Piłka nożna kobiet w Polsce. PZPN musi dać impuls, inaczej Europa odejdzie nam na zawsze

PAP /  Lukas Schulze/dpa  / Na zdjęciu: Katarzyna Kiedrzynek w barwach Paris Saint-Germain
PAP / Lukas Schulze/dpa / Na zdjęciu: Katarzyna Kiedrzynek w barwach Paris Saint-Germain

Trudno pisać poważnie o lidze, za wygranie której klub dostawał od PZPN 20 tysięcy zł premii, a zawodniczki w nagrodę brały borowinową kąpiel. Kobiecy futbol w Polsce to jednak wbrew pozorom coś więcej niż ciągłe zdziwienie, że panie też kopią piłkę.

Kilka faktów: w kolejnej, niedawno zakończonej na Stadionie Narodowym edycji turnieju o Puchar Tymbarku udział wzięło ponad 100 tysięcy piłkarek. Telewizyjne transmisje z meczów kobiecej kadry, która jeszcze nie odnosi wielkich sukcesów i o których nikt nie informuje, śledzi czasem nawet 150 tysięcy kibiców. Kapitanem tej drużyny jest zawodniczka, która 1 czerwca - kilka dni przed męskim finałem - będzie bronić dostępu do bramki Paris Saint-Germain w wielkim finale Ligi Mistrzyń w Cardiff. To fundament, przynajmniej teoretycznie, na którym można budować.

- Trzeba w końcu zrozumieć, że piłka nożna kobiet to sport masowy. Jeśli w porę tego w Polsce nie pojmiemy, Europa nam odjedzie na zawsze i nigdy już jej nie dogonimy - mówi nam Hanna Urbaniak, dziennikarka "Gazety Wyborczej", od lat zajmująca się tą tematyką. Do polskiego futbolu w wykonaniu pań idealnie pasuje określenie: nie ma brzydkich kobiet, są jedynie mniej zadbane.

Na złość przeciwnikowi

Chęci są, materiał do pracy również, bo na przestrzeni ostatnich dwóch dekad w Polsce przybyły cztery poziomy rozgrywkowe i prawie 200 klubów. - Największy problem to wciąż organizacja, struktury i odpowiedni ludzie - uważa Joanna Tokarska, była reprezentantka Polski, a aktualnie komentatorka stacji Eurosport oraz Polsat Sport. - Trzeba wyróżnić trzy płaszczyzny: kadrę, ligę oraz poszczególne piłkarki odnoszące sukcesy za granicą. Mecze kadry, mimo że ta nie osiąga sukcesów, są czasem śledzone przez grubo ponad 100 tysięcy telewidzów. Polska piłka ligowa to już zupełnie inna historia. Poziom sportowy jest bardzo niski, frekwencja opłakana, obiekty zaniedbane, działacze z poprzedniej epoki i na dodatek skonfliktowani - dodaje.

W Ekstralidze dochodzi przez to do sytuacji tragikomicznych. Przykład? Choćby ustalanie terminu meczu na godzinę 10:00 rano, na złość rywalowi, byle tylko drużyna przeciwna była zmuszona ponieść dodatkowe koszty przyjazdu dzień wcześniej i zakwaterowania w hotelu. Więcej? Kilka tygodni temu, dokładnie we wtorek 11 kwietnia, kadra narodowa grała na Białorusi mecz towarzyski, a w środę późnym popołudniem lądowała na lotnisku w Warszawie. Reprezentacja to w dużej części zawodniczki Medyka Konin. Co ciekawe, ligowy mecz Medyka zaplanowano na godzinę 11:00 w czwartek w... Wałbrzychu. Gdyby nie awantura, jaką zrobił prezes klubu Roman Jaszczak, zawodniczki prosto z lotniska w Warszawie musiałyby gnać na drugą stronę Polski i zmęczone rozegrać ligowy mecz. Dostały jeden dodatkowy dzień, zagrały w piątek, zwyciężyły 5:1.

ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek wyzywa Zbigniewa Bońka na boiskowy pojedynek. "To bardzo ważny zakład!"

- Nad terminarzem nikt nie panuje, jak zresztą nad wieloma innymi kwestiami. Odnoszę wrażenie, że piłka kobieca w PZPN funkcjonuje na zasadzie: macie budżet, trochę ponad 4 miliony, i się bawcie, a nas nie interesuje, co z tym zrobicie - uważa Tokarska. - Nie ma chęci i zainteresowania ze strony kierownictwa PZPN, aby zaopiekować się kobiecą piłką, postawić na jej czele sprawnego menedżera, którego jedynym zadaniem byłoby budowanie pozycji dyscypliny. Nie mówię, że kluby powinny dostawać pieniądze do ręki, są inne metody wsparcia - dodaje.

W krajach, w których piłka kobieca dynamicznie się rozwija, są spełnione dwa warunki. Po pierwsze - wsparcie klubów przez krajowe federacje. W Niemczech na przykład kluby dostają pieniądze na wyjazdy i hotele. W Anglii związek dofinansowuje każdy grający w lidze klub, dzięki temu futbolem pań zainteresowały się kluby męskie. We Francji rozwój futbolu kobiecego był tematem dyskusji podczas ostatnich wyborów na prezesa. W ścisłym kierownictwie zasiadły trzy kobiety, a sekretarzem generalnym związku została czynna piłkarka PSG i reprezentacji Francji, Laura Georges. W Szwecji budżet całego związku jest dzielony na pół, po równo dla mężczyzn i kobiet.

I druga kwestia: we wszystkich krajach piłka kobieca rozwinęła się dynamicznie w momencie, gdy sekcje kobiece zaczęły zakładać mocne kluby męskie. - To pozwoliło na przyciągnięcie kibiców i sponsorów, daje możliwości marketingowe. A przede wszystkim nadaje powagi dyscyplinie. W Polsce kluby typowo damskie radzą sobie same, utrzymują się często z pieniędzy samorządowych, o sponsorów jest im piekielnie trudno. Pewnie można by się doczepić do zarządzania tymi klubami, ale tam pracują pasjonaci, a nie profesjonaliści. Na zatrudnienie tych drugich nie mają pieniędzy - mówi Urbaniak.

W najwyższej klasie rozgrywkowej - Ekstralidze - występuje 12 zespołów. Od kilku lat nie ma w niej mocnych na ekipę z Konina. Poza Medykiem całkiem wysoki poziom sportowy prezentuje Górnik Łęczna, reszta drużyn wyraźnie odstaje. Często zdarzają się mecze, w których pada pięć, sześć czy nawet siedem goli. - Liga jest za duża, zmniejszyłabym ją do ośmiu zespołów. Nie mamy tylu zawodniczek na poziomie ekstraklasy, żeby grało w niej 12 klubów - uważa Tokarska i szuka przyczyn tak słabego poziomu sportowego. - Na ligę nikt nie ma pomysłu: ani PZPN, ani kluby, ani Ekstraklasa. Jasne, w Polsce Ekstraklasa nie ma z tym nic wspólnego, ale np. w Hiszpanii to La Liga organizuje kobiecą ligę - zauważa.

- PZPN wspiera bezpośrednio kluby Ekstraligi płacąc za sędziów, związek zwiększył premie za mistrza, pierwszego i drugiego wicemistrza Polski, zwiększył nagrodę za zdobycie Pucharu Polski kobiet, kluby otrzymały też kamery do nagrywania meczów - mówi nam o bezpośrednim wspomaganiu klubów i ostatnio wprowadzonych zmianach Zbigniew Bartnik, od niedawna przewodniczący Komisji ds. Piłkarstwa Kobiecego PZPN. Na stanowisku zastąpił aktualnego wiceprezesa PZPN, Andrzeja Padewskiego. - Trudno jest mi natomiast jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy związek stać na bezpośrednią pomoc, jaka na przykład udzielana jest klubom w Niemczech. Oczywiście chciałbym, żeby tak się stało - dodaje.

Przewodniczący w rozmowie z nami odnosi się także do pomysłu tworzenia sekcji kobiecych przy dużych, męskich klubach grających w Ekstraklasie. - Wiem, że było to rozpatrywane w przeszłości. Nie sądzę, że by przy kondycji klubów Ekstraklasy czy 1. ligi było to możliwe. Co to znaczy, że klub męski miałby mieć drużynę ligową? Przecież te piłkarki gdzieś trzeba najpierw wyszkolić, trzeba zacząć szkolenie od najmłodszych. Wszystkie działania, które zostały wykonane przez poprzednie komisje, na przykład wprowadzenie wojewódzkich mistrzostw młodziczek, rozgrywek drużyn szkolnych, rozgrywek juniorek, sprawiają że z masowości powstaną piłkarki, które zasilą w przyszłości kluby. Coraz więcej dziewczynek trafia na przykład do Akademii Młodych Orłów - mówi Bartnik.

- Aby wszyscy poważnie zaczęli traktować kobiecą piłkę ligową w Polsce, sygnał do tego musi dać PZPN, tak jak związek od niedawna poważnie traktuje choćby Centralną Ligę Juniorów w męskim wykonaniu. Odkąd prezes Zbigniew Boniek dał jasny sygnał, że stawiamy na młodzież, wszyscy w kraju rozwijają szkolenie - mówi wprost Urbaniak. - Kluby kobiece muszą liczyć wyłącznie na siebie. Wystarczy porównać nagrody za zwycięstwo w męskiej CLJ i mistrz Polski w piłce kobiecej. Jeśli budżet klubu musi opiewać na około milion złotych (a to i tak za mało na równorzędną walkę w Europie), czym jest dla niego 60 tysięcy za zdobycie najważniejszego trofeum w kraju? - pyta dziennikarka. Jeszcze do niedawna premia za zwycięstwo w lidze wynosiła 20 tysięcy złotych dla klubu. Piłkarki Medyka Konin w nagrodę za wygranie Ekstraligi otrzymały od sponsorów voucher na 200 zł do kosmetyczki i talon na borowinową kąpiel. To były w zasadzie jedyne profity.

Urbaniak: - Jesteśmy jednym z niewielu krajów na szczycie rankingu FIFA, który nie ma silnej piłki kobiecej. Jestem przekonana, że gdyby Zbigniew Boniek osobiście dał wyraźny sygnał, że piłka kobieca to poważna dyscyplina, że warto ją śledzić i na nią stawiać, odniosłaby taki sukces, jak miało to miejsce w przypadku męskiej kadry młodzieżowej, którą przed przyjściem obecnego prezesa mało kto się interesował. Ale nadano jej spotkaniom odpowiednią rangę. Mam nadzieję, że prezes Boniek przekona się do piłki kobiecej, bo dla nas jest to już naprawdę ostatni dzwonek. Cała Europa gna do przodu, a my od lat stoimy w miejscu.

Bartnik uważa jednak, że kierownictwo PZPN kobiecy futbol traktuje jak najbardziej poważnie. - Mając informacje z europejskiej i światowej federacji oraz znając trendy tam panujące, kierownictwo PZPN ma pozytywną świadomość dotyczącą kobiecej piłki. Patrzę też na to przez pryzmat wcześniejszych działań związku. W PZPN jest świadomość, że warto inwestować w futbol pań, bo inaczej będziemy w kolejnej odmianie piłki daleko za innymi krajami - zauważa przewodniczący.

Producenci sprzętu mówią gwiazdom NIE

W kibicowskim środowisku trudno znaleźć kogoś, kto nie wie, kim jest Katarzyna Kiedrzynek bądź Ewa Pajor. Jak się jednak okazuje, mimo że są to powszechnie rozpoznawalne sportsmenki, mają one problemy nawet z podpisaniem kontraktu z producentem sprzętu sportowego. - Na ich profile społecznościowe spływają zapytania, gdzie można oglądać ich mecze. Niestety, w Polsce, nigdzie. Albo od wielkiego święta. Całe środowisko, działacze, firmy, ewentualni sponsorzy bagatelizują kobiecą piłkę, bo nie ma jej w mainstreamowych mediach - mówi Urbaniak.

Trudno się z dziennikarką nie zgodzić. Polski Związek Piłki Nożnej, mając w kadrze zawodniczki najsilniejszych klubów świata nie przeprowadził choć jednej kampanii marketingowej z ich udziałem, mających na celu popularyzację dyscypliny. - To powinny być lokomotywy marketingowe, a nikt się nad tym nawet nie pochylił. PZPN założył portal Łączy nas piłka, który z założenia ma działać na rzecz promocji futbolu, również kobiecego, a nikt nie odwiedził Kasi Kiedrzynek czy Ewy Pajor. A później dziwimy się, że piłkarki szukają w Polsce możliwości podpisania kontraktu ze sponsorem technicznym na sprzęt sportowy i jest to niemożliwe. Producenci odmawiają, bo jest ich za mało w mediach. Jednocześnie takie kontrakty podpisują nic nieznaczący piłkarze z zaplecza polskiej ekstraklasy, którzy finał Ligi Mistrzów mogą co najwyżej rozegrać na PlayStation - uważa Tokarska.

Wielki finał Ligi Mistrzyń Olympique Lyon - Paris Saint-Germain z udziałem polskiej gwiazdy Katarzyny Kiedrzynek zostanie rozegrany 1 czerwca o godzinie 20:45. Transmisję z meczu przeprowadzi telewizja Eurosport. Warto wtedy włączyć telewizor i przekonać się, że kobieca piłka to coś, na co warto stawiać nie tylko od święta.

Źródło artykułu: