodzi panu o transfer?
Wraz z moimi przedstawicielami nikomu o tym nie mówiliśmy. Oferta Sportingu Lizbona pojawiła się ostatniego dnia okienka popołudniu, gdy byłem już po testach medycznych w Bursie i czekałem na załatwienie formalności. W Turcji towarzyszyli mi Michał Siara, Daniel Kaniewski i przyjaciel Maciek Kaczorowski. Byliśmy w stałym kontakcie telefonicznym z moim agentem Thomasem Krothem. Niemiec zadzwonił i powiedział: nie podpisuj kontraktu. Zapytałem, dlaczego? "Bo mam dla ciebie ofertę ze Sportingu" - powiedział. Usłyszałem to i mnie wyprostowało. Czułem, że wreszcie trafię do dużego klubu. Że spełnią się marzenia o grze w europejskich pucharach, o najwyższe cele w lidze. Poza tym miasto do życia jest kapitalne, a kontrakt indywidualny, jaki miałem otrzymać, był świetny. Wszystko było na "tak".
A wyszło na "nie".
Opuściliśmy hotel i udaliśmy się do Stambułu. Tam mieliśmy czekać, aż Hull porozumie się ze Sportingiem. Portugalczycy mieli mi wysłać kontrakt, miałem go podpisać, a na drugi dzień lecieć prywatnym samolotem do Lizbony i przejść testy medyczne. Byłem na łączach z mamą i żoną, cieszyły się. Ale miałem złe przeczucia. To było za piękne, żebym nagle znalazł się w takim miejscu, żeby sytuacja tak bardzo się odwróciła. Zawsze coś takiego musi przytrafić się właśnie Grosickiemu...
No właśnie, dlaczego?
Nie rozumiem, dlaczego ten transfer nie został sfinalizowany. Hull otrzymało przecież lepszą ofertę od Portugalczyków niż od Bursasporu, a z Turkami porozumieli się we wszystkich sprawach. Nie wiem, czy chodziło o gwarancję, że Sporting po rocznym wypożyczeniu ma mnie po sezonie wykupić? Anglicy podbijali cenę i nie wyszło. W Hull nikt mi tego nie tłumaczył. To dziwna sytuacja. Z jednej strony mówi się, że najwięcej zarabiam, dlatego chcą się mnie pozbyć, z drugiej strony odrzuca się lepszą ofertę, a akceptuje gorszą. Po wszystkim usłyszałem w Hull, że nie przyjęli oferty, bo jestem dla nich więcej wart. Cały czas słyszę takie gadanie. Do dzisiaj mamy ofertę Sportingu na mailach.
W Bursasporze mocno się na pana zdenerwowali.
Byliśmy dogadani w kwestii indywidualnych warunków. Trener Bursasporu mnie chciał, mi się perspektywa gry w tej drużynie podobała. Super stadion, kibice. Ale Sporting to byłoby uderzenie. Turcy też w to nie wierzyli. Zawodnik przylatuje, przechodzi badania i nie podpisuje kontraktu? Żebym tylko to zrobił, podwyższali mi na koniec warunki kontraktu. W pewnym momencie tak podbili stawkę, że przewyższyli ofertę finansową Sportingu. A ja podziękowałem, bo chciałem grać w Lizbonie. Ten transfer miał mnie mentalnie odbić, a spadłem jeszcze niżej. Doszedł hejt tureckich kibiców. Groźby wypisywane gdzieś na forach, w komentarzach. I znowu zaczął się bałagan.
Stąd nerwowe reakcje?
Wiem oczywiście, że sam dolewałem oliwy do ognia pyskówkami, niepotrzebnymi odpowiedziami. Czytałem komentarze i się nakręcałem. Zgadzam się też w stu procentach, że na mistrzostwach zawiedliśmy. Trudno jednak ze spokojem i uśmiechem patrzeć, jak ktoś bluźni pod zdjęciami żony czy naszymi wspólnymi z córką. Trudno było się odciąć od obelg. Inni może nie czytają komentarzy pod wpisami, a ja tak. Wchodzę w post i przeglądam. Czasem coś palnę, popełnię jakiś błąd, ale chcę być sobą. Wszystkie profile w mediach społecznościowych prowadzę sam. Myślę, że ludzie to doceniają, o czym świadczy chociażby nagroda, jaką otrzymałem od waszego portalu w lutym tego roku (osobowość roku w mediach społecznościowych, czytaj TUTAJ). Staram się być otwarty, ale jestem specyficznym człowiekiem. Piszę i mówię to, co myślę. Nie odwaliła mi sodówka, nie stałem się bucem. W życiu przeżyłem bardzo wiele, dlatego nie mam problemu z tym, żeby mówić szczerze. Reaguję, gdy ktoś obraża mnie czy najbliższych w perfidny sposób. A moją frustrację potęgował fakt, że rodzina też to bardzo przeżywała.
Na drugiej stronie przeczytasz między innymi, co Kamil Grosicki chce przekazać kibicom, jak zmieniło się jego podejście do życia i czy w Hull City może liczyć na regularną grę.
[nextpage]W jaki sposób?
Babcia dzwoniła i pytała, czemu nie gram. Mówiła, że przeczytała coś w internecie, że źle o mnie piszą. Później pytała o transfer: "co się znowu stało?" - powtarzała. Do babci przychodziły sąsiadki, wnusio zawsze najlepszy, a tu nagle pytania: co on wyrabia? Córka jeszcze nie rozumie tematów transferowych, jest za mała, ale syn żony, Marcel, już tak. Też mu się dostało. Koledzy w szkole mu z tego powodu dokuczali, pojawiały się jakieś głupie uwagi. Żonie ubliżali przeze mnie w mediach społecznościowych. Ze mną można jechać, śmiało. Ale jeżeli widzę, że ktoś bluźni pod zdjęciem z moim dzieckiem? To aż mam ochotę złapać i... za uszy wytargać. Nie chcę jednak, żeby ta rozmowa miała taki wydźwięk, że skarżę się na kibiców. Nie. Mam fantastycznych fanów, którzy mnie wspierają na żywo i w internecie. Mówię o garstce osób, która mnie atakowała, chyba z nudów. Zrobili jednak swoje. W pewnym momencie się w to wkręciłem, nie starałem się tego gasić, a jeszcze bardziej prowokowałem. Byłem strasznie przytłoczony, sfrustrowany. Ktoś mi coś napisał, odpisywałem, gotowałem się.
Ostatnio się pan wyciszył.
Tak, staram się teraz wrzucać proste posty. Mecz, zdjęcie ze spotkania, zdjęcie z rodziną. Na razie nie będę dyskutował, nie mam argumentów. Najpierw muszę znowu zacząć dobrze grać. Chciałbym powiedzieć kibicom jedno: ja nie chce się z wami kłócić, tylko wspólnie cieszyć się z sukcesów. Jestem wam bardzo wdzięczny za miłe reakcje i wsparcie. Doceniam to. Dziś idę prostą drogą. Skupiam się na małych rzeczach. Na odbudowaniu formy, wizerunku. Chce dać kilka dobrych piłek, później asystę, zdobyć bramkę. Muszę odbudować swój wizerunek, ale dobrą grą.
A odbudował pan formę mentalną?
Przestałem narzekać, nie fruwam już w chmurach, nie myślę, co będzie.
Jak to rozumieć?
Zrozumiałem, że trzeba szanować to, co się ma, a nie marzyć o tym, co mogłoby się mieć. Kiedyś myślałem inaczej. Że zawojuję cały świat. Że skoro raz klub zapłacił za mnie 9 milionów euro, to znajdzie się drugi albo i trzeci, który da 10 lub 15 mln euro. Trafiłem do Hull City, miałem pomóc drużynie utrzymać się w Premier League, w miarę sobie w tej lidze poradziłem, ale prawda jest taka, że nie sprostałem oczekiwaniom. Prosty przykład: trener Marco Silva sprowadził mnie do Hull, pół roku później odszedł do Watfordu i nie ściągnął mnie do nowego zespołu. A do Watfordu kupił Richarlisona, a rok później, gdy objął Everton, zapłacił za niego 50 milionów funtów. Po mnie się już nie zgłosił. O czymś to świadczy.
Wygląda na to, że sporo rzeczy pan zrozumiał.
Wiadomo, że chciałbym grać lepiej i w wyższej lidze. Mimo zawirowań życiowych i tak poradziłem sobie nieźle w piłce. Zacząłem szanować rzeczy, które mam, a nie mogę mieć. Mam kontrakt do 2020 roku z Hull, bardzo dobry kontrakt. Nic nie mówię, robię swoje. Najlepiej gram wtedy, gdy trener mi zaufa, jak na przykład Adama Nawałka. Za jego kadencji wywalczyłem sobie miejsce w składzie reprezentacji i grałem na dobrą czwórkę z plusem. Teraz po rozmowach z Jerzym Brzęczkiem czuję, ze w tej kadrze będzie podobnie. Takiego samego wsparcia potrzebuję w klubie.
Ma je pan w Hull?
U kibiców, kolegów z drużyny - tak. Czy u trenera? Wydaje mi się, że coraz lepsze. Wiem, że jestem potrzebny zespołowi. Znaleźliśmy się w katastrofalnym momencie. Zajmujemy ostatnie miejsce w Championship. To porażka. Nie wiem, co się dzieje. Ostatnio głośno powiedziałem w szatni, że musimy się obudzić, bo dojdzie do tragedii.
Brał pan w Hull dodatkowe treningi, by dojść do formy.
Dużo trenowałem sam. Poprosiłem też o dodatkowe zajęcia z trenerem od przygotowania fizycznego. Tak się złożyło, że poprowadził je główny menadżer, Nigel Adkins. Przed ich rozpoczęciem pomyślałem: no to czeka mnie niezły wycisk... Ale były to bardzo owocne zajęcia. Co prawda trener mocno mnie "przeciągnął", był to chyba najmocniejszy trening jaki odbyłem od dwóch miesięcy, ale dał efekty. Trener zobaczył, że bardzo mi zależy. Wszyscy mieli wolne, a ja przyszedłem na zajęcia sam z siebie. Powiedział mi: masz czystą kartę.
W reprezentacji też ma pan czystą kartę?
Zmienił się trener, muszę znowu pokazać, na co mnie stać. Chcę być ważnym zawodnikiem tej reprezentacji, a nie jednym z wielu. Jednym z wielu byłem kiedyś. Poprzedni miesiąc był na poukładanie spraw. Za kolejne cztery tygodnie chcę być już w optymalnej dyspozycji.
W mediach społecznościowych też?
Odbudowuję wizerunek. Ostatnio wrzuciłem zdjęcie z aktorem Gerardem Butlerem. Mieszkaliśmy w tym samym hotelu w Londynie. Wcześniej spotkałem tam Diego Maradonę. Dobre miejsca wybieramy z żoną! Swoją rolą w meczu z Japonią się nie chwaliłem, gdy w końcówce meczu symulowałem kontuzję (Grosicki tak podpisał zdjęcie - red.), ale post został dobrze "sprzedany". Kibice mogą zobaczyć, że Grosik wraca do formy.