Liga Narodów. Włochy - Polska. Bez makaronu na uszy. Remis na nowe otwarcie

PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Piotr Zieliński i trener Jerzy Brzęczek
PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Piotr Zieliński i trener Jerzy Brzęczek

Polacy grali konkretnie, mądrze i być może wyrzucili już beznadziejny mundial z głów. Na początek pracy Jerzego Brzęczka Biało-Czerwoni zremisowali z Włochami 1:1, choć powinni mecz wygrać.

Jacek Stańczyk z Bolonii 

Wejść w nową erę powinniśmy po 6 minutach od rozpoczęcia spotkania. Osaczony przez Włochów Robert Lewandowski znalazł lukę, podał do Piotra Zielińskiego, a ten wybiegł sam przed Gianluigiego Donnarumę i strzelił. Na trybunach krzyknęliśmy "gol", bo to powinien być gol. Włoski bramkarz odbił jednak piłkę. Na piękne, nowe otwarcie w polskiej piłce musieliśmy jeszcze poczekać do 40. minuty.

Polacy wywalczyli piłkę pod polem karnym Włochów, znowu na lewej stronie dostał ją Lewy. Kapitan wyczekał z podaniem, lobem zagrał ją wzdłuż pola bramkowego, a nadbiegający Zieliński tym razem nie dał szans bramkarzowi. Piłka zatrzepotała w siatce, polskie szaliki zatrzepotały na rękach kibiców, a ci bolońscy zaczęli gwizdać, gdy dowiedzieli się, że do bramki trafił piłkarz z Neapolu. I dla naszego futbolu nastały nowe, oby jeszcze lepsze nowe czasy.

Jerzy Brzęczek to w naszym sporcie medal olimpijski, gol w przegranym meczu na Wembley i nieudana pogoń za Frederikiem Ljungberiem w również przegranym meczu ze Szwecją. To łącznie kilkaset meczów z kapitańską opaską w klubach i reprezentacji. Gdy rok temu jechał z żoną na wczasy, myślał raczej o gorącym piasku i imponujących zabytkach. Szybko musiał sie przestawić, bo Wisła Płock potrzebowała człowieka, który wygrzebie ją z dna. Tego lata zmienić myślenie musiał w kilka godzin, gdy z propozycją zadzwonił Zbigniew Boniek. Gdy w Bolonii odgrywano polski hymn, musiał być wzruszony. Na dobre rozpoczął pracę swojego życia.

Przed meczem z Włochami nie nawijał makaronu na uszy. Nie przekonywał, że jest cudotwórcą. Nie obiecywał poprawy w ofensywie, defensywie i sferze mentalnej. To, co mógł zrobić, to sprawić, żeby piłkarze raz na zawsze zapomnieli o rosyjskiej klęsce i uwierzyli, że nie są tacy fatalni, jak o nich często pisano.

ZOBACZ WIDEO Brak gry w klubie ma pomóc Błaszczykowskiemu

Problemów miał sporo. Zdecydował na przykład, że złamie hierarchię Adama Nawałki i w bramce postawił na wiecznie drugiego Łukasza Fabiańskiego. Nie kombinował z trzema obrońcami, więc zagrał czterema. Obok Kamila Glika umieścił jednak Jana Bednarka, a na lewej obronie swoje piłkarskie "dziecko", czyli Arkadiusza Recę. To Brzęczek wymyślił bowiem w Płocku, że z przebojowego, jednego z najszybszych w lidze skrzydłowych zrobi lewego obrońcę. Gdy piłkarz usłyszał o planie, chwycił za telefon i wściekły zadzwonił do agenta, aby ten szukał mu nowego klubu. A potem frustrował się po kolejnych błędach. Dziś Reca jest już w nowym klubie (Atalanta Bergamo), kosztował 4 mln euro. Mecz z Włochami zaczął odważnie, od dwóch wygranych pojedynków. Potem raczej nie dawał ogrywać się rywalom. Zagrał bardzo poprawnie.

A Polska w pierwszej połowie była groźniejsza. Rywalem może i była legenda światowego futbolu, ale też drużyna, która dopiero otrząsa się po szoku 50-lecia, jakim był brak kwalifikacji do mundialu. Piłkarze Roberto Manciniego w tym roku grali z Anglią, Argentyną, Francją, Holandią, wygrali tylko z Arabią Saudyjską (2:1). W piątek zaczęli nie niskim, tylko wysokim pressingiem, atakowali Biało-Czerwonych już pod ich polem karnym, ale byli bezradni, gdy już udało im się przejąć piłkę. Jeden raz zagrozili bramce Fabiańskiego, gdy Polacy źle sobie podali, a Bernardeschi strzelił tuż obok słupka. I tyle zagrożenia, choć w kilku akcjach czarowali. Tak jak wtedy, gdy ponownie Bernardeschi ruletą zgubił dwóch Polaków.

A Polacy jak ich trener - bez tego włoskiego makaronu na uszy. Grali prosto i konkretnie. Jak trzeba było wybić piłkę przed siebie na oślep, to ją wybijali, choć oczywiście próbowali też spod tego pressingu wychodzić podaniami. Jak trzeba było strzelić gola, to go strzelili.

Drugą połowę gospodarze zaczęli ponownie mocno, przyspieszyli, nasi nie dali jednak wchodzić sobie na głowy. I z czasem, w niektórych akcjach sami przechodzili do atakowania gospodarzy już pod ich bramką.

Gdy w 66. minucie z boiska schodził Piotr Zieliński, Jerzy Brzęczek wyściskał go mocno. Zrobienie z pomocnika Napoli lidera kadry jest jednym z najważniejszych zadań nowego selekcjonera. Tak jak Adam Nawałka odnalazł dla reprezentacji Roberta Lewandowskiego. Zieliński w piątek był takim liderem.

Prowadzenia niestety nie udało się utrzymać. W 77. minucie Jakub Błaszczykowski w polu karnym wybił piłkę spod nóg Federico Chiesy, ale sędzia Felix Zwayer jednak gwizdnął jedenastkę. Gola strzelił Jorginho. Gdyby był VAR, to może arbiter zmieniłby decyzję, choć to też nie jest pewne.

Brzęczek nie miał łatwego zadania na starcie. Nie dostał za rywala drużyny kelnerów, której Lewandowski mógł nastrzelać tuzin goli, a my potem moglibyśmy ogłosić, że jednak mundialowa klęska była tylko przypadkiem. Włosi, choćby w kryzysie, zawsze są mocni i groźni. Leonardo Bonuccii do spółki z Giorgio Chiellinim potrafią tak uprzykrzyć napastnikom życie, że ci nie wytrzymują psychicznie. A jednak to był dobry początek. Polacy dowodzeni przez "papieża" (to jedna z ksyw Brzęczka) muszą po takim meczu uwierzyć, że nie będzie z nimi źle, że do piłkarskiego nieba można wrócić.

My chyba uwierzyliśmy. Amen.

Włochy - Polska 1:1 (0:1)
0:1 - Piotr Zieliński 40'
1:1 - Jorginho 80' (k.)

Włochy: Gianluigi Donnaruma - Davide Zappacosta, Leonardo Bonucci, Giorgio Chiellin, Cristiano Biraghi - Lorenzo Pellegrini (46' Giacomo Bonaventura), Jorginho, Roberto Gagliardini - Federico Bernardeschi, Lorenzo Insigne (72' Federico Chiesa), Mario Balotelli (61' Andrea Belotti).

Polska: Łukasz Fabiański - Bartosz Bereszyński, Jan Bednarek, Kamil Glik, Arkadiusz Reca - Jakub Błaszczykowski (80' Rafał Pietrzak), Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich (55' Damian Szymański), Rafał Kurzawa, Piotr Zieliński (66' Karol Linetty) - Robert Lewandowski.

Żółte kartki: Giorgio Chiellini (Włochy) oraz Mateusz Klich, Jakub Błaszczykowski, Łukasz Fabiański (Polska).

Sędziował: Felix Zwayer (Niemcy).

Źródło artykułu: