Zaczęło się piorunująco. W debiucie z Grecją strzelił bramkę dla Biało-Czerwonych. A może dwie, bo przecież zmienił kierunek lotu piłki po strzale Marcina Wasilewskiego. Zdania były podzielone. To w sumie bez znaczenia. Mecz był tylko towarzyski, ale 12 sierpnia 2009 Ludovic Obraniak zdobył serca polskich kibiców. Tego dnia wszyscy już wiedzieli, że oto mamy prawdziwego zawodnika z numerem 10. Tego, na którego wszyscy tak długo czekali. Zresztą, może nawet on sam tak myślał. Był tak podekscytowany, że w nocy po meczu nie był w stanie zasnąć. Ale chyba stąpał mocniej po ziemi.
- Oj, coś mi się wydaje, że za mocno zacząłem w barwach Polski. Muszę, niestety, zmartwić kibiców, nie ma co liczyć na prawo serii - śmiał się, nie wiedząc jeszcze, że polska rzeczywistość aż roi się od biednych ofiar wygórowanych wymagań społeczeństwa.
Obraniak właśnie zakończył piłkarską karierę. Zawodnik, po którym oczekiwaliśmy tak wiele. Może zbyt wiele? Marcin Kalita, były redaktor naczelny "Przeglądu Sportowego" i znawca francuskiego futbolu: - Oczywiście od początku było widać, że pod względem kultury piłkarskiej przewyższa polski futbol. Jednak mam wrażenie, że nie do końca został w Polsce zrozumiany. Przynajmniej rola, jaką powinien odgrywać, była błędnie zinterpretowana.
ZOBACZ WIDEO Bayern Monachium na kolanach. Kolejny gol Ondreja Dudy [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Faktem jest, że kibice z dnia na dzień zaczęli wymagać od Obraniaka bycia superbohaterem. Z perspektywy czasu warto na pewno brać pod uwagę dość trudny moment, w jakim wchodził do zespołu. Leo Beenhakker po nieudanym Euro 2008 podjął się zadania przebudowy kadry. Obraniak miał być ważnym elementem.
- Tyle że w Lille Ludo był otoczony jeszcze lepszymi od siebie. My chcieliśmy, by prowadził grę. Dostał zadania, do których nie był przyzwyczajony. Nagle miał nieść na barkach polską piłkę. To było ponad jego siły - uważa Marcin Kalita.
Kalita, jako szef "PS", pomagał wówczas w operacji "Obraniak dla Polski", za którą stał Tadeusz Fogiel. Ten polski menedżer, działający na francuskim rynku, reklamował piłkarza Lille w rozmowie z portalem interia.pl. "Ma polskie atuty, bojowość i nieustępliwość wsparte techniką francuską. W Polsce też moglibyśmy wychowywać talenty, ale wie pan, jak to jest - nikt u nas nie myśli o poważnym szkoleniu dwunastolatków".
Sporo było w tym prawdy. Obraniak technicznie przewyższał siermiężny polski futbol nastawiony na wygranie walki w powietrzu i szybką kontrę.
Fogiel postanowił więc pomóc kadrze. Napisał list do kancelarii prezydenta. Nie doczekał się odpowiedzi. Nikt nie miał zamiaru traktować piłkarza jako gościa wyjątkowego. W pewnym momencie Obraniak nawet pomyślał, że Polska go po prostu nie chce i chciał się wycofać, ale w końcu załatwiono wszelkie formalności.
To wszystko działo się zaledwie 9 lat temu, ale z perspektywy czasu brzmi jak część mitologii futbolowej. Zwłaszcza dla młodego współczesnego fana, który naturalnie dzieli historię na czas przed narodzinami Roberta Lewandowskiego i po. A Lewandowski, choć z Obraniakiem grał, to faktycznie dla wielkiego futbolu narodził się później.
Takim momentem przesilenia były dla Obraniaka mistrzostwa Europy w 2012 roku. Zawiódł, zresztą dokładnie tak jak wszyscy. Po turnieju Franciszka Smudę na stanowisku selekcjonera zmienił Waldemar Fornalik i zaczął się trudny czas dla zawodnika. Selekcjoner miał innych faworytów. I od początku dał do zrozumienia, że woli piłkarzy wychowanych w Polsce od A do Z.
Dochodziło do dziwnych tarć, choć nie było jednego kluczowego zdarzenia. Po prostu atmosfera gęstniała każdego dnia. W jednym z wywiadów Obraniak w końcu powiedział, że nie wyobraża sobie gry w kadrze, dopóki selekcjonerem jest Fornalik. Potem zmienił zdanie i powiedział, że problemem są władze związku, które go szykanują.
Nie pomogło złe nastawienie ówczesnego kapitana kadry Kuby Błaszczykowskiego, który kilkakrotnie otwarcie skrytykował Ludo. Nie pomagało, że Francuz brał udział w większości akcji zaczepnych naszej drużyny.
- Na pewno nie pomogła nieco introwertyczna osobowość Ludo, który czasem sprawiał wrażenie, jakby żył we własnym świecie. Myślę, że został w pewnym sensie kozłem ofiarnym - mówi Marcin Kalita.
Faktycznie, ten człowiek o wszechstronnych zainteresowaniach, miłośnik sztuki, nie integrował się z zespołem zwykłych chłopaków. Na pewno nie prostaków, po prostu ludzi. Czy Obraniaka poświęcono dla sprawy? Na pewno była to jedna z interpretacji.
Gdy selekcjonerem został Adam Nawałka, Francuz dostał jeszcze jedną szansę. Ale nie był już tym samym zawodnikiem.
Obraniak w reprezentacji Polski zagrał w 34 mecze, strzelił 6 goli.