Obrońca z przypadku u progu dużej kariery. Kręta droga na szczyt Pawła Jaroszyńskiego

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Paweł Jaroszyński
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Paweł Jaroszyński

Obrońcą został przypadkowo, gdy urazu doznał jeden z kolegów, a stawiając pierwsze kroki w ekstraklasie, zarabiał mniej niż kasjerzy w Lidlu. Paweł Jaroszyński stoi u progu dużej kariery, a drzwi do niej mogą mu otworzyć mistrzostwa Europy U-21.

Obrońca Cracovii przeszedł podobną piłkarską drogę co Łukasz Piszczek. Też zaczynał jako napastnik i stopniowo był cofany w głąb pola, aż wylądował w defensywie, stając się nowocześnie grającym bocznym obrońcą. Paweł Jaroszyński podąża sprawdzonym szlakiem i już niedługo może dołączyć do Piszczka w pierwszej reprezentacji, rozwiązując odwieczny problem z obsadą lewej strony defensywy drużyny narodowej. Zbliżające się wielkimi krokami mistrzostwa będą dla niego weryfikacją nie tylko w oczach skautów, ale też Adama Nawałki, który ma zamiar bacznie przyglądać się młodym kandydatom do gry w kadrze A.

Skazany na futbol

Jaroszyński futbol ma w genach. Jego ojciec Piotr w przeszłości był piłkarzem Motoru Lublin i Górnika Łęczna, a w sezonie 2003/2004 w barwach tego drugiego klubu grał nawet w ekstraklasie. Jaroszyński junior był skazany na piłkę.

- Urodziłem się w Lublinie, ale przez większość życia mieszkałem w Łęcznej. Nie było tam dużego wyboru. Zapasy, boks i piłka. Mnie ciągnęło do piłki. To przyszło naturalnie - opowiada Jaroszyński WP SportoweFakty, dodając: - Tata nawet specjalnie mnie nie zachęcał. Mama jako żona piłkarza wiedziała, z czym to się wiąże. Czasem, jak byłem mniejszy, to przy okazji jakichś kontuzji odradzała mi grę, ale nie dałem sobie wybić piłki z głowy.

Kiedy Jaroszyński senior grał w Górniku, kilkuletni Paweł poznał dwóch szkoleniowców, którzy za kilka lat mieli odegrać ważną rolę w jego życiu. Pierwszy z nich, Władysław Łach ściągnął go do Cracovii, a pod skrzydłami drugiego, Jacka Zielińskiego został jednym z najlepszych lewych obrońców ekstraklasy.

W czerwcu 2011 roku juniorzy młodsi Pasów rywalizowali z Górnikiem w ćwierćfinale mistrzostw Polski. Do kolejnej rundy awansowali krakowianie, ale grający wówczas w ataku Jaroszyński (strzelił jednego z goli) i jego rówieśnik bramkarz Damian Drzewiecki wygrali sobie tym dwumeczem angaż w Cracovii. Łach był wtedy koordynatorem grup młodzieżowych w krakowskim klubie.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Cieszą mnie trzy gole, ale bardziej punkty

- Po tych meczach trener Łach zaprosił nas na testy. Zagrałem w sparingu z Garbarnią, dobrze wypadłem, strzeliłem gola i zostaliśmy - wspomina Jaroszyński. - Ściągamy świetnych chłopaków z Łęcznej. Za dwa, trzy lata będą grali w ekstraklasie - przekonywał mnie wtedy trener Łach.

Obrońca z przypadku

17-latkowie od razu zostali włączeni do zespołu Młodej Ekstraklasy, a Drzewiecki już pół roku później został na stale dokooptowany do pierwszego zespołu Pasów. Jaroszyński na swoją szansę musiał poczekać jeszcze 10 miesięcy, a pomógł mu w tym przypadek.

Do Cracovii przychodził jako dynamiczny i bramkostrzelny skrzydłowy i taką rolę pełnił w zespołach Młodej Ekstraklasy i rezerw. Dopiero gdy w 14 października 2012 roku w meczu Cracovii II ze Świtem Krzeszowice poważnej kontuzji kolana doznał Dawid Sarga, Jaroszyński został cofnięty na lewą obronę. Na tej pozycji dograł drugą połowę spotkania, a już dwa dni później został przez trenera Wojciecha Stawowego włączony do pierwszej drużyny Pasów.

- Trener Owca już wcześniej miał taki pomysł, ale do jego realizacji doszło przypadkowo. Jestem mu wdzięczny, bo jako lewemu obrońcy zyskałem nowe możliwości rozwoju. Do pierwszej drużyny Cracovii i później do reprezentacji trafiłem jako lewy obrońca. Jako skrzydłowy nie byłem powołany nigdy - zauważa Jaroszyński.

23-latek przeszedł identyczną drogę jak Łukasz Piszczek czy Bartosz Bereszyński i z ataku był stopniowo cofany w głąb boiska, aż został bocznym obrońcą. Od porównań do Piszczka nie ucieknie, ale to mu schlebia, a nie irytuje go.

- Parę osób zwróciło mi na to uwagę, ale szczerze mówiąc, nie słyszę tego za często. Mamy podobną historię wędrowania po boisku, a za dziesięć lat chciałbym być w tym miejscu, w którym teraz jest Piszczek - mówi.

Falstart

Od przełomowego meczu ze Świtem do debiutu w pierwszej drużynie Cracovii, którego doczekał się 23 sierpnia 2013 roku, Jaroszyński zagrał jako lewy obrońca raptem w 13 meczach. Debiutu był bliski jednak już kilka tygodni wcześniej. W meczu 1/32 finału Pucharu Polski 2013/2014 ze Stalą w Stalowej Woli miał pojawić się na boisku po czerwonej kartce dla Mateusza Żytki, ale ostatecznie, tuż przed przeprowadzeniem zmiany, trener Stawowy poszedł va banque, wprowadzając do gry ofensywnego Edgara Bernhardta i przechodząc na grę trójką defensorów.

- Nie zapomnę tego do końca życia. Już stałem przebrany przy linii, na tablicy był już przygotowany numer, ale dostałem "wędkę" jeszcze przed wejściem na boisko - uśmiecha się Jaroszyński.

Paweł Jaroszyński na sekundy przed debiutem, do którego nie doszło
Paweł Jaroszyński na sekundy przed debiutem, do którego nie doszło

W końcu trener Stawowy dał młodemu obrońcy szansę w lidze. 19-latek przekonał szkoleniowca do siebie nie tylko umiejętnościami piłkarskimi, ale też właściwym podejściem mentalnym.

- Paweł ma odpowiednią psychikę do gry na wysokim poziomie. On się nie spala - chwalił swojego podopiecznego Stawowy. I nawet jeśli przed debiutanckim występem w Lubinie Jaroszyński miał spore perturbacje żołądkowe, to na boisku nie było tego widać.

Opinię mocnego psychicznie zawodnika potwierdził w listopadzie minionego roku. W meczu "młodzieżówek" zagrał na samego Leroya Sane i w zgodnej opinii fachowców w świetnym stylu zatrzymał piłkarza Manchesteru City. Polska pokonała faworyzowanych Niemców 1:0, a Jaroszyński był cichym bohaterem meczu. Co ciekawe, był to jego pierwszy występ w sezonie 2016/2017. Cztery wcześniejsze miesiące Jaroszyński poświęcił na leczenie dwóch poważnych kontuzji. Długa przerwa nie przeszkodziło mu jednak w poskromieniu wartego 50 mln euro Niemca.

- Nie powiem, że nie cieszę się z tego występu. Miałem tę satysfakcję, że poradziłem sobie z takim zawodnikiem i to po kilkumiesięcznej przerwie. To pokazało mi, że mam jeszcze rezerwy, które chcę z siebie wydobyć - mówi.

Moc z internatu

Wędrówka Jaroszyńskiego do pierwszego zespołu Cracovii i drużyny narodowej ma jednak ciemniejszą stronę. Jaroszyński jest brązowym medalistą mistrzostw Polski U-19 z 2013 roku, ale by móc pojechać na turniej finałowy i pomóc drużynie trenera Pawła Zegarka, znalazł się w trudnym położeniu, ponieważ otrzymał od Cracovii propozycję z serii tych "nie do odrzucenia".

Jaroszyński musiał się zgodzić na przedłużenie wygasającego kontraktu na warunkach o niewiele lepszych niż te, które otrzymał, gdy jako 17-latek wiązał się z klubem. Jeśli by odmówił, nie wziąłby udziału w mistrzostwach. Kontrakt podpisał, bo ważniejsza od pieniędzy była wówczas dla niego możliwość rozwoju. To mu się opłaciło, ale gdy jako 19-latek stawiał pierwsze kroki w ekstraklasie, bardziej od gry w najwyższej lidze opłacałaby mu się praca jako kasjer w Lidlu.

Występując już w ekstraklasie, Jaroszyński ciągle mieszkał w klubowym internacie, który znajduje się w centrum treningowym Cracovii przy Wielickiej 101. W tym samym, w którym już jako zawodnik pierwszej reprezentacji Polski mieszkał Bartosz Kapustka.
 
- To był super czas. Wszyscy byliśmy przesiąknięci piłką. Nasze drogi trochę się rozjechały, ale moja przyjaźń z Bartkiem przetrwała - uśmiecha się Jaroszyński, który ma z Kapustką uformować silne lewe skrzydło młodzieżowej reprezentacji Polski: - W sezonie 2015/2016, zanim Bartek odszedł do Leicester City, pokazaliśmy, że tworzymy na boisku dobry duet. Znamy się jak łyse konie.

Z jakimi nadziejami Jaroszyński podchodzi do mistrzostw? - Mamy bardzo dobry zespół. Jesteśmy ogranymi w ekstraklasie zawodnikami, mamy też zawodników z europejskich klubów. Jesteśmy charakterni i dobrze wyszkoleni. Pozostaje wyjść na boisko, zaorać je i wygrywać.

Młody, a już doświadczony lewy obrońca, jakim jest Jaroszyński, to łakomy kąsek na rynku transferowym. 23-latek odejdzie latem z Cracovii? - Byłoby nie w porządku wobec Cracovii, gdybym chciał za wszelką cenę odejść. Mistrzostwa to jednak okno wystawowe na Europę, a ja chciałbym spróbować sił w mocniejszej lidze. Marzę o Bundeslidze. Nie wiem, czy już teraz byłbym na nią gotowy, ale chciałbym do niej trafić.

Komentarze (1)
avatar
Filip Korlatowicz
13.06.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jaro to dobry gracz i licze ze znajdzie lepszy klub..