Igor Lewczuk w minionym sezonie był podstawowym zawodnikiem Bordeaux. Wystąpił w 33 meczach ekipy ze Stade Matmut-Atlantique, a nie grał tylko, gdy był kontuzjowany albo musiał pauzować za kartki.
Statusem gracza pierwszej "11" cieszył się jednak tylko dziesięć miesięcy. Po słabych występach Żyrondystów w el. Ligi Europy 2017/2018 z węgierskim Videotonem (2:1, 0:1) został kozłem ofiarnym i za odpadnięcie z rozgrywek zapłacił degradacją do roli rezerwowego.
W utrzymaniu miejsca w składzie nie pomogło mu też to, że na stopera przekwalifikowany został były reprezentant Francji i kapitan zespołu, Jeremy Toulalan. Po tym manewrze Jocelyna Gourvenneca na środku obrony Bordeaux zostało tylko jedno wolne miejsce, które zajął Vukasin Jovanović.
Po nieudanym dwumeczu z Węgrami Lewczuk nie wystąpił w żadnym z siedmiu kolejnych spotkań Bordeaux. Na boisko wrócił dopiero 30 września, gdy w pierwszej połowie meczu z Paris Saint-Germain (2:6) musiał zastąpić kontuzjowanego kolegę. Reprezentant Polski nie zagrał jednak na środku defensywy, ale na prawej obronie - po raz ostatni na tej pozycji wystąpił 10 sierpnia 2016 roku, jeszcze jako zawodnik Legii Warszawa w meczu Pucharu Polski z Górnikiem Zabrzem. Po reprezentacyjnej przerwie Lewczuk utrzymał miejsce w składzie i jako prawy obrońca zagrał od pierwszej do ostatniej minuty w spotkaniu z FC Nantes (1:1).
ZOBACZ WIDEO Koniec serii Juventusu, Lazio zdobyło Turyn! Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Kiedy przez kilka lat regularnie grasz, to odnalezienie się w nowej sytuacji nie jest łatwe, ale mam świetne relacje z Vuką i Jeremym. Nie jestem typem zawodnika, który nienawidzi kolegi z drużyny za to, że ten zajął moje miejsce. To byłoby głupotą - mówi Lewczuk w rozmowie z "Sud Ouest".
- Po rozpoczęciu sezonu na ławce naprawdę miło było znów zagrać, choć mecz w Paryżu nie poszedł po naszej myśli. Nie spodziewałem się, że zagram w tym spotkaniu, ale po trzydziestu minutach musiałem zastąpić Youssoufa Sabaly'ego. Gra na prawej obronie różni się od gry na środku obrony, ale musimy być zdolni do występu na każdej pozycji - tłumaczy Polak.
Po tym jak na początku sezonu Lewczuk stracił miejsce w składzie Bordeaux, dziennik "L'Equipe" podał, że reprezentant Polski będzie musiał zmienić pracodawcę. Wychowanek Hetmana Białystok twierdzi, że nikt nie wyganiał go z klubu.
- To były nieprawdziwe plotki. Nigdy nie chciałem odchodzić, ponieważ nikt nie powiedział mi, że nie ma już dla mnie miejsca w Bordeaux. Nie myślałem o odejściu nawet przez sekundę - zarzeka się Lewczuk, dodając: - Jedni grają, inni nie, ale nie można odchodzić z klubu za każdym razem, gdy się nie gra. Trzeba walczyć o swoje miejsce. Gdyby trener powiedział mi, że nie ma dla mnie miejsca w jego planach, to pewnie znaleźlibyśmy wyjście z sytuacji, ale nic takiego nie miało miejsca.
Za wypadnięcie z "11" Bordeaux Lewczuk zapłacił jednak wysoką cenę, bo Adam Nawałka pominął go przy wysyłaniu powołań na wrześniowe i październikowe mecze el. MŚ 2018. Wcześniej selekcjoner zapraszał go na każde zgrupowanie reprezentacji Polski, więc jeśli 32-latek utrzyma na dłużej miejsce w składzie Bordeaux, będzie miał realną szansę na wyjazd na MŚ 2018.
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)