Po szybkim zdobyciu bramki, Legia wyraźnie zwolniła swoją grę. Przez to dała szansę gościom z Bytomia na wyrównanie. - Możemy się cieszyć ze zwycięstwa, ale nie tak to miało wyglądać. Zespół walczący o mistrzostwo Polski, kiedy ma pozytywny wynik, musi przeciwnika dobić, żeby bardziej go szanował - wyraził swoje niezadowolenie po meczu trener Jan Urban.
I rzeczywiście Polonia wyczuwając szansę, wykorzystała swoją najgroźniejszą broń, czyli stałe fragmenty gry. Po jednym z nich zdołała wyrównać stan meczu. Na początku drugiej połowy legioniści oddali inicjatywę i dopiero, gdy poczuli "nóż na gardle" zaatakowali z całych i zdołali strzelić zwycięskie bramki.
Spora w tym zasługa dwóch zawodników. Piotra Gizy i Adriana Paluchowskiego. O bardzo dobrym występie młodego napastnika informowaliśmy w niedzielę (czytaj TUTAJ). Natomiast nieco niedoceniany pomocnik Legii znów zagrał bardzo dobre spotkanie. Zdobył bramkę i zaliczył asystę, a także miał udział przy pierwszym golu. "Gizmo" w rundzie wiosennej wyrósł na pierwszoplanową postać stołecznego zespołu i tylko można żałować, że z konieczności jest ustawiany na boku pomocy, zamiast w środku pola.
Spowodowane jest to słabszą obecnie formą Miroslava Radovica. Choć i ten, gdy pojawił się na boisku, grał lepiej, niż w ostatnich spotkaniach. Dobrze współpracował na prawej stronie z Jakubem Rzeźniczakiem. Prawy obrońca Legii sobotni występ również może zapisać do udanych. Najpierw genialna asysta przy pierwszym golu. Później grał pewnie w obronie i również włączał się do ofensywnych akcji.
To wszystko może zamazać rzeczywisty obraz gry warszawskiego zespołu. Coraz większym problemem jest fatalna dyspozycja Rogera. Brazylijczyk z polskim paszportem, od kilku spotkań po boisku porusza się co najwyżej truchtem. Notuje wiele strat, a do tego nie walczy w obronie. W sobotę nie próbował nawet podążać na straconymi piłkami, choć nieraz mogło to zaowocować groźnymi kontrami.
Zresztą cały zespół przez długie minuty prezentował stateczną grę. Co prawda Polonia Bytom nie potrafiła poważnie zagrozić Legii, ale również gospodarze nie stwarzali groźnych okazji. Na domiar złego wygrana nie pomogła w kontekście walki o mistrzostwo Polski. O ile Lech Poznań również nie pokazał wielkiej piłki, to już Wisła Kraków swój mecz zwyciężyła przekonywająco i udowodniła, że fotel lidera ma zamiar zajmować do końca rozgrywek.
Teraz przed trenerem Urbanem i jego podopiecznymi ciężki tydzień pracy, podczas którego muszą zrobić najwięcej jak to możliwe, by we Wrocławiu wygrać kolejny mecz "o życie". W Warszawie liczą, że do tego czasu wykuruje się Takesure Chinyama. Choć akurat po tym, co w sobotę pokazał Paluchowski, powrót pierwszego snajpera wydaje się najmniejszym problemem.