Niemieckie media informują, że zatrzymanym jest 28-letni Rosjanin, Siergiej V, mieszkaniec Badenii-Wirtembergii, który od 13 kwietnia znajdował się na celowniku służb specjalnych.
Został on zatrzymany w piątek rano w mieście Tubingen. Według dziennikarzy Rosjanin był pod obserwacją od początku śledztwa, ponieważ wiele podejrzeń wywołało jego zachowanie. Był on bowiem gościem hotelu, w pobliżu którego doszło do zamachu.
Według przecieków, Rosjanin miał mieć specyficzne życzenia dotyczące rezerwacji pokoju - domagał się tylko pokoju z oknem z widokiem na ulicę. I choć ostatecznie otrzymał pomieszczenie na strychu, to zdaniem służb mógł z tego miejsca przeprowadzić detonację ładunków.
Ponadto, gdy tuż po wybuchu bomb wszyscy goście hotelu wybiegli przestraszeni na ulicę, podejrzany miał spokojnym krokiem udać się do restauracji i zamówić obiad.
Według mediów motywem działań zamachowca były kwestie finansowe. Rosjanin jest ponoć zamieszany w pranie brudnych pieniędzy. Przed zamachem kupił akcje Borussii Dortmund o wartości 78 tysięcy euro, co zwróciło uwagę pracowników Bank Comdirect. W przypadku spadku akcji klubu w konsekwencji udanego zamachu na życie piłkarzy BVB, mógł zarobić około cztery miliony euro.
- Wbrew codziennej logice, na giełdzie można zarabiać nie tylko wtedy, gdy akcje spółek rosną. Ale też wtedy, gdy tracą - mówi Tomasz Grynkiewicz, redaktor naczelny Money.pl. Dodaje, że jest to możliwe dzięki strategii tzw. krótkiej sprzedaży. - W takiej sytuacji inwestor nie musi mieć fizycznie akcji spółki, właściwie obraca pewną obietnicą.
- Wyobraźmy sobie to tak: zamachowiec przewiduje, że akcje Borussii znacząco stracą na wartości. Najpierw sprzedaje papiery niemieckiego klubu i jednocześnie zobowiązuje się, że je "odkupi" po nowej cenie. Jeśli kurs Borussii faktycznie by spadł, to zyskiem zamachowca będzie różnica między kursem sprzed zamachu, a tym po. Tu jednak do takiego spadku nie doszło. 10 kwietnia akcje Borussii miały kurs 5,75 euro. Po zamachu, na szczęście nieudanym, straciły 25 eurocentów na wartości.
Przypomnijmy, że w zamachu na autokar piłkarzy Borussii Dortmund ucierpiał obrońca drużyny Marc Bartra, który trafił do szpitala z poranioną ręką. Nie doszło do tragedii dzięki szczęściu i wzmocnionym szybom pojazdu, który miał zawieźć zawodników na mecz Ligi Mistrzów z AS Monaco. Ostatecznie spotkanie zostało odwołane.
ZOBACZ WIDEO: Real - Bayern. Monachijczycy mogą czuć się oszukani