- Powiedzieli mi: masz 10 minut na pokazanie, co umiesz. Ani minuty więcej - wspomina swoje testy w Corinthians. Gdyby coś poszło nie tak, być może dziś FC Barcelona nie płaciła za niego 41 milionów euro. Ale poszło świetnie, a Malcom Filipe Silva trafił na szczyt europejskiego futbolu.
Pozyskanie 21-latka to w zgodnej opinii znakomity ruch mistrza Hiszpanii. Brazylijczyk trafia do Katalonii w glorii gwiazdy Ligue 1 i chociaż niektórzy przypominają, że przed rokiem wszyscy zachwycali się pozyskaniem Ousmane Dembele (który okazuje się jak dotąd niewypałem), nowy gracz Barcelony ma mieć o wiele większe szanse na sukces.
- Jest po prostu bardzo dojrzały jak na swój wiek. Nie przejmuje się opiniami dziennikarzy, to w ogóle na niego nie działa. A o piłkarskich umiejętnościach nie trzeba mówić, wszyscy je znają - mówił jego były trener w Girondins Bordeaux, Jocelyn Gourvennec.
Francuz miał spory wpływ na to, że kariera skrzydłowego układa się tak znakomicie. Jednak udział w tym ma zdecydowanie więcej osób - począwszy od jego rodziny, do selekcjonera reprezentacji Brazylii.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Brzęczek o Jakubie Błaszczykowskim w kadrze: Sprawy rodzinne nie przysłonią zawodowych
Jego dzieciństwo było bowiem naznaczone biedą i trudną rzeczywistością faweli w Sao Paolo. Rodzice robili, co mogli, by dziecku nie zabrakło jedzenia, ale wydatki związane z podróżowaniem na treningi Corinthians były ponad ich siły. Wtedy do gry wkroczyli dziadkowie. - Mój dziadek dawał mi swój bilet, a sam chodził do pracy pieszo. Żebym miał własny, moja babcia sprzedawała swoje garnki. Będę im za to zawsze wdzięczny, bez nich nie dałbym rady - wspomina swoje dzieciństwo. Marzył aby wyrwać się z biedy, jednak podobne plany mają w jego wieku tysiące dzieci grających w piłkę na ulicach brazylijskich miast.
- Pojawiłem się na testach w Corinthians, miałem 10 lat. Była nas ponad setka. Wszystko zbliżało się do końca, gdy jeden z trenerów powiedział mi: masz 10 minut by pokazać co umiesz, ani minuty więcej - opowiada po latach. Udało się, bo został przyjęty do tamtejszej akademii.
To właśnie tam poznał Tite, obecnego selekcjonera kadry Canarinhos. To on miał największy wpływ na to, jakim piłkarzem jest Malcom. - Trenowałem go przez dwa lata, widziałem jego stały postęp. On wciąż nie pokazał wszystkiego, może być jeszcze lepszy - przekonuje. Ich kontakty wyszły dalej poza relacje trener - zawodnik. Tite był dla nastolatka jak drugi ojciec. Gdy w 2015 roku opuszczał Brazylię, obaj popłakali się przy pożegnaniu.
W wieku 18 lat podpisał kontrakt z Girondins Bordeaux. Malcom szybko pokazał kibicom swoje umiejętności i już po pierwszych występach francuska prasa zachwycała się jego szybkością i dryblingami. Potem jednak przyszedł kryzys, Brazylijczyk stracił swoje atuty. Wtedy do gry wkroczył wspomniany Gourvennec, który przejął drużynę. I dał piłkarzowi więcej miejsca i swobody na boisku. Efekty przyszły bardzo szybko.
W ubiegłym sezonie strzelił 12 bramek, dołożył do tego 7 asyst, chociaż w trakcie sezonu zwolniono Gourvenneca. Zatrudniono Gustavo Poyeta, który też szybko przekonał się do napastnika. - To wyjątkowy zawodnik, który sam potrafi wygrywać mecze - mówił Urugwajczyk. Stąd gdy we wtorek FC Barcelona ogłosiła pozyskanie 21-latka, Poyet nie ukrywał smutku. - Nic z tym nie zrobię. A Barcelona pozyskała piłkarza, który będzie wzmocnieniem i świetnym partnerem do gry dla Messiego i Suareza - ocenił.
Co ciekawe, jeszcze w poniedziałek piłkarz był o krok od podpisania kontraktu z Romą. Giallorossi dogadali się już z Żyrondystami, piłkarzem i ogłosili to publicznie. Wtedy właśnie do gry wkroczyła Blaugrana, przebiła ofertę Włochów a Malcom zdecydował się na zmianę planów i lot do Katalonii.
Inna ciekawostka to fakt, że jego imię wzięło się od imienia przywódcy ruchu afroamerykańskiego w Stanach Zjednoczonych z połowy XX wieku, którego zwolennikiem był ojciec Malcoma. Czy podobnie jak on, nowy piłkarz Barcelony porwie za sobą tłumy?