Gwizdek sędziego. Rzut wolny dla gości. 20 kibiców gospodarzy podrywa się od grilla. Jeden rzuca wyzwiskami w stronę nastoletniego arbitra, drugi wygraża niewiele starszemu liniowemu. Bramki nie ma, więc sytuacja się uspokaja. Można wrócić do świeżo otwartego piwa. Po kilkunastu minutach mecz piątej ligi luksemburskiej dobiega końca i w sumie niewiele kto zna nawet jego wynik. Rozmowa zboczyła bowiem na jeden z tematów wczorajszych wieczornych wiadomości o podpaleniu... śmietnika.
Pół drużyny z Niemiec i odprawa w czterech językach
Luksemburg to kraj kontrastów. Chociaż ma najwyższe na świecie PKB na osobę i średnie płace zaliczane do najlepszych w Europie, to według statystyk jego mieszkańcy są jednymi z najbardziej nieszczęśliwych na naszym kontynencie. Znajdują się także wśród czołówki w spożyciu alkoholu. Ale zarazem są jednym z najspokojniejszych narodów. I to mimo, że z ponad 600 tysięcy osób około połowa to przybysze z innych państw.
W kraju obowiązują trzy języki urzędowe (poza rodzimym: francuski i niemiecki), ale w użyciu jest ich o wiele więcej (w wielu miejscach można się dogadać także po holendersku, portugalsku czy angielsku). Różnokulturowość jest także zauważalna w tutejszej lidze. - Kiedy kilka lat temu grałem w ekstraklasie, naliczyłem bodajże 11 obcokrajowców w kadrze. Później na odprawie nasz trener mówił w czterech językach, by każdy zrozumiał - opowiada nam Michał Augustyn z FC 47 Bastendorf. - Z kolei kiedy występowałem niedawno w zespole przy granicy niemieckiej, około połowę drużyny stanowili Niemcy dojeżdżający na treningi ze swojego kraju - dodaje były golkiper Chrobrego Głogów.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: atak jak z kung-fu! Piłkarz-brutal znokautował rywala
Wśród najlepszych zespołów próżno szukać nazwisk Polaków. Ogółem w całej lidze jest ich zresztą niewiele. Najbardziej znany z naszych przedstawicieli Mateusz Siebert gra w Rumelange. Jego kolegą klubowym jest pochodzący z nad Wisły pomocnik Jeremiah Dabrowski. Z kolei w Etzelli Ettelbrueck występuje powoływany w przeszłości na konsultacje młodzieżówki biało-czerwonych Jakub Jarecki. Kilku można też spotkać w niższych ligach. Czasy, gdy Luksemburg żył popisami strzeleckimi Tomasza Gruszczyńskiego są już tylko wspomnieniem. - Tutaj nie uważa się nas za jakąś piłkarską nację. Kluby wolą wziąć kogoś z trzeciej ligi niemieckiej czy drugiej hiszpańskiej i nic w tym dziwnego - zaznacza Augustyn.
15-letni liniowy i wicemistrz świata doglądający biznesu
Rozgrywki są mocno rozbudowane. Lig jest łącznie aż pięć. Do tego od trzeciej w dół są po dwie grupy. Wszędzie po 14 zespołów. - Jakby tego było mało, jest taki dziwny zwyczaj, że 90 proc. spotkań odbywa się w niedzielę o godz. 16 - mówi Augustyn. Nie trudno więc domyślić się, że taka sytuacja w tak małym kraju rodzi wiele problemów. Największy jest z sędziami. Dobrych jest tylko kilku, a przecież trzeba obsadzić wiele pojedynków. - Kiedyś w jednym z moich meczów w niższej lidze na linii biegał 15-latek. Koledzy bali się do niego krzyknąć, by nie uciekł - śmieje się bramkarz FC 47 Bastendorf.
Jak opowiada 27-latek, im niższa liga tym ciekawsze przeżycia. - Kiedy przyjechałem tu pięć lat temu do trzeciej ligi można było to porównać z naszą hmmm... okręgówką? - zamyśla się zawodnik. Tam nie ma oczywiście zawodostwa. Część piłkarzy pracuje, by związać koniec z końcem. Ci, którzy nie muszą także imają się jednak dodatkowych zajęć. - Treningi odbywają się najczęściej wieczorem, więc nie ma z tym problemu - przekonuje Augustyn.
Inaczej jest w ekstraklasie. W elicie można znaleźć nie tylko czysto zawodowych piłkarzy, ale nawet nazwiska znane z najlepszych lig europejskich. Na gwiazdę ligi typuje się Milana Bisevaca z Dudelange, który w Ligue 1 zagrał ponad dwieście spotkań m. in. dla PSG i Olympique Lyon. Wbrew pozorom, znani najczęściej jednak nie przychodzą tu grać dla pieniędzy. - Pół roku temu do Differdange trafił np. Florent Malouda. Wszyscy mówili, że przyszedł dorobić do emerytury, ale prawda była taka, że miał po prostu restaurację w centrum miasta - opowiada Augustyn.
Talenty szkolone zagranicą i marzenia o LE
Celem Luksemburczyków jest dołączenie do grupy futbolowych europejskich sredniaków. Plan realizują już od kilkunastu lat i trzeba przyznać, że są już powolne efekty. Jeszcze kilkanaście lat temu kluby zbierały regularne manto w europejskich pucharach, przegrywając dwumecze nawet w rozmiarach dwucyfrowych. W ostatnich sezonach Football 1991 Dudelange (więcej o rywalach Legii -> KLIKNIJ TUTAJ) i Progres Niedercorn (więcej o wicemistrzach Luksemburga -> KLIKNIJ TUTAJ) potrafiły jednak wyeliminować RB Salzburg, Glasgow Rangers czy Gabalę. Podobnie jest w przypadku kadry narodowej, która już nie jest dostarczycielem punktów w kwalifikacjach ME i MŚ. Niespełna rok temu zremisowała bowiem z Francją. I to na wyjeździe!
Niewykluczone, że duży wpływ na postępy Luksemburczyków ma odpowiednie na szkolenie. Każdy zespół z ekstraklasy ma kilka drużyn młodzieżowych. Do tego nawet w tych mniejszych wioskach jest boisko. Największe talenty są wysyłane niemal natychmiast za granicę, by szkolić się w akademiach klubów z Belgii czy Francji. Taką drogę przebył m. in. Chris Philipps z Legii Warszawa, który w wieku 14 lat przeniósł się do Metz.
Problemem pozostaje tylko zainteresowanie. - Ale z roku na rok jest coraz lepiej. Na najciekawsze mecze potrafi nawet przyjść 2500 ludzi. Do tego powstała telewizja, która pokazuje mecze oraz dość obszerny magazyn poświęcony każdej kolejce ekstraklasy. Gazety poświęcają jej kilka stron - opowiada Michał Mroch z FC Atert Bissen. - Na pewno mógłby to wszystko napędzić ewentualny sukces w pucharach, czyli wejście do rundy grupowej LE. Tym bardziej, że są czynione starania, by BGL Ligue stała się w pełni profesjonalną - dodaje na zakończenie.