[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Latem zmienił pan klub, został wypożyczony z FC Nantes do Chievo Werona. Dlaczego przestał pan grać we Francji?
[/b]
Mariusz Stępiński, napastnik Chievo Werona i reprezentacji Polski: Trener Claudio Ranieri, który objął zespół w czerwcu, porozmawiał ze mną szczerze. Powiedział, że mogę zostać, ale na boisko będę wchodził rzadko.
Ranieri jasno określił, że ma inną strategię, potrzebuje innego typu napastnika, kogoś takiego jak Emiliano Sala czy Kalifa Coulibaly. Trener zasugerował, że jeżeli pojawi się propozycja, a chcę występować regularnie, to lepiej, żebym z niej skorzystał.
Odstawał pan umiejętnościami, o co chodziło?
Po transferze z Ruchu Chorzów do Nantes grałem w zasadzie we wszystkich meczach. Był to jednak trochę trudny okres dla drużyny. Przegrywaliśmy, podczas spotkań miałem mało sytuacji strzeleckich. Może zabrakło też umiejętności, ale i przekonania trenera. Czasem ktoś chce na ciebie postawić, jak na mnie pan Rene Girard w pierwszym okresie. Od początku chciał mnie w drużynie, miał na mnie pomysł, często rozmawialiśmy. Do momentu, kiedy grałem, pod względem statystyk byłem jednym z najlepszych w zespole. Niestety, trener Girard stracił pracę w grudniu 2016 roku, zastąpił go Sergio Conceicao. I zostałem przesunięty na dalszy plan.
Rozmawiałem na pana temat z prezesem klubu, Waldemarem Kitą. Narzekał, że ze zgrupowań reprezentacji do lat 21 przyjeżdżał pan zmęczony.
To był mój pierwszy sezon, kiedy nie miałem przerwy zimowej. Zawsze był to miesiąc lub trzy tygodnie odpoczynku. W Ruchu Chorzów zacząłem grać z marszu po mistrzostwach Europy. Wtedy nie przepracowałem okresu przygotowawczego w klubie, bo wróciłem z wakacji po Euro 2016. W FC Nantes przez pierwsze miesiące występowałem w pierwszym składzie, do tego dochodziły mecze młodzieżówki. W lutym zaczęło mi trochę sił brakować. Organizmu nie oszukasz.
Za trenera Conceicao graliśmy na bardzo dużej intensywności. Trener lubił czytać po meczach statystyki. Wynikało z nich, że biegaliśmy średnio zawsze o osiem kilometrów więcej niż rywale. Ja z kolei robiłem około dwunastu kilometrów. Strasznie mu to imponowało, brał mnie do swojego gabinetu, chwalił i mówił, że jakość zawodnika to nie tylko gra z piłką przy nodze, ale też gra w defensywie, odpowiednie przesuwanie, zawężanie pola gry. Ale czułem, że idę w dół, jeżeli chodzi o dyspozycję fizyczną.
ZOBACZ WIDEO Edinson Cavani: Krychowiak to wojownik. Mam nadzieję, że wróci do PSG
[color=#000000]
[/color]
Później pan odpoczął.
Tak, przez ponad dwa miesiące za dużo się nie narobiłem. Nie mam do nikogo pretensji. Gdybym wyglądał super na treningach, to bym grał. Nie uważam, że straciłem rok, rozegrałem ponad dwadzieścia spotkań w dobrym klubie. Poza tym treningi z Conceicao i Ranierim przygotowały mnie do ligi włoskiej, dlatego zetknięcie z Serie A jest łatwiejsze. Zajęcia są bardzo podobne. Latem normalnie trenowałem podczas obozu i dzięki temu czuję się teraz dobrze.
Polski prezes w zagranicznym klubie pomagał?
Często rozmawialiśmy. Pan Kita był na każdym meczu. Schodził do szatni przed, po spotkaniu, czasem nawet w przerwie. Miałem w nim wsparcie. Trochę mnie zaskakiwał niektórymi stwierdzeniami w mediach na mój temat, gdy na przykład potrafił wbić szpileczkę. Może chciał mnie zmotywować? Bardzo pozytywnie go wspominam. Wkłada w klub dużo serca, cieszy się tym. Widać, że to jego pasja, oderwanie od wszystkich biznesów, jakie prowadzi.
Prezes Kita prężnie działa przede wszystkim w branży medycyny estetycznej. Podrzucał panu jakieś kremy w prezencie?
Ale kremy na co? Bo zajmuje się różnymi sprawami...
Niedawno wszedł w biznes powiększania penisów.
Właśnie o tym mówię!
Proponował?
Haha, nie! Wprowadzał bardzo fajną atmosferę w klubie. Po sezonie lub po zakończeniu rundy organizował dla zawodników i pracowników FC Nantes polski wieczór. Na stole kiełbasa, ogórek kiszony, polska wódka, piwo. Produkty z naszego kraju i jedzenie przygotowywane przez Polaków. Śmiesznie wyglądały też sceny jak z panem Kitą i Prejucem Nakoulmą rozmawialiśmy po polsku.
Jak reagowała szatnia?
Wszyscy się śmiali, że Prejuce jest pierwszym czarnoskórym zawodnikiem, który mówi w naszym języku. A "Prezes" naprawdę mówi świetnie po polsku, ładnie i składnie i dobrze pisze. Właśnie! Chłopaki dziwili się, że mówię na niego "Prezes" a nie Prejuce. W końcu w jednym z wywiadów wyczytali, o co chodzi. Jules Iloki przetłumaczył to na francuski i cały czas wołał na niego "president" (po francusku: prezes - red). Pan Kita, jak nie chciał, żeby ktoś go zrozumiał, to też zwracał się do Nakoulmy po polsku.
Jaki jest pana status w FC Nantes, czekają na pana czy chcą się pozbyć?
Nie miałem rozmowy, nie wiem. Jest ustalona kwota odstępnego, za którą Chievo może mnie wykupić. Na dzień dzisiejszy chciałbym chyba zostać we Włoszech. Podoba mi się kraj, miasto, świetnie przyjęła mnie szatnia. Liga pasuje bardziej do mojego stylu gry. Zależy mi też, żeby zostać gdzieś na dłużej. Jak nastrzelam kilka goli, to tak będzie. Jak nie, to będę dalej podróżował i zwiedzał.
Czyli tak pan na to patrzy?
Co roku jestem gdzie indziej, jest to trochę męczące. Chciałbym zostać gdzieś dwa, trzy lata, poczuć spokój. Myślałem, że tak będzie w Nantes, nic nie wskazywało na to, że będę musiał odejść. Ale na Zachodzie jest krótka piłka: dwa miesiące słabsze i cię nie ma. Przejdziesz raz obok treningu i trenerzy biorą cię na radar, dyskutują o tobie w gabinecie, a na kolejnych zajęciach jesteś bacznie obserwowany. Nie po to nagrywają treningi, żeby zapełnić kartę pamięci.
Pan to wiedział przed przyjazdem do Francji, czy się tego dopiero uczył?
Na pewno wiele dał mi wyjazd do Niemiec. W wieku 18 lat przeniosłem się tam z Widzewa Łódź. W FC Nuernberg spędziłem rok, grałem w drugiej drużynie, ale nauczyłem się funkcjonowania w innej szatni niż polska. Kiedy ludzie nie mówią w twoim języku, kiedy wszystko jest obce, musisz nauczyć się dostosowania do innych. Po przyjeździe do Francji wiedziałem co robić od pierwszego dnia.
Co na przykład?
Od początku uczysz się języka, pracujesz przed i po treningu. Próbujesz rozmawiać z ludźmi, a nie siedzisz w kącie szatni i patrzysz w telefon. Nawiązujesz relacje, dajesz sygnały, że przyjechałeś tu grać, a nie na wakacje.
W Chievo już to wiedzą?
Trener nie chce mnie wrzucić na głęboką wodę, daje mi szanse stopniowo, żebym najpierw zrozumiał specyfikę włoskiej ligi. Nie "grzałem się" zaraz po przeprowadzce, że nie gram. Na treningach czułem, że wyglądam nieźle.
Na razie jest pan rezerwowym. W pięciu meczach strzelił jednego gola, zresztą w debiucie.
Gol pomógł, szatnia inaczej na ciebie patrzy, drużyna traktuje cię poważnie, bo wie, że się przydasz. Szkoda, że sędzia nie uznał mi drugiej bramki w derbach z Hellasem. Byłem na spalonym, wystawał trochę bark. Dla trenera było jednak ważne to, że wykorzystałem tę sytuację i dałem mu sygnał, że jestem. Mówię sobie tak: jak strzelę dziewięć, a nie dziesięć goli, to nie będzie różnicy.
Mówił pan, że bardziej odpowiada panu włoski styl gry.
We Włoszech na boisku bardziej się myśli. Nie jest tak, że drużyna w 70. minucie jest rozstrzelona na sześćdziesięciu metrach, jak we Francji i następuje typowa wymiana ognia. W Italii przez cały mecz organizacja taktyczna stoi na wysokim poziomie. Przed pierwszym sparingiem dostałem pięć, sześć wskazówek, które musiałem realizować na swojej pozycji. Trzeba się pilnować. Jeżeli zrobisz ruch w innym kierunku niż miałeś, to na ławce rezerwowych trenerzy już się gotują.
Rozmawiamy pierwszy raz od młodzieżowych mistrzostw Europy w naszym kraju. W czerwcu tego roku zagraliście źle, zajęliście ostatnie miejsce w grupie z jednym punktem. Dlaczego?
Można było zrobić więcej, a my prawie nic nie zrobiliśmy. Do pewnego momentu mieliśmy nad sobą parasol ochronny, ale teraz trzeba sobie to powiedzieć wprost: zagraliśmy słabo jako drużyna, indywidualnie, nie było nikogo, kto by się wyróżnił. Daliśmy dupy.
Czego zabrakło?
Może zaważył fakt, że wielu zawodników nie grało regularnie w swoich klubach? Może pierwszy mecz? Kto wie, co by się stało, gdybyśmy utrzymali prowadzenie ze Słowacją. Oczekiwałem od siebie medalu, tak jak i kibice. Zawiedliśmy. Gdybyśmy nie mieli możliwości i potencjału, to nikt nie miałby do nas pretensji. Ale minimum na wyjście z grupy było nas stać. To Euro boli, ale nie będę tego rozpamiętywał, to dobra lekcja.
Traktował to pan jako osobistą porażkę? W końcu w młodzieżówce był pan jednym z najbardziej doświadczonych piłkarzy, liderem.
To prawda, my starsi stażem czuliśmy, że musimy ciągnąć ten wózek. Czułem się odpowiedzialny za zespół, rozmawialiśmy ze sobą, próbowaliśmy wszystkiego. Staraliśmy się dużo poprawić, na treningach wiele więcej nie dało się jednak zrobić.
Treningi były słabe? Tak stwierdził Krystian Bielik.
Nie. Trenowaliśmy tak samo, gdy wygrywaliśmy z Niemcami 1:0. Wtedy nikt nie narzekał na zajęcia. To była głupota, że ktoś tak powiedział.
"Zabrakło jaj, gramy jak trenujemy, słabo" - powiedział Bielik po pierwszym meczu turnieju.
To było wrzucanie kamienia do swojego ogródka. Jak ktoś jest obrażony na to, że nie gra i się frustruje, to ma to zły wpływ na resztę zespołu. Mówienie, że trenowaliśmy słabo to zrzucanie odpowiedzialności na inne rzeczy. Ja zawsze staję przed lustrem i zaczynam krytykę od siebie. Dla Krystiana to nauczka na przyszłość.
Gotowało się w waszym zespole po takiej opinii kolegi?
Rozmawialiśmy z Krystianem po całej sytuacji, przeprosił. Nie wiem, czy żałował, ale wyjaśniliśmy sprawę, zamknęliśmy temat. W mediach jednak wrzało i to też w nas uderzało.
Teraz widzi się pan w dorosłej reprezentacji, że jest w stanie coś w niej znaczyć?
W kadrze dopiero raczkuję. Muszę budować swoją pozycję. Robert Lewandowski też ją kiedyś budował, nawet taki zawodnik musiał to przecież robić. Nigdy nie jest tak, że ludzie od razu patrzą na ciebie przychylnie. Muszę coś pokazać, zrobić, żeby mieć większy kredyt zaufania. Nie jest tak, że dostałem powołanie i mam "czyste papcie". Małymi krokami. Wierzę w siebie i widzę się na mundialu w Rosji.
Dotąd zagrał pan w seniorskiej drużynie trzy mecze, łącznie trzynaście minut. W poniedziałek z Meksykiem dostanie pan raczej więcej czasu.
Jeżeli dostanę, to będę gryzł trawę, nie będę odpuszczał.
Jest pan przedstawicielem pokolenia, które wkrótce zastąpi obecnych kadrowiczów. Jak je pan ocenia, mamy być optymistami?
Trener Nawałka ma długofalowy plan, świadomie wprowadza do zespołu młodych zawodników. Jest potencjał, kwestia jak dany zawodnik się rozwinie. Ale można być optymistami.
To co się stało z kadrą u-21? Zremisowała 2:2 z Wyspami Owczymi...
Nie wiem... proszę tam zadzwonić, zapytać.