Miłośnik metalu i szatana. Poznaj historię piłkarza w biało-czarnej "masce"

WP SportoweFakty / Twitter
WP SportoweFakty / Twitter

- Klaun, który maluje twarz, ale odda życie za koszulkę swojego klubu - tak opisywał siebie Dario Dubois. Argentyńczyk nigdy kariery międzynarodowej nie zrobił. Nawet na własnym "podwórku" był przeciętniakiem. Mimo to dorobił się statusu legendy.

W tym artykule dowiesz się o:

Przez ponad dekadę grał w niższych ligach w Argentynie. Na boisku wyróżniał się wyglądem. Długie włosy i twarz pomalowana w biało-czarne barwy sprawiały, że bardziej przypominał członka zespołu rockowego Kiss niż piłkarza.

- Dlaczego się maluję? To dodaje mi energii. Wychodzę na boisko jak na wojnę i chcę zabić przeciwnika - tłumaczył. I właśnie za takie podejście do futbolu kibice klubów, w których występował, go uwielbiali i do dziś wspominają z sentymentem.

Oto historia jednego z najbardziej ekscentrycznych piłkarzy w historii - Dario Duboisa.

Piłkarz, muzyk, handlowiec

Urodzony w 1971 roku Dubois przygodę z piłką zaczynał w 1994 roku w barwach Yupanqu. Potem zakładał koszulki: Atletico Lugano (w latach 1995-97 oraz 2001), Ferrocarril Midland (1998-99 i 2001/02), Deportivo Riestra (1999-2000), Laferrere (2000), Canuelas (2001) oraz Victoriano Arenas (2002-04). W sumie zaliczył 146 występów, zanim zawiesił buty na kołku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Grosicki w "odwiedzinach" u królowej. Był tylko jeden problem

Co ciekawe, nigdy nie przepadał za futbolem. - Gram tylko dlatego, że to znakomite pole do rywalizacji i dzięki temu dużo trenuję. Nie jem czerwonego mięsa, nie piję alkoholu i nie biorę narkotyków. Do tego dostaję jeszcze jakieś tam pieniądze. A to w mojej trudnej sytuacji finansowej jest bardzo pomocne - wyjaśniał.

W wolnym czasie Dubois realizował swoją prawdziwą pasję. Grał na gitarze basowej w zespole Tributo Rock, którego muzyka była połączeniem grunge'u z elektroniczną wersją tradycyjnego kolumbijskiego folkloru.

Gdy brakowało mu pieniędzy na życie, dorabiał jako drobny handlarz - sprzedawał na ulicy koszulki hipisowskie.

Zawodnik w "masce"

Argentyński zawodnik był zadeklarowanym miłośnikiem czarnego metalu i szatana. Nie dlatego jednak grał z pomalowaną twarzą. Jego celem było wzbudzenie strachu u przeciwników i po części również zwrócenie na siebie uwagi.

- Nie zamierzam z tego rezygnować. Regulamin nie zabrania mi się malować. Przestanę, jeśli w ten sposób będę szkodził swojemu klubowi, bo chociaż nie lubię piłki, to kocham Ferrocarril Midland - mówił w 1999 roku.

To była miłość nieodwzajemniona, bo kilka tygodni później działacze powiedzieli mu, żeby szukał sobie nowego klubu.

- Robił z siebie klauna przez ostatniej półtora miesiąca - tłumaczył szef Midland, Rodolfo Marchioni.

- Prezes powiedział to z zazdrości, że to na mnie skupia się uwaga mediów - szukał wyjaśnienia Dubois.

Potem zaproponował, że w kolejnym spotkaniu zagra bez "maski". W zamian został odesłany przez trenera Jorge Canovę na trybuny. Odszedł latem.

"Banda szczurów"

W 2002 roku, po nieudanym wyjeździe do Portugalii i przygodach z klubami Deportivo Riestra, Laferrere, Canuelas, Duboisowi jakimś cudem udało się przekonać szefów Midland, aby zatrudnili go ponownie.

Argentyńczyk dostał kontrakt na pół roku, ale musiał zrezygnować ze swojego rytuału malowania twarzy. Taki zakaz wprowadziła bowiem krajowa federacja AFA, twierdząc, że to może utrudnić sędziom identyfikację zawodników.

W marcu tego samego roku kariera piłkarza stanęła na włosku. Podczas starcia z zawodnikiem Liniers stracił przytomność i został odwieziony do szpitala z poważnymi obrażeniami głowy oraz krwawieniem z ucha.

Skończyło się na strachu. Po tygodniu kontrowersyjny sportowiec został wypisany do domu. Potem narzekał, że nie dostał żadnej pomocy ze strony AFA. - To banda szczurów. Mało nie umarłem na boisku, a oni nie zrobili nic, żeby mnie wesprzeć. Dziękuję - wściekał się.

NA KOLEJNEJ STRONIE POZNASZ M.IN. NAJGŁOŚNIEJSZE INCYDENTY Z UDZIAŁEM DUBOISA ORAZ DOWIESZ SIĘ, W JAKICH OKOLICZNOŚCIACH JEGO ŻYCIE ZOSTAŁO PRZERWANE.
[nextpage]Najgłośniejsze incydenty

W 2003 roku o Duboisie znów zrobiło się głośno. W wywiadzie dla Radio Belgrano przytoczył historię sprzed meczu z ekipą Juventud Unida.

- Prezes klubu (Juan Jose Castro - również lokalny polityk - red.) zaproponował mi pieniądze w zamian za przegranie meczu. Naplułem w twarz temu niedojrzałemu szczurowi - wypalił.

Inny kontrowersyjny moment w jego karierze miał miejsce osiem lat wcześniej. Dubois zakrywał logo sponsora na koszulce, który obiecał płacić premie za zwycięstwa, a później się z tego nie wywiązywał.

- Zaklejałem reklamę czarną taśmą. Na jeden mecz zapomniałem ją wziąć. Zaczął padać deszcz, na murawie pojawiło się błoto, więc się wytarzałem. Wszyscy patrzyli na mnie jak na dziwaka. Ale ja nie mogłem tego tak zostawić. Sponsor się z nas śmiał. Później próbował doprowadzić do mojego zawieszenia, ale mu się nie udało - opowiadał argentyński piłkarz.

Dubois miał także zabawne "starcie" z sędzią, który wyrzucił go z boiska w spotkaniu z Excursionistas.

- Gdy arbiter wyciągał czerwoną kartkę, z kieszeni wypadło mu 500 pesos. Zgarnąłem banknot z ziemi i zacząłem uciekać. Wszyscy mnie gonili. A ja krzyczałem: "To cena za wykopanie mnie z boiska". Gdy zagrożono, że zostanę surowo ukarany, zatrzymałem się i oddałem pieniądze - komentował Argentyńczyk.

Tragiczna śmierć z rąk bandytów

Dubois musiał zakończyć karierę w 2004 roku. Piłkarz zerwał więzadła krzyżowe w kolanie, a działacze AFA odrzucili jego prośbę o pieniądze na operację.

Dubois marzył, aby na sportowej emeryturze grać w golfa, robić karierę muzyczną i cieszyć się życiem. Zamiast tego pracował na dwóch etatach - w barze oraz na sali koncertowej Isidro Casanova na przedmieściach Buenos Aires. Ledwo wiązał koniec z końcem.

W 2008 roku życie argentyńskiego piłkarza zostało tragicznie przerwane. Dubois z dziewczyną wracał do domu, gdy dwaj zamaskowani mężczyźni zatrzymali go, zabrali rower, komórkę oraz plecak, a później postrzelili dwa razy - w nogę i brzuch.

Lekarze robili wszystko, żeby go uratować, ale rany okazały się zbyt poważne. Tydzień po napadzie Argentyńczyk zmarł. Miał 37 lat.

Źródło artykułu: