Włochy - Polska: Czas wstać z kolan

PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Kamil Glik (z lewej) i Robert Lewandowski
PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Kamil Glik (z lewej) i Robert Lewandowski

Piątkowy mecz z Włochami to tylko starcie w ramach Ligi Narodów, ale stawka wbrew pozorom jest dla Biało-Czerwonych spora. Trzeba bowiem zawalczyć o odzyskanie zaufania kibiców po rosyjskim blamażu. Początek meczu o godzinie 20:45.

[b]

Z Bolonii Paweł Kapusta[/b]

Obecni na czwartkowej konferencji prasowej Jerzego Brzęczka włoscy dziennikarze dopytywali selekcjonera, co w polskiej kadrze jest po mundialu świeże, jak odmienił drużynę. Trener zwrócił uwagę na nowe twarze (a powołał ich cały tuzin), dorzucił kilka zdań o taktyce. Osoby będące w bezpośrednim otoczeniu zespołu bez problemu dostrzegają jednak, że zmieniło się także coś innego: otoczka i atmosfera wokół kadry.

Jeszcze kilka miesięcy temu piłkarze nie byli w stanie opędzić się od kibiców, a każdy ich ruch śledziły kamery. Dyskutowano o nich w śniadaniowych programach telewizyjnych, gospodynie domowe szukały plusów i minusów ustawienia z trójką obrońców. Mundialowy blamaż sprawił jednak, że zawodnicy bez większego problemu mogą usiąść w hotelowym lobby i przez kilkadziesiąt minut w spokoju sączyć kawę. Gospodynie wróciły do lepienia pierogów, balon eksplodował. Pompowanie nowego nie będzie wcale takie proste.

Powrót do starego

- Zdajemy sobie sprawę, co się wydarzyło i jakie ma to skutki. Tak, jak po mistrzostwach musimy odbudować zespół, tak samo musimy odbudować zaufanie kibiców - mówił nam Grzegorz Krychowiak. A obserwując i słuchając w czwartek Jerzego Brzęczka trudno było nie odnieść wrażenia, że nawet on nie do końca wie, na co stać lepiony przez niego zespół. - Trenowaliśmy wspólnie od trzech dni. Dopiero po piątkowym meczu będę umiał ocenić, jak szybko zawodnicy potrafią przełożyć trening na mecz - przyznawał.

ZOBACZ WIDEO Michał Kołodziejczyk: Obawiam się, że mecz z Włochami może pogłębić kryzys reprezentacji

Na pewno nie będzie kombinacji z taktyką. Brzęczek postawi albo na 1-4-4-2, albo 1-4-2-3-1, czyli zestawienie, w którym pod wodzą Adama Nawałki dwukrotnie wywalczyliśmy awans na wielkie imprezy, w którym od lat czujemy się najlepiej i najmocniej. Personalia: na pewno zobaczymy w wyjściowym składzie minimum jednego debiutanta. Na lewej obronie zagra ktoś z dwójki Rafał Pietrzak - Arkadiusz Reca.

Największe wątpliwości dotyczą zestawienia środkowej linii. Brzęczek da jednak najpewniej szansę Mateuszowi Klichowi, który będzie miał pełnić funkcję łącznika między Krychowiakiem a Piotrem Zielińskim. Na skrzydłach powinniśmy zobaczyć Kubę Błaszczykowskiego i Rafała Kurzawę. Szpica to rzecz jasna Robert Lewandowski. Zarówno Arkadiusza Milika, jak i będącego w niebywałym gazie Krzysztofa Piątka w wyjściowej jedenastce raczej nie zobaczymy.

- Istnieje możliwość, że w przyszłości będziemy grali z tymi trzema piłkarzami w składzie jednocześnie, ale w tym momencie i przy takiej taktyce jest to raczej niemożliwe - przyznał Brzęczek.

W Bolonii - spokój

Włosi po jeszcze większym blamażu niż Polacy, bo przecież mundial mogli z zazdrością śledzić tylko w telewizji, również budują drużynę na nowo. Roberto Mancini w odpowiedzi na nasze pytanie na konferencji prasowej przyznał nawet, że to on ma trudniejsze zadanie od Jerzego Brzęczka. Najprawdopodobniej zestawi drużynę w systemie 1-4-3-3, w środku obrony znajdzie się miejsce dla wracającego do kadry Giorgio Chielliniego, na skrzydłach szaleć mają Federico Bernardeschi i Lorenzo Insigne, a na desancie ma operować Mario Balotelli.

- Mecz przeciwko Polsce jest dla nas cenny i ważny. Polacy tworzą jeden z najsilniejszych zespołów w Europie, mają znakomitych i utalentowanych piłkarzy - rzucał Mancini frazesami na prawo i lewo. Na bardziej szczegółowe pytanie o utalentowanych zawodników, wymienił tylko Milika, Zielińskiego i Lewandowskiego.

Bolonia i ogólnie Włochy meczem z Polską nie żyją. W całym mieście nie sposób zaleźć plakatu, informacji, choć najmniejszego akcentu przypominającego, że w piątek dojdzie tu do starcia ich narodowego zespołu. Zainteresowania meczem miejscowej publiczności też nie można określić mianem szalonego. Jeszcze kilka dni temu organizator sprzedał tylko trochę ponad 15 tysięcy biletów. W czwartek sprzedanych wejściówek było już 22 tysiące, łącznie organizatorzy planują wpuścić na trybuny niespełna 30 tysięcy widzów. Najtańsze bilety na mecz kosztowały tu raptem 11 euro.

Co ciekawe, najtańsza wejściówka na towarzyski mecz Polska - Irlandia we Wrocławiu 11 września kosztuje 60 złotych. Co równie ciekawe, na październikowe starcia w Lidze Narodów przeciwko Portugalii i Włochom PZPN ceny najtańszych wejściówek ustalił na 80 złotych. Oglądanie dobrego futbolu w Polsce kosztuje więc więcej niż we Włoszech. W piątek wieczorem polscy kibice będą już mogli udzielić odpowiedzi na pytanie, czy to cena adekwatna do oferowanej jakości.

Początek meczu z Włochami o godzinie 20:45. Transmisja w TVP oraz Polsat Sport.

Źródło artykułu: