Kiedy w Czarnobylu nastąpił wybuch, liczniki Geigera w jego rodzinnym mieście oszalały

Getty Images / Clive Brunskill/Staff / Na zdjęciu: Andriej Kanczelskis w barwach Glasgow Rangers
Getty Images / Clive Brunskill/Staff / Na zdjęciu: Andriej Kanczelskis w barwach Glasgow Rangers

20 lat temu Andriej Kanczelskis był jednym z najlepszych skrzydłowych świata. Występował m.in. w Manchesterze United, Evertonie, Fiorentinie, Glasgow Rangers. Na brytyjskim rynku wydał właśnie autobiografię.

Andriej Kanczelskis urodził się w 1969 roku 250 km na południe od Kijowa, w Kirowogradzie. Dzisiaj to prawie 250-tysięczne miasto na Ukrainie o nazwie Kropywnicki. Kiedy w 2016 roku ukraiński parlament przegłosował ustawę o dekomunizacji, trzeba było zmienić nazwę. Padło na Marko Kropywnickiego - pisarza, dramaturga, aktora, ojca ukraińskiego teatru.

- Od Czarnobyla dzieliło nas niespełna 400 km - pisze w swojej książce "The Story of Andrei Kanchelskis". - Niby dużo, bo samochodem trzeba było jechać ponad 6 godzin. Z drugiej strony na tyle mało, że jak w kwietniu 1986 roku doszło do wybuchu w elektrowni atomowej, to liczniki Geigera natychmiast pokazały, że promieniowanie jądrowe przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Wskazówki oszalały!

Gdyby nie wiatr

Kanczelskis wie to z późniejszych relacji. Wówczas - 26 kwietnia 1986 roku - o tym się nie mówiło. Miał 17 lat, występował w Zirce Kirowograd i marzył o transferze do Dynama Kijów. Jego kariera zapowiadała się świetnie, czuł się doskonale. - Przez 10 dni nikt nam nic nie powiedział - wspomina. - Na całe szczęście wiatr pchał chmurę na północny-zachód, czyli w przeciwną stronę. Gdyby było inaczej, pewnie bym już nie żył, albo ciężko chorował.

Obecnie Kropywnicki wygląda jakby... właśnie doszło do wybuchu. Kiedyś przemysłowe, tętniące życiem miasto, dzisiaj wyludnione osiedla, rozpadające się blokowiska, opustoszałe fabryki. W mieście nadal żyje prawie 250 tysięcy ludzi. - Moje rodzinne miasto popadło w ruinę - przyznaje były piłkarz. - Żałuję, bo mimo że rodzice pochodzili z Litwy, a ja po upadku ZSRR wybrałem reprezentację Rosji, a nie Ukrainy, to jednak czuje się sentyment do takich miejsc.

Zwłaszcza, że to właśnie tutaj Kanczelskis spędził całe dzieciństwo. Dzieciństwo spokojne, beztroskie, jak wielu z nas w czasach komunizmu. - Rodzice pracowali w fabrykach, mama w zakładzie produkującym... traktory i kombajny - śmieje się Kanczelskis. - Zarabiali ok. 250 rubli, co po przeliczeniu z dzisiejszym kursem dałoby kilka funtów. Na miesiąc! Ale to nam w zupełności wystarczało. Pieniędzy mieliśmy dużo, ale w sklepach niewiele było. Mieliśmy więc problemy z zakupami, musieliśmy godzinami stać w kolejkach. Całą rodziną.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Piękny gol piłkarza AS Monaco

Skąd my to znamy?

Kiedy urodził się Lenin?

Kanczelskis oczywiście nie omieszkał pominąć w autobiografii początków kariery. Co ciekawe, jego pierwszą miłością był hokej na lodzie. - W radzieckiej telewizji piłka nożna była pokazywana od wielkiego święta - pisze. - Rozgrywek ligowych w ogóle nie było, a mecze reprezentacji tylko te najważniejsze, na mistrzostwach świata czy Europy.

Za to hokej gościł na ekranach bardzo często. - Można śmiało powiedzieć, że to był sport narodowy w ZSRR - wspomina.

Jego pierwszym idolem był Walerij Charłamow. Jeden z najwybitniejszych radzieckich hokeistów, który aż 8-krotnie był mistrzem świata, w swojej kolekcji miał również dwa złote medale olimpijskie. Na trykocie miał numer 17, dlatego Kanczelskis w Evertonie i Fiorentinie  (gdzie miał wybór) również nosił koszulkę z takim numerem. W latach 70. XX wieku Charłamow należał do ścisłej czołówki hokeistów, którzy nie grali w NHL. No właśnie, NHL. Hokeista był wielokrotnie namawiany przez kluby tej zawodowej ligi, aby zgodził się na podpisanie kontraktu. Nie ugiął się. - Tłumaczył, że jest patriotą i chce zostać w ZSRR - pisze Kanczelskis. - Taka postawa mi imponowała.

Musiała. Przecież już w wieku 8 lat Kanczelskis został zapisany do Oktabriaty (Październiczęta - polskie tłumaczenie), czyli organizacji skupiającej najmłodszych uczniów w ZSRR. Nosił znaczek z wizerunkiem Lenina, uczono go miłości do komunizmu, z pamięci wymieniał najważniejsze osiągnięcia przywódców Partii. Następnie przeszedł szczebel wyżej: do komsomołu. - Aby mnie przyjęli, musiałem zdać egzamin - wspomina. - Każdego kandydata pytano: albo o datę urodzin Lenina, albo kiedy założono Komunistyczną Partię Związku Radzieckiego. Wystarczyło nauczyć się tych dwóch dat. Jednak nawet jak przekraczało to twoje możliwości intelektualne, to szacowna komisja z powodów patriotycznych i tak cię przyjmowała.

Wymiotował ze zmęczenia

Uczęszczał do szkoły nr 32 w Kirowogradzie. - Budynek był za mały, aby pomieścić dzieci z osiedli robotniczych, dlatego uczyliśmy się zmianowo - wspomina. - Jedni przychodzili na ósmą i wychodzili o trzynastej, drudzy mieli zajęcia od trzynastej do siedemnastej. A w kolejnym tygodniu odwrotnie.

Pewnego razu w szkole pojawił się Walerij Karpinus, który pracował jako trener w Towarzystwie Rezerwy Olimpijskiej. Takie stowarzyszenie działało w każdym mieście ZSRR, a jego zadaniem było wyławianie przyszłych talentów. Karpinus wybrał z całej szkoły trzech chłopaków (m.in. Kanczelskisa), którzy mieli podjąć treningi piłkarskie. - Byłem lepszy w gimnastyce, o piłce w ogóle nie myślałem - przekonuje obecnie emerytowany sportowiec. - Jednak, jak kazali, tak zrobiłem, poszedłem na trening.

I złapał bakcyla. Przez kilka lat jego życie było wypełnione szkołą i piłką. Jak się nie uczył w szkole, to trenował. Jak nie trenował, to przebywał w szkole. W wieku 14 lat - za namową ojca - postanowił spróbować w Charkowie. Tam trafił pod opiekę Mykoli Kolcowa. Legendarny piłkarz Dynama Kijów pracował w specjalnym internacie dla młodzieży, gdzie trenowano piłkę nożną, lekką atletykę, pływanie i gimnastykę.

Kolcow szybko poznał się na talencie Kanczelskisa. Uznaje się go za prawdziwego odkrywcę tego nieprzeciętnego talentu. Wiedział, że jego podopieczny zrobi karierę, chociaż... - Zupełnie nie dawał mi tego odczuć - przyznaje skrzydłowy m.in. Manchesteru United. - Kolcow był tyranem. Katował nas na treningach, wymiotowaliśmy ze zmęczenia, a on i tak był zawsze niezadowolony. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek usłyszał od niego ciepłe słowo. Zawsze było coś do poprawienia.

Szkocki sukin***n

Doszło nawet do tego, że Kolcow nie dał swojemu podopiecznemu piątki z wychowania fizycznego, na koniec roku szkolnego. Mimo że grał już w drużynie, miał sukcesy, dobrze się zapowiadał, na świadectwie otrzymał... czwórkę. Po latach, kiedy już Kanczelskis był znanym na całym świecie piłkarzem, jeden z dziennikarzy zapytał Kolcowa, skąd taka decyzja. - Moim zdaniem za mało pracował - odparł trener.

Kolcow w końcu wysłał nastolatka do Soczi, gdzie na obozie przebywała ekipa Metalista Charków. - Jedź, pokaż, co potrafisz, a wezmą cię do prawdziwej, ligowej drużyny - powiedział.

Niestety, po przejechaniu 700 kilometrów, trener ekipy z Charkowa nawet nie chciał obejrzeć Kanczelskisa w akcji. - Jesteś za niski - rzucił od niechcenia i odwrócił się na pięcie.

W ZSRR stawiano na rosłych piłkarzy, twardych jak dąb. Kanczelskis (obecnie ok. 178 cm wzrostu), jako nastolatek w tej kwestii niczym specjalnym się nie wyróżniał. Wrócił więc z opuszczoną głową. Myślał nawet o rzuceniu piłki i podjęciu pracy w fabryce. Jeden z trenerów kazał mu jeść marchewkę, aby... jeszcze bardziej urósł. - Uwierzyłem mu, myślałem, że to sprawdzony przepis i zajadałem się marchewką na każdym kroku - śmieje się teraz z tego. - Wtedy nie było jeszcze internetu, nie mogłem sprawdzić, czy mnie nie wkręca. Zaufałem mu.

Nastolatek miał również problemy z szybkością. Pewnie ciężko w to uwierzyć, jak przypomnimy sobie jego efektowne rajdy na skrzydle podczas meczów Manchesteru United, Evertonu czy Glasgow Rangers, gdzie "kręcił" rywalami, jak wiatrakiem. Jeden z trenerów zalecił mu indywidualne treningi. Przez trzy lata - dzień w dzień - wieczorami wymykał się do lasu, gdzie wykonywał jedno ćwiczenie: podskakiwał na jednej nodze, podnosząc kolano do piersi. - 100 powtórzeń na jedną nogę i potem 100 na drugą - twierdzi. - Po trzech latach byłem szybki jak wicher.

Autobiografia Kanczelskisa jest również pełna historii związanych z profesjonalną karierą, którą wielu z nas doskonale pamięta. Przytoczę jedną z nich. Słowami samego autora: - Kiedy pojawiłem się na pierwszym treningu Manchesteru United, w 1991 roku, nie znałem za bardzo języka angielskiego. W szatni trochę na migi, trochę półsłówkami nowi koledzy wytłumaczyli, że mam przywitać na korytarzu Aleksa Fergusona słowami: "ty szkocki sukin***u!". Tak też zrobiłem.

Andrij Kanczelskis - występował w kadrach narodowych ZSRR, Wspólnoty Niepodległych Państw i Rosji. W sumie rozegrał 59 spotkań reprezentacyjnych. Występował m.in. w Dynamie Kijów, Manchesterze United (158 meczów i 36 goli!), Evertonie, Fiorentinie czy Glasgow Rangers. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo Anglii, grał również podczas mistrzostw Europy (1992 i 1996).

Źródło artykułu: