- Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie bardzo ciężki, ale na pewno nikt z nas nie myślał, że będzie aż tak ciężki i do ostatniej sekundy będziemy czekać, żeby się móc cieszyć - powiedział po piątkowym zwycięstwie w ramach 24. kolejki Jacek Kiełb.
[tag=562]
Korona[/tag] mimo optycznej przewagi w mało emocjonującej i zdominowanej przez proste błędy i chaos pierwszej połowie musiała odrabiać straty. - Górnik Łęczna wysoko zawiesił poprzeczkę. Grali bardzo prostą piłkę, ale mimo to do pewnego czasu wystarczała to na nas. Szacunek jednak dla całej drużyny, że potrafiliśmy grać do końca. Nikt nie spuszczał głowy mimo tego, że momentami było bardzo ciężko. Takie zwycięstwo bardzo cieszy, ale jest też dużo do przeanalizowania - stwierdził "Ryba".
To właśnie ulubieniec kieleckiej publiczności dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców. Szczególnie za bramkę numer jeden był chwalony m.in. przez trenera Macieja Bartoszka. - Może wcześniej, kilka lat temu waliłbym od razu z lewej nogi, teraz chłodna głowa i też zaufanie od trenera. Zostawił mnie do końca i może to czuł, że to akurat ja znajdę się w polu karnym. Szczerze myślałem, że to Ilijan się gdzieś tam znajdzie i strzeli zwycięską bramkę, ale następnym razem będzie to ktoś inny i mam nadzieję, że już w następnym meczu z Jagiellonią będziecie mieć innego bohatera - powiedział dziennikarzom.
O wyniku spotkania zadecydował rzut karny podyktowany przez Pawła Raczkowskiego. Kiełb mimo ogromnego zamieszania, jakie powstało po, fatalnej jak się okazało, decyzji arbitra, zachował spokój i skompletował swój trzeci dublet w obecnych rozgrywkach Lotto Ekstraklasy. Były zawodnik Lecha Poznań ma na swoim koncie już siedem goli. - Wcześniej do trenera powiedziałem, że się zgłaszam i czuję się pewnie. Jeżeli nie czułbym się pewnie przy tych "jedenastkach" na pewno bym oddał piłkę - wytłumaczył na koniec.
ZOBACZ WIDEO Hit Serie A dla Napoli! Zobacz skrót meczu z AS Roma - SSC Napoli [ZDJĘCIA ELEVEN]