Lech w bieżącej rundzie odnosi prawie same remisy. W tegorocznych rozgrywkach ekstraklasy wygrał tylko trzy spotkania: z GKS Bełchatów oraz Piastem Gliwice, strzelając w obu meczach zwycięskie bramki w doliczonym czasie gry, a także z Jagiellonią Białystok. Jeszcze kilka kolejek temu wydawało się, że Kolejorz jest głównym kandydatem do mistrzostwa Polski, a tymczasem ma już trzy punkty straty do Legii Warszawa i jeden do Wisły Kraków.
W minionej kolejce nadarzyła się okazja, aby awansować na pozycję wicelidera. Wystarczyło wygrać z Ruchem Chorzów, ale sztuka ta lechitom się nie udała. Po raz kolejny Lech rozegrał dwie różne połowy. Przed przerwą był zespołem lepszym, co udokumentował golem do szatni. W drugiej części meczu prezentował się jednak fatalnie. - Pierwsza połowa była pod dyktando Lecha, a co było później każdy widział - mówi przygnębionym głosem Sławomir Peszko. - W przerwie była duża mobilizacja, ale znowu wyszliśmy na drugą połowę i zagraliśmy beznadziejnie. Nie mogliśmy się poznać, potrafimy grać w piłkę, a zachowywaliśmy się, jakbyśmy się pierwszy raz widzieli. Zazwyczaj po straconej bramce zaczynaliśmy grać, ale z Ruchem nie było najlepiej, bo stworzyliśmy tylko jedną sytuację.
Peszko był jednym z niewielu piłkarzy Kolejorza, o których grze w spotkaniu z chorzowskim zespołem można mówić pozytywnie. W pierwszej połowie prezentował się wyśmienicie. Był bardzo aktywny, a rywale wielokrotnie musieli przerywać jego akcje faulami. Kilkadziesiąt sekund przed przerwą przeprowadził świetny rajd, zakończony golem Roberta Lewandowskiego. Po przerwie nieco zgasł, podobnie jak cały zespół. - W drugiej połowie widać było, że zabrakło trochę sił i była gorsza od pierwszej - dodaje pomocnik poznaniaków.
To był kolejny słaby mecz w wykonaniu Lecha, który znów pokazał, że nie potrafi rozegrać dwóch równych połów. O ile w pierwszej połowie gra Kolejorza jeszcze jakoś wyglądała, to po przerwie na boisku panował chaos. Skąd wynika taka różnica w postawie lechitów? - Nie wiem jak z tego można się wytłumaczyć. To siedzi w naszych głowach i trochę również w nogach - uważa Peszko. - Mówimy sobie w przerwie, że wychodzimy pressingiem i będziemy cały czas walczyć.
Atmosfera w drużynie po każdym remisie jest coraz gorsza, co powoduje, że o kolejne zwycięstwa będzie coraz trudniej. Po meczu w szatni Kolejorza panowało przygnębienie. - Odpowiednim słowem jest marazm. Wszyscy siedzą w szatni i mają spuszczone głowy. Wiemy co ucieka…, chociaż może nie wszyscy. Sami naważyliśmy sobie tego piwa i teraz musimy się zrehabilitować - dodaje lechita.
Do końca sezonu pozostały cztery kolejki, więc Lech ma jeszcze matematyczne szanse na zdobycie tytułu Mistrza Polski. W przyszłym tygodniu Legia gra z Wisłą, co może spowodować, że strata lechitów ulegnie zmniejszeniu. Pod warunkiem, że wygrają oni we Wrocławiu ze Śląskiem. - Na pewno nie składamy broni. W środę mamy ważny mecz Pucharu Polski, a potem kolejne cztery ligowe. Poczekajmy, bo szanse jeszcze są. Wierzymy jeszcze w mistrzostwo - zapewnia Peszko, który żałuje straconych punktów, bo sytuacja Lecha byłaby o wiele lepsza. - Mogliśmy przeskoczyć Wisłę i doskoczyć na jeden punkt do Legii, a robi się trzypunktowa strata, przed ciężkim meczem ze Śląskiem. Trzeba wyciągnąć konsekwencję z tego spotkania i jechać dalej, choć na pewno nie będzie łatwo.