Miedziowi nie imponują skutecznością od kilku miesięcy. Ostatni raz więcej niż dwie bramki zdobyli w jednym meczu we wrześniowym starciu z Legią Warszawa (3:2), a najlepszy strzelec zespołu ma na koncie zaledwie sześć goli. Arkadiusz Woźniak do uzyskania takiego wyniku potrzebował jednak aż 26 spotkań, a na dodatek to skrzydłowy.
Środkowi napastnicy KGHM Zagłębia Lubin rozczarowują: Martin Nespor, kupiony za niemałe pieniądze ze Sparty Praga, ma zaledwie trzy bramki w 17 spotkaniach, a Adam Buksa dwie w 11.
Jako, że brakuje goli ze strony snajperów, to sytuacja jest odczuwalna dla całej drużyny. Miedziowi dopiero w czwartym meczu w tym roku zdobyli bramkę po akcji, a nie ze stałego fragmentu gry. Z Arką Gdynia Filip Starzyński trafił z rzutu karnego, Nespor z Wisłą Płock po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, a Woźniak po wrzutce z kornera.
We wtorkowym zaległym spotkaniu po dosyć niemrawej akcji Starzyński zdecydował się na strzał sprzed pola karnego i piłka zatrzepotała w siatce. Ten gol zapewnił lubinianom drugie zwycięstwo na wiosnę i przełamał złą serię.
Jednak styl Zagłębia mógł być rozczarowujący, lecz Piotr Stokowiec cieszył się przede wszystkim z kompletu punktów.
- Cieszą trzy punkty i tylko z tego jestem zadowolony. 20 - 30 minut naszej dobrej gry, to za mało. Nasze ambicje sięgają znacznie dalej. Chcemy grać do bramki przez większa lub całą część spotkania. Dzisiaj mecz był remisowy i może los nam zrekompensował mecz w Lubinie, gdzie nie uznano nam prawidłowej bramki. "Cel uświęca środki", dlatego pod koniec meczu zdecydowałem się wybronić wynik - powiedział Stokowiec.
Kolejny mecz Zagłębie zagra w poniedziałek z Cracovią.
ZOBACZ WIDEO Niespodziewany remis mistrza Włoch. Zobacz skrót meczu Udinese - Juventus [ZDJĘCIA ELEVEN]