Między mną a Beenhakkerem jest wreszcie chemia - rozmowa z Ireneuszem Jeleniem, napastnikiem AJ Auxerre

Po fenomenalnej bramce strzelonej Paris Saint Germain Ireneusz Jeleń stał się we Francji prawdziwą gwiazdą. Największy francuski dziennik sportowy L’Equipe okrzyknął Irka "księciem Paryża". Sam Jeleń, choć przedłużył umowę z Auxerre nie wyklucza odejścia do drużyny znacznie mocniejszej. - Jest spore zainteresowanie klubów francuskich, w tym czołowych - przyznaje Jeleń.

Sebastian Staszewski: Lubiłeś w szkole fizykę?

Ireneusz Jeleń: - Raczej nie. Wolałem na wychowaniu fizycznym biegać za piłką (śmiech).

We Francji mówią, że gol strzelony PSG złamał prawa fizyki. Jakim cudem zmieściłeś piłkę w bramce strzelając z zerowego kąta?

- A tam zaraz cudem (śmiech). Trzeba przyznać, że takie bramki w piłce raczej się nie zdarzają. W tamtej sytuacji długo się nie zastanawiałem. Zdążyłem przyjąć piłkę praktycznie na linii i w momencie składania się do strzału myślałem już tylko, żeby ją podkręcić. Na moje szczęście udało się zmieścić futbolówkę między nogami Landreau i słupkiem. Przecież równie dobrze mogłem trafić prosto w bramkarza.

Z pośród wszystkich twoich bramek strzelonych na boiskach League 1 ta była najpiękniejsza?

- Zdecydowanie tak. Raczej drugiej takiej w życiu nie strzelę. Tą bramkę będę pamiętać jeszcze wiele lat.

Stajesz się we Francji prawdziwą gwiazdą. L’Equipe pisze "fenomenalny Jeleń", "polski książę Paryża" i po raz kolejny wybiera cię do jedenastki kolejki.

- To miłe, ale celebrytą nie będę. Stałem się trochę popularniejszy i tyle. Cieszę się, że praca na treningach przynosi efekt.

Pewnie ciężko wyjść na wieczorny spacer po Auxerre? W tak małym miasteczku kibice rozpoznają cię z daleka.

- Oj, nie przesadzajmy. Na pewno wszyscy mnie poznają, ale nie rzucają się tłumami po autografy. Francuzi to taki naród, że machną ręką, przywitają się, pozdrowią, ale nie są natrętni. Przyznam, że taka forma popularności mi odpowiada. Jest to bardzo miłe.

Wygląda na to, że jesteś w życiowej formie. Pamiętasz okres w którym prezentowałeś się równie dobrze?

- Porównałbym moją formę do tej, jaką miałem na Mistrzostwach Świata w Niemczech. Wtedy, szczególnie fizycznie, czułem się fenomenalnie. Teraz też mam lekkość, szybkość, dynamikę. Do tego poprawiłem swoje umiejętności piłkarskie. Oby taka dyspozycja utrzymywała się jak najdłużej.

Gdyby nie te nieszczęsne plecy, które co jakiś czas sprawiają ci problemy dziś pewnie grałbyś w Marsylii lub Lyonie.

- To gdybanie, choć jest w tym na pewno trochę racji. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie patrzę za siebie. Cieszę się, że problem z plecami został prawie załatwiony. Wreszcie trafiłem na lekarza, który wie co mi dolega. Leczyłem się we Francji, ale nie było żadnych efektów i dostałem pozwolenie z klubu na szukanie własnego fachowca. I znalazłem, w Polsce.

Jeszcze nic straconego. Po meczu z PSG podobno awansowałeś na liście piłkarzy, których paryżanie chcą pozyskać latem.

- Dochodzą do mnie takie pogłoski i to na pewno bardzo miłe. Mecz mi wyszedł i działacze ze stolicy na pewno to dostrzegli. Czekam na konkretną ofertę i zobaczymy, co z tego zainteresowania wyniknie.

Kilka dni temu podpisałeś nową umowę z AJA i stałeś się najlepiej opłacanym piłkarzem w klubie. Mimo wszystko masz chyba sporą ochotę spróbować sił w lepszej drużynie niż zespół Jeana Fernandeza.

- Jasne, że mam ambicję grać w klubie lepszym niż Auxerre. To, że przedłużyłem umowę nie znaczy, że w będę tu grać do 2011 roku. Chciałem wynegocjować dobry kontrakt i udało się. Rozmowy z prezydentem Hamelem były bardzo trudne, ale udały się. Mam zapewnioną przyszłość. Będę zarabiać dobre pieniądze, wiem, że jestem potrzebny klubowi a co najważniejsze wpisałem w kontrakt kwotę odstępnego.

Podobno, żeby wykupić cię z Auxerre trzeba wyłożyć około pięciu milionów euro.

- Może tak a może nie. Umówiłem się z klubem, że nie podam dokładnych kwot. Za jakiś czas pewnie to będzie podane to wiadomości, ale teraz zachowam milczenie.

Zdradzisz skąd miałeś propozycje transferowe?

- Był temat Almerii, klubów niemieckich: Hannoveru i Borussii Dortmund. Największe zainteresowanie było jednak ze strony klubów francuskich. Nie chcę zdradzać wszystkich nazw, bo kilka tematów dalej jest aktualnych. Negocjujemy i czekamy do lata.

Twój skok formy zbiegł się ze zmianą pozycji. Zamiast na prawej pomocy Fernandez wreszcie wystawia cię w ataku.

- I daje to efekty. Kiedy przychodziłem tu po Mundialu miałem grać właśnie na prawej pomocy. Tak było przez prawie trzy lata. Teraz na szczęście trener daje mi grać w ataku i jak widać ta pozycja bardzo mi pasuje. Mogę strzelać bramki, zaliczyłem też kilka asyst. Pokazałem, że mam instynkt strzelecki. Można powiedzieć, że odżyłem odkąd gram w ataku. Teraz Auxerre gra pode mnie.

Szkoda, że nie zagrasz w meczach reprezentacji podczas zgrupowania w RPA. Operacja pleców, którą przejdziesz w tym czasie będzie poważna?

- Raczej nie. Chcemy do końca zaleczyć te plecy. Teraz jest idealny moment, aby to załatwić. Po operacji i rehabilitacji wrócę do treningów i będę chciał przygotować się do sezonu przynajmniej tak, jak przygotowałem się do tej rundy. Na jesień chcę być w super formie.

Paweł Brożek - Ireneusz Jeleń. Tak będzie wyglądał atak, który zapewni nam awans do południowo-afrykańskiego Mundialu?

- Czy zapewni awans to nie wiem, ale fajnie byłoby stworzyć duet z Pawłem. Nie jest jednak powiedziane, że do tego czasu nie wskoczy do składu ktoś inny. Jest przecież Robert Lewandowski, Marek Saganowski. Mamy naprawdę dobrych napastników.

Dziś jednak niepodważalnie waszej dwójce gra w pierwszym składzie należy się jak psu kość.

- Cieszy mnie takie stwierdzenie. Ale decyduje Leo i to on podejmie ostateczną decyzję. Sytuacja w grupie jest bardzo ciężka i musimy wygrać wszystkie mecze. Trener zrobi tak, żebyśmy wygrali. A jeżeli mi będzie przy okazji dane grać to super.

Wygląda na to, że Beenhakker wreszcie się do ciebie przekonał.

- Chyba tak właśnie jest. Między mną a nim pojawiła się jakaś chemia. Wydaje mi się, że kadra na moim powołaniu zyskuje. Z Irlandią strzeliłem bramkę, również z San Marino. Teraz liczę na kolejne.

Źródło artykułu: