Z Vackiem wiązano ogromne nadzieje. Trzy sezony temu poprowadził Piasta Gliwice do wicemistrzostwa kraju, w 33 meczach strzelił pięć bramek. Udany rok w Polsce był jednak swego rodzaju anomalią, bo nigdy wcześniej ani później Czech nie osiągnął takiej formy. Jego transfer do Śląska Wrocław okazał się nieporozumieniem.
Jan Urban bardzo nalegał na pozyskanie Vacka, bo potrzebował kreatywnego pomocnika, dogrywającego piłki do Arkadiusza Piecha i Marcina Robaka. Mając w pamięci jego popisy w barwach Piasta, Śląsk podpisał umowę, pomimo że Czech przez ostatnie miesiące niemal wyłącznie trenował w Maccabi Hajfa, przez co narobił sobie ogromnych zaległości. Nawet, gdy dostał się do jedenastki, to głównie człapał w środku pola, po prostu był hamulcowym. Czasami grał, bo wymagała tego sytuacja kadrowa, ale żaden z jego 25 meczów w Śląsku nie zapadł szczególnie w pamięć.
Trener Tadeusz Pawłowski nie widział go w pierwszej drużynie i po zakończeniu sezonu Vacek ugrzązł w rezerwach, za co inkasuje kosmiczne pieniądze (ponad 60 tys. złotych miesięcznie). Od kilku tygodni klub próbował dojść z nim do porozumienia w sprawie rozwiązania umowy (ważnej do 2020 roku). W końcu piłkarz przystał na propozycję władz i oficjalnie pożegnał się ze Śląskiem.
Jaka czeka go przyszłość? Możliwe, że miękkie lądowanie w drużynie mistrza Słowacji, Spartaku Trnava, gdzie trenerem jest Radoslav Latal, stary znajomy z Piasta Gliwice.
Przyszłości we Wrocławiu nie ma też Dragoljub Srnić. Serb, choć waleczny i niezły w odbiorze piłki, spadł daleko w hierarchii środkowych pomocników. Śląsk stawia na Polaków, Mateusza Radeckiego i Macieja Pałaszewskiego. Poza tym, 26-latek właściwie nic nie dawał zespołowi w ofensywie.
ZOBACZ WIDEO Justin Kluivert już czaruje, AS Roma rzutem na taśmę pokonała Torino FC [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]