Na przełomie listopada i grudnia Arkadiusz Malarz i jego żona Daria Kabała-Malarz mieli bardzo trudne chwile. Najpierw bowiem zmarła mama dziennikarki, a potem mama bramkarza Legii Warszawa. Mimo dramatu w życiu osobistym, bramkarz odpuścił tylko jeden trening w tamtym czasie. Pokazał ogromny charakter.
Na dodatek pojawiały się wtedy informacje, że klub nie przedłuży z nim umowy i postawi na na młodego i bardziej perspektywicznego Radosława Majeckiego. Tak się jednak nie stało. Malarz podpisał nowy, roczny kontrakt z Legią i to on będzie strzegł bramki warszawskiego zespołu w najbliższym czasie.
- Czy było trochę niepewności? Było, być może to się trochę przeciągało z racji tego, że nie mam menedżera. Bo nigdy tak na dobrą sprawę nie miałem - opowiada bramkarz w rozmowie z Piotrem Koźmińskim z "Super Expressu".
Malarz w ostatnich dniach został wybrany najlepszym zawodnikiem Lotto Ekstraklasy w plebiscycie tygodnika "Piłka Nożna". 37-latek jest pierwszym w historii plebiscytu bramkarzem, który został wyróżniony w ten sposób, ale statuetka trafiła do zawodnika klubu z Łazienkowskiej 3 już po raz czwarty z rzędu.
Bramkarz nagrodę zadedykował zmarłym mamom. Malarz mówi w wywiadzie o śmierci bliskich. - Głos mi się trochę załamał, gdy dedykowałem ją niedawno zmarłym mamom, ale myślę, że tam, u góry, są zadowolone. To był dla mnie ciężki rok, szczególnie jego końcówka. Nie da się przygotować, nie da się oswoić ze śmiercią bliskich osób. Ktoś powie, że teściowa to nie rodzina. A ja w ogóle nie lubię słowa teściowa. Moja mama nigdy nie była dla mnie teściową. Była dla mnie drugą mamą - podkreśla Malarz.
ZOBACZ WIDEO Jacek Gmoch: Reprezentację trzeba budować od nowa