MKS Kluczbork nie mógł sobie pozwolić na porażkę ze Stalą Mielec. Obie drużyny przed tym spotkaniem dzieliło osiem punktów, a Stal zajmowała pierwszą pozycję gwarantującą utrzymanie. MKS choć przystępował do meczu zmobilizowany, to nie potrafił swojej ambicji pokazać na boisku.
Jedyny gol padł po rzucie karnym. Była to trzecia jedenastka podyktowana przeciwko MKS-owi w dwóch ostatnich pojedynkach. Trener kluczborskiego zespołu nie zgadzał się z decyzją arbitra. - Z reguły mecz toczy się do pierwszej bramki. Straciliśmy ją w okolicznościach nie do końca mnie przekonywujących. Tydzień temu z jednej ręki można zrobić było dwa rzuty karne, ze Stalą z trzech zagrań ręka rywala w polu karnym nie podyktowano ani jednej jedenastki. Trenerzy z takich powodów tracą pracę, a arbitrzy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności i sędziują w następnej kolejce, bez konsekwencji - ocenił Tomasz Asensky.
- Nie chcę, aby był to w tej chwili temat zastępczy. Prawda jest taka, że nie zagraliśmy w pierwszej połowie dobrego spotkania i przeciwnik na wiele nam nie pozwolił. Po wcześniejszych analizach wiedzieliśmy, że będzie to bardzo mobilny i dobrze zorganizowany w odbiorze zespół. Z naszymi atutami ciężko się było przedrzeć - dodał szkoleniowiec MKS-u.
Kluczborczanie po straconej w 59. minucie bramce nie zdołali doprowadzić do wyrównania. - Mogliśmy dłużej pograć piłką, także włączając w grę ofensywną zawodników z obrony. Skończyło się tak, że przy błahej piłce, którą Maciej Załęcki chciał zgrywać do bramkarza, pomylił się, później podyktowany został rzut karny i zrobiło się bardzo ciężko - dodał Asensky.
ZOBACZ WIDEO Bajeczna Barcelona rozbiła Celtę Vigo - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]