- Przyjechaliśmy do Łodzi po trzy punkty, a udało się tylko zremisować. Wykonaliśmy więc zaledwie 30 proc. tego planu i w żadnym wypadku nie możemy być zadowoleni. Muszę jednak przyznać, że remis jest sprawiedliwy - przyznał w rozmowie ze Sportowymi Faktami Radosław Kałużny, obrońca białostoczan.
Spotkanie z Jagiellonią gospodarze rozpoczęli z zatwierdzoną w ostatniej chwili do gry dwójką pomocników - Labinotem Halitim i Gaborem Vayerem. To właśnie ten duet miał pokierować drugą linią Łódzkiego KS. Ale jako pierwszy bramce Jacka Banaszyńskiego zagroził Brazylijczyk Paulinho, choć jego strzał z dystansu był niecelny.
W 11. minucie szybki kontratak wyprowadzili podopieczni Mirosława Jabłońskiego. W środku pola piłkę wywalczył Ensar Arifović, ale jego podanie do wbiegającego w pole karne Łukasza Madeja było bardzo niedokładne. Na odpowiedź gości nie trzeba było długo czekać, bowiem Remigiusz Sobociński dopadł do futbolówki po fatalnym zagraniu Marcina Adamskiego, ale gdy przyszło dopełnić formalności - nie trafił w bramkę!
Obie strony wciąż starały się atakować. W ŁKS próbowali: Paulinho (strzał zablokowany), Arifović (bardzo niecelnie) i Vayer (świetnie obronił Banaszyński). Z kolei w Jagiellonii Białystok pokonać Bodzia W. chcieli i Dariusz Jarecki, i Vuk Sotirović, ale starania obydwu na niewiele się zdały.
Nic w tym dziwnego, bo gospodarze poza jednym błędem Adamskiego, w defensywie grali bardzo pewnie. ŁKS przez większość czasu pierwszej połowy był w posiadaniu futbolówki, tworzył ładne dla oka akcje, ale brakowało tego, co zawsze - skuteczności.
Po przerwie do ataku rzucili się gospodarze, choć jako pierwszy oddał strzał Tomasz Sokołowski z Jagiellonii. W 50. minucie Madej przeprowadził indywidualną akcję na prawym skrzydle, wpadł w pole karne, uderzył obok interweniującego Banaszyńskiego, jednak piłkę sprzed bramki wybił Radosław Kałużny. - Ona chyba i tak nie leciała prosto do siatki - powiedział potem obrońca Jagi. Chwilę później, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, futbolówka niespodziewanie spadła pod nogi niekrytego Tomasza Kłosa. Ten był jednak tak zaskoczony, że nie zdołał... jej przyjąć.
Z każdą minutą tempo meczu spadało, piłkarze mieli coraz mniej sił, a trenerzy dokonywali kolejnych zmian. Sam trener Jabłoński posłał w bój rezerwowych napastników - Kleyra i Marcina Klatta, ale żaden z nich nie stanowił odpowiedniego antidotum na strzelecką niemoc. Podobnie zresztą było w Jagiellonii, bo Marcin Truszkowski, który jesienią zdobył jedynego gola w meczu tych drużyn, na boisku był niewidoczny.
Końcówka meczu przyniosła jednak wiele dramaturgii. Najpierw drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę dostał Jacek Falkowski. Chwilę później, już w doliczonym czasie gry, piłkę na drugi metr dostał Klatt i... uderzył lekko, po ziemi, prosto w Banaszyńskiego. Okrzyk z trybun nie cytujemy...
Nie ulega wątpliwości, że po tym spotkaniu ŁKS nie zwiększył swoich szans na utrzymanie w Orange Ekstraklasie. - Moi piłkarze muszą się zgrać - tłumaczył Jabłoński. Pytanie tylko, czy nie będzie już za późno, kiedy drużyna osiągnie odpowiednią formę...
ŁKS Łódź - Jagiellonia Białystok 0:0
Składy:
ŁKS Łódź: Wyparło - Łakomy, Adamski, Kłos, Mysona, Madej, Paulinho, Vayer, Haliti, Szczot (80' Klatt), Arifović (61' Kleyr).
Jagiellonia Białystok: Banaszyński - Napierała, Kałużny, Markiewicz, Wasiluk, Sokołowski, Falkowski, Bruno (70' Kwiek), Sobociński (62' Truszkowski), Jarecki (87' Niedziela), Sotirović.
Żółte kartki: Mysona, Vayer, Madej (ŁKS) oraz Banaszyński, Falkowski, Truszkowski (Jagiellonia).
Czerwona kartka: Falkowski /89' za drugą żółtą/ (Jagiellonia).
Sędzia: Marcin Wróbel (Warszawa).
Widzów: 5000 (gości: 600).
Najlepszy piłkarz ŁKS Łódź: Gabor Vayer.
Najlepszy piłkarz Jagiellonii Białystok: Radosław Kałużny.
Najlepszy piłkarz meczu: Gabor Vayer (ŁKS).