Mark van Bommel. Powrót na Camp Nou

TVN Agency / Na zdjęciu: Mark van Bommel
TVN Agency / Na zdjęciu: Mark van Bommel

Mark van Bommel imponująco wszedł w buty samodzielnego szkoleniowca. Już bez pomocy teścia 41-latek dobrze radzi sobie w PSV, które we wtorek zmierzy się z FC Barcelona. To pierwszy poważny test jego drużyny.

Finał mistrzostw świata w RPA w 2010 roku. Holendrzy po tym meczu przeszli do historii dzięki zawrotnej liczbie 28 popełnionych fauli. A najefektywniejszy w tym był Mark van Bommel. Pomocnik na całym turnieju 18 razy bezpardonowo zatrzymywał rywali. Wjazd wślizgiem, zza pleców i prosto w nogi, tak odwdzięczył się Andresowi Inieście, dawnemu koledze z zespołu. - To był pierwszy raz, kiedy zostałem zepchnięty do granic - mówił Hiszpan.

Z teściem na mundial

"Totalnie nie futbol" - mówili wtedy krytycy o stylu gry Holendrów. Selekcjonerem Oranje był akurat Bert van Marwijk. Szkoleniowiec przywrócił do kadry van Bommela, który skłócił się z wcześniejszym selekcjonerem, Marco van Bastenem. - Póki on będzie prowadził kadrę, ja nie będę w niej grał. Skoro jest najmądrzejszy i sadza najlepszych piłkarzy na ławce, to niech sam się w to bawi - skarżył się van Bommel.

Van Marwijka i byłego kapitana PSV i Bayernu łączy szczególna więź. To on rozwijał talent młodziutkiego wówczas van Bommela w Fortunie Sittard. Tam Mark poznał też swoją przyszłą żonę Andrę, córkę van Marwijka.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: Debiutant uratował Atletico w ostatnich sekundach. Festiwal poprzeczek i świetnych parad [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Teść towarzyszy van Bommelowi nawet, kiedy ten powiesił buty na kołku. Holenderski duet sprawdził się na kolejnym mundialu, osiem lat później. Bert van Marwijk jako selekcjoner Australii zabrał do Rosji swojego zięcia w roli asystenta.

Rodzinna przygoda za sterami zespołu Kangurów trwała zaledwie pół roku. Van Marwijk i van Bommel nie powtórzyli wyczynu Holandii z 2010 roku. Australijczycy wrócili do siebie po nieudanej fazie grupowej, w której nie wygrali ani jednego meczu (remisy 1:1 z Francją i Danią, i porażka 0:2 z Peru). W tym samym czasie zakończył się kontrakt van Marwijka. A van Bommel nie roztrzaskał się przy lądowaniu i został samodzielnym trener PSV Eindhoven.

Wymiana koszulek? Tylko po dobrym meczu

PSV pod wodzą van Bommela imponująco weszło w sezon. Wprawdzie zaczęło się od porażki w superpucharze z Feyenoordem (6:7 po rzutach karnych), ale w lidze drużyna byłego reprezentanta Holandii jak dotąd nie ma na siebie równych. Wszystkie pięć spotkań zakończyło się zwycięstwem Rolników. A duża w tym zasługa lidera ofensywy, Meksykanina Hirvinga Lozano, który już w ubiegłym sezonie był jednym z najjaśniejszych punktów PSV (17 goli i 11 asyst w Eredivisie).

Przed starciem z FC Barcelona van Bommel potrafi mówić o zaletach rywali, ale to nie zmienia celu. Przyjazd na Camp Nou nie może zamienić się w wycieczkę. - Nie obchodzi mnie, kto będzie chciał wymienić się koszulkami z Messim. Jeśli uzyskamy dobry wynik, może to zrobić każdy. Jedyną rzeczą, o którą poprosiłem moich piłkarzy to, żeby nie robili tego w przerwie - przyznaje van Bommel.

- Są ludzie, którzy mówią, że jeśli w Barcelonie przegrasz tylko 0:1, 0:2 lub 1:2, to wykonałeś dobrą robotę. To jednak nie jest nasz cel. Z takim podejściem to lepiej byłoby zostać w domu - dodaje Holender.

Doświadczony lider i żółtodziób

Dla van Bommela to będzie szczególny mecz. Na Camp Nou był gospodarzem podczas sezonu 2005/2006, kiedy po sześciu latach opuścił PSV. Holender wszedł do pierwszej drużyny z Barcelony razem z 19-letnim Leo Messim. Van Bommel widział jak młody Argentyńczyk debiutuje w rozgrywkach i strzela pierwsze gole.

Był listopad 2005 roku. Barcelona grała u siebie domowy mecz z Panathinaikosem, 34. minuta, wynik 2:0. Z piłką we własnym polu karnym pogubił się obrońca Greków, Igor Biscan. Próbował dobiec do niej bramkarz, ale szybszy był drobny nastolatek. Bez wahania wyciągnął nogę i przerzucił piłkę nad przeciwnikiem. Tak Messi zaczął strzelanie w Lidze Mistrzów. Dziś ma już 100 trafień w tych rozgrywkach.

Van Bommel wygrał z Blaugraną Ligę Mistrzów, a potem kontynuował karierę w Bayernie i Milanie. W ekipie Bawarczyków przeszedł do historii jako pierwszy kapitan-obcokrajowiec, mianował go Juergen Klinsmann. - Mark ma takie cechy charakteru, że reszta piłkarzy od razu akceptuje go jako przywódcę. Jest kapitanem mojego zespołu, bo ma niesamowitą kondycję, ale przede wszystkim jest respektowany przez kolegów - uzasadniał kolejny szkoleniowiec Louis van Gaal. Pomocnik zakończył karierę w ukochanym PSV w wieku 36 lat. W swoim stylu, ostatni mecz z Twente Enschede rozegrał do 76. minuty, kiedy został ukarany drugą żółtą kartką.

"Nic nie zmienię"

Jako trener Holender również nie zamierza nikomu schodzić z drogi. Od początku sezonu jego PSV gra ofensywnie i nie boi się rozykować. Dowód? Ligowy bilans bramek 21-3. - Na stadionie Barcelony zawsze gra się bardzo trudno, ale jednocześnie to ekscytujące wyzwanie. Na pewno jako były zawodnik tego klubu będę czuł wyjątkowe emocje w czasie meczu. Mój zespół prezentuje ofensywną piłkę i nie ma sensu zmieniać jej na mecz z Barceloną. Mamy tam pojechać i zmienić nasz system gry tylko na to jedno spotkanie? Nie, nie ma mowy. Nic nie zmienię. To nie jest droga, którą wybieram - zapowiada van Bommel.

Komentarze (0)