Radosław Mroczkowski pracę w Sandecji Nowy Sącz rozpoczął w styczniu 2016 roku. Wtedy nowosądecka drużyna walczyła o utrzymanie w I lidze. Szkoleniowiec bez problemów zrealizował postawiony przed nim cel, jakim było zachowanie bytu na zapleczu Ekstraklasy. Mało tego, Sandecja finiszowała na 9. miejscu.
Poprzedni sezon przyniósł historyczny sukces dla klubu. Po raz pierwszy w historii zespół z Nowego Sącza awansował do Lotto Ekstraklasy. W klubie dokonano rewolucji. Zmieniły się władze, sprowadzono kilku doświadczonych zawodników. Nie spełniono jednak wszystkich transferowych celów. Sandecja dysponuje wąskim składem, co dla trenera jest sporym problemem.
- Odnoszę wrażenie, że większość ludzi, których spotykam w pracy w Nowym Sączu nie szuka nowych rozwiązań, tylko przyjmuje to, co jest. Ten minimalizm mnie czasami przeraża - powiedział Mroczkowski w wywiadzie udzielonym "Przeglądowi Sportowemu".
Szkoleniowiec nie ma samych zwolenników w Nowym Sączu. Gdy klub chciał testować Freddy'ego Adu, to Mroczkowski głośno się temu sprzeciwiał. - Nie zabiegam o pomniki, nie wypinam piersi po ordery. Jest tutaj wiele osób, które wiedzą, komu te ordery przyznać. Jak się zorientowałem, zapotrzebowanie na nie jest duże, a ja jestem gdzieś daleko w kolejce. To trzeba jednak zrozumieć, więc nie obrażam się. Nie jestem tu po to, by mnie głaskano, tylko po to, by drużyna osiągała jak najlepsze wyniki - przyznał trener Sandecji.
ZOBACZ WIDEO Serie A: grad goli w derbach Mediolanu. Popis Mauro Icardiego [ZDJĘCIA ELEVEN]
Póki co do trenera nie można mieć zastrzeżeń co do wykonanej pracy. Sandecja ma na swoim koncie 16 punktów i zajmuje 10. miejsce. Do lidera traci 6 "oczek", a nad strefą spadkową ma 7 punktów zaliczki.
Kilka tygodni temu głośno było o tym, że na jednym z treningów Mroczkowski otrzymał kwiaty z dopiskiem "wybacz mi". - To była nieudolna próba przekazania czegoś. Nie wiem przez kogo, bo nikt się nie podpisał. Kwiaty nie są niczym złym, ale trzeba wiedzieć, dla kogo i za co? Dostała je pani Lidka, sprzątaczka, i na tym się skończyło. Natomiast zanim kwiaty się pojawiły, na Twitterze był już opis całej sytuacji, zresztą zupełnie inny niż w rzeczywistości. Ta sytuacja ma jednak drugą stronę medalu. Każdy może z ulicy wejść do klubu, w każdym momencie treningu. Nikt o to nie dba. Dziś przyniósł kwiaty, jutro przyjdzie z czymś innym. Gdy zwracam na takie rzeczy uwagę, mówią, że wydziwiam, bo to przecież normalna rzecz. Gdy pytam, czy trawa jest skoszona i wymalowane są linie na boisku, też robi się z tego sensację. Gdyby ktoś tego pilnował, nie byłoby tematu. To wszystko detale zapewniające odpowiednią jakość pracy - stwierdził Mroczkowski.