Jeszcze w czerwcu pojawiały się takie informacje, że Steeven Langil otrzyma kolejną szansę w Legii Warszawa. - Nie zamykamy przed nikim drzwi - mówił Jacek Magiera.
Ostatecznie niesforny zawodnik nie pojawił się na treningach warszawskiego zespołu po pobycie w reprezentacji Martyniki. Wypoczywał na wakacjach, na które otrzymał zgodę od Michała Żewłakowa. - Potrzebowałem urlopu. Z Magierą nie rozmawiałem, ale dostałem na to zgodę od Michała Żewłakowa, z którym byłem w kontakcie - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Legia dłużej czekać nie chciała na Langila i ostatecznie rozpoczęła negocjacje ws. rozwiązania umowy. W poniedziałek klub ogłosił, że strony doszły do porozumienia.
- Jestem rozczarowany, że tak to się potoczyło. Inaczej wyobrażałem sobie pożegnanie z Legią. Sam się zastanawiam, dlaczego mi tu nie wyszło - podkreśla.
ZOBACZ WIDEO Sport w życiu dziecka. "Najważniejsza jest pasja"
Reprezentant Martyniki sprawiał spore problemy wychowawcze podczas swojego pobytu w Legii. Skrzydłowy nie błyszczał na boisku, dużo aktywniejszy był w nocnych warszawskich klubach. Na portalach społecznościowych chwalił się zdjęciami z imprez. Klub ukarał go za niesubordynację.
- Nie żałuję tej sytuacji, bo nie zrobiłem nic złego. We Francji i Belgii wielu piłkarzy pali sziszę, w Polsce zostało to źle zrozumiane - tłumaczy piłkarz.
Kiedy zimą mistrz Polski wypożyczył go do Waasland-Beveren, na łamach belgijskich mediów Langil mówił coś o rasizmie w Legii. Później, co prawda próbował się tłumaczyć, że jego wypowiedź została przekręcona.
Langil pod względem piłkarskim w Belgii również nie pokazał z najlepszej strony. W 14 meczach zdobył tylko dwa gole.
- Wiosną dalej śledziłem mecze Legii i cieszę się z mistrzostwa. Dołożyłem do niego jakąś cegiełkę. Medalu jednak nie dostałem i nie zamierzam o niego prosić - przekonuje piłkarz.
Langil jest w trakcie poszukiwań nowego pracodawcy. Ma grać we Francji albo w Belgii.