Tomasz Dzionek: Na co był nam ten Roger?

Równo rok temu Lech Kaczyński uroczyście nadał Rogerowi polskie obywatelstwo. W Pałacu Prezydenckim były oklaski, gratulacje i przewidziane problemy głowy państwa z wymową imienia i nazwiska świeżo naturalizowanego Brazylijczyka.

Roger Guerreiro - pomocnik stołecznej Legii, promieniał ze szczęścia. Choć w Polsce wówczas przebywał nieco ponad dwa lata, na rozpatrzenie jego wniosku musiał czekać niecałe dwa miesiące. Na tą okazję nauczył się nawet kilku zwrotów w języku polskim.

Minął rok, więc można zacząć się śmiało zastanawiać, czy warto było w ogóle się fatygować i naturalizować tego piłkarza. Osobiście cały ten pomysł z Rogerem uważam za farsę. Nie wydaje mi się, żeby wówczas, jak i teraz, był on reprezentacji Polski tak potrzebny. Pośpiech jego warszawskich kolegów był co najmniej podejrzany. Piłkarz, który spędził w Polsce zaledwie dwa lata, nie zna kompletnie języka, nie sprawia wrażenia, żeby snuł jakieś dalekosiężne plany z naszą ojczyzną, staje się polskim obywatelem w półtora miesiąca. Formalności załatwiono wówczas błyskawicznie. Dla porównania sprawa prawdziwej gwiazdy futbolu - Ludovica Obraniaka, który także wielokrotnie wyrażał chęć gry w kadrze, ginie w gąszczu polskiej i europejskiej biurokracji. Wiem, gdzie tkwi haczyk. Warszawskiemu środowisku zależało na wepchnięciu Rogera do kadry narodowej, dzięki czemu jego wartość jako piłkarza i notowania znacznie by wzrosły. Ktoś zapewne na tym zarobił, lub jeszcze zarobi. Podobna sytuacja tyczy się Michała Pazdana i Tomasza Zahorskiego, których powoływanie do reprezentacji należy uznać za totalne nieporozumienie.

Roger ma wielu zwolenników. Niektórzy uważają, że jest sprytnym i bajecznym technikiem, świetnie czytającym grę, potrafiącym zmienić jej tempo, zaskoczyć rywala. Ja w nim widzę chimeryczną gwiazdkę, którą pewnie stołeczne wpływy wypuściły na siłę na głęboką wodę polskiej kadry narodowej. Z orłem na piersi na ubiegłorocznych Mistrzostwach Europy wstydu nam nie przyniósł, wręcz przeciwnie. Mimo dużej ilości niedokładnych podań, zdarzało mu się piłkę dobrze odegrać. Brazylijczyk strzelił też bramkę, choć - jak się później okazało, ze spalonego. Na tle mizernej jak zwykle reszty reprezentacji (z wyłączeniem Artura Boruca), wypadł rzeczywiście przyzwoicie. Dlaczego? Wytłumaczenie jest banalnie proste - temperament. Polscy piłkarze zarówno w Korei, Niemczech, jak i Austrii cwaniakami byli do momentu odśpiewania hymnu. Do kamery puszczali oczko, uśmiechali się i żuli luzacko gumę. Później jednak następował paraliż, psychiczna blokada i nerwy. Zamiast potrzebnego skupienia i motywacji, bo przecież takie imprezy to świetne okazje na załatwienie sobie lukratywnego kontraktu w zachodnim klubie, była zwykła panika. W końcu patrzyła na nich cała Europa… Polak narobi w szorty ze strachu. Brazylijczyk zaś wykorzysta taką okazję prawidłowo. Tak też uczynił Roger. Za swój występ zebrał dobre recenzje i poparcie Leo Beenhakkera, które przełożyły się na częste powołania do kadry po mistrzostwach. Choć nie doszło do transferu na Zachód, o jakim marzyło zapewne wspomniane stołeczne środowisko, to akcje Rogera znacznie wzrosły.

Teraz o ofertach z zagranicy jakoś nie słychać. Nie ma się temu co dziwić. Polacy na Euro 2008 spaprali robotę, a obecnie w eliminacjach do mundialu w RPA grają w kratkę. W Legii zaś Brazylijczyk samby już nie tańczy. Tak, jak jego gwiazda szybko rozbłysła, tak blednieje z ligowej kolejki na kolejkę. W Ekstraklasie piłkarz gra chimerycznie i nierówno. W reprezentacji jest podobnie, więc fanów jego talentu jakoś coraz mniej. Owszem przebłyski się zdarzają, jak świetny gol w meczu z Walią, lecz całościowo Roger prezentuje się przeciętnie.

Naturalizacja pomocnika Legii była przeprowadzana w pośpiechu. Zwykły śmiertelnik musiałby czekać na takową decyzję kilka, a nawet kilkanaście miesięcy. Decyzję podejmowano szybko, żeby zdążyć przed Mistrzostwami Europy. Okazało się wręcz, że na uroczystościach w Pałacu, Prezydent wręczył mu pustą teczkę, bo właściwy dokument nie był jeszcze gotowy! Już bez udziału kamer i dziennikarzy, stosowne pismo Roger otrzymał kilka dni później z rąk wojewody mazowieckiego. W ogóle cała sprawa z nadaniem obywatelstwa brzydko pachniała nieprofesjalizmem, a sam Prezydent na Mistrzostwach Europy miał problemy z zidentyfikowaniem osoby, którą przecież kilka miesięcy wcześniej gościł w Pałacu Prezydenckim.

Liczę na to, że w końcu Rogerowi znudzi się gra w polskiej lidze i wyjedzie w poszukiwaniu przygód na Zachód. Wówczas zapomną o nim zarówno kibice, jak i selekcjoner. To samo spotkało Emmanuela Olisadebe. Z tymże Oli był wówczas wielką gwiazdą, dzięki której polskiemu zespołowi udało się awansować na mundial. Choć nie jestem przeciwnikiem naturalizacji, te nieprzemyślane i podejrzane, nie powinny mieć po prostu miejsca. Nie ma znaczenia, że w Polsce znaleźliby się zawodnicy, którzy mogliby sobie na jego pozycji lepiej poradzić, mimo że w naszym kraju posucha na piłkarskie talenty istnieje od dawna. Chodzi jedynie o okoliczności nadania Brazylijczykowi obywatelstwa i cel, jaki przyświecał temu całemu cyrkowi.

Po roku ulubiony żurek już Rogerowi pewnie tak nie smakuje. Kibice Legii zaś nie są tak fantastyczni, jak kiedyś, więc sam piłkarz sugeruje zburzenie trybun na Łazienkowskiej… Polska liga nie pociąga już tak, jak dawniej. Najlepiej więc spakować manatki i szukać szczęścia na Zachodzie. Polski obywatel w większości krajów Unii nie będzie miał przecież takich problemów z uzyskaniem pozwolenia na pracę, jakich doświadczyłby Brazylijczyk. Tak więc droga wolna …

Komentarze (0)