Bartłomiej Rabij
45 lat, poza językiem portugalskim włada angielskim i włoskim, mówi konkretnie, unika upiększeń i słów o zabarwieniu emocjonalnym. Śmiało mógłby pracować jako rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych, bo jest racjonalny do bólu. Kiedy krytyka spadła na jednego z jego czołowych klientów, bramkarza Julio Cesara, powiedział w rozmowie z "Recordem": - Każdy w końcu musi popełnić błąd. Wynika to ze statystyki, a te u Julio Cesara są znacznie powyżej średniej.
Wyczucie momentu
Ponoć chciał być piłkarzem. Pochodzi z rodziny, dla której syn pracujący jako piłkarz byłby powodem do dumy. Jego ojciec jest jednym z największych biznesmenów w Sao Paulo, jednym z dziedziców fortuny po włoskim przedsiębiorcy Aldo Lorenzettim. Przemysł, nieruchomości, nawet moda - działał w wielu branżach. Na futbol wpadł jednak dopiero syn, Giuliano.
Był bystry i miał nosa. W 1996 roku gruchnęła w Brazylii informacja, że w związku z wprowadzeniem prawa Bosmana piłkarze z paszportami Unii Europejskiej mają swobodę wyboru miejsca pracy, a koniec kontraktu oznacza, iż zawodnik jest wolny i odchodzi do nowego pracodawcy bez sumy odstępnego, sam negocjując warunki przejścia. Dla brazylijskiego rynku futbolowego oznaczało to wielkie zmiany. W 1994 roku Brazylia pierwszy raz od 24 lat zdobyła mistrzostwo świata, w 1995 była w finale Copa America. Paryż kochał Raia, Eindhoven zachwycało się Ronaldo, Stuttgart Elberem, Monaco Andersonem, Rzym Aldairem, Real Madryt właśnie odkupywał Roberto Carlosa z Interu, Juninho Paulista robił cuda w bliżej nieznanym na arenie międzynarodowej Middlesbrough. Natomiast kraje na wschód od Łaby o Brazylijczykach mogły sobie tylko pomarzyć.
W takich to okolicznościach młody Giuliano namówił zamożnego teścia, Antonio Duarte Ferreirę, na założenie agencji reprezentującej piłkarzy i sprzedawanie ich do Europy. W 1997 roku przeprowadzają pierwszą transakcję. Mało znany Deco trafił w ramach współwłasności do Benfiki, która zgodnie z kultywowaną do dziś tradycją od razu wypożyczyła go na ogranie do Alverki, a stamtąd do Salgueiros. Jego transfer do FC Porto w 1999 roku był pierwszą europejską transakcją Giuliano i teścia. Potem ściągnął do juniorów Barcelony Thiago Mottę, na którym przez lata zarobił fortunę, pośrednicząc w transferach do Włoch, a potem PSG. Do PSV sprowadził Aleksa, którego po latach sprzedał do Chelsea. Wielki drwal był drugim, po Deco, najważniejszym podopiecznym Bertolucciego. Wejście na Stamford Bridge w czasach, gdy Abramowicz jeszcze szastał pieniędzmi, otworzyło brazylijskiemu agentowi wrota do raju. W zasadzie każdy Brazylijczyk, który potem przewinął się przez londyński klub, był klientem obrotnego agenta z Sao Paulo. Ramires, Oscar, David Luiz, Lucas Piazon... Bertolucci jak raz zwietrzył biznes, to już nie odpuścił.
(...)
Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
ZOBACZ WIDEO: Puchar Anglii: VAR pomógł sędziemu. Leicester City awansowało dalej [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]