Po porażce w Gdyni (1:4) kielczanie zapowiadali powrót do swojej gry na Kolporter Arenie. Miało być ofensywie, szybko, zdecydowanie i skutecznie. W pierwszej połowie niewiele z szumnych zapowiedzi wyszło. Kibice byli świadkami raczej marnej jakości widowiska. - Wszyscy widzieliśmy, że ciężko nam się grało, boisko nam nie pozwalało na zbyt wiele, a do tego przeciwnik skupiał się przede wszystkim na kontrowaniu i w ten sposób stwarzał sobie sytuacje - ocenił Maciej Bartoszek.
Szkoleniowiec Korony przyznał, że goście z Łęcznej niczym nie zaskoczyli jego podopiecznych. - Patrząc już na mecz Górnika z Piastem spodziewaliśmy się trudnego spotkania, ale nie myśleliśmy, że będziemy mieli aż taki horror. Niepotrzebnie ta stracona bramka, która w dużej mierze zaburzyła nam grę, ale cieszę się z finału.
Oba gole, dające arcyważne trzy punkty, strzelił Jacek Kiełb. - Jacek przede wszystkim bardzo ładnie zachował się przy pierwszej bramce. Zawinął przeciwnika w jedną, zatrzymał, popatrzył i z zimną krwią wlał w serca swoich kolegów nadzieję na to, że w tym meczu jeszcze powalczymy o komplet punktów - pochwalił swojego pomocnika 39-latek. W jego ocenie nie tylko "Ryba", ale i pozostali złocisto-krwiści pokazali w końcówce, że stać ich na wychodzenie z opresji. - Cały zespół się ożywił w momencie, kiedy strzeliliśmy bramkę.
Miedzy słupkami kieleckiej bramki solidne zawody rozegrał wypożyczony z Ludogorca Razgrad Milan Borjan. Niektóre zachowania Kanadyjczyka mogły jednak zmrozić krew w żyłach kibicom Korony, chodzi między innymi o bardzo wysokie wychodzenie z własnej bramki. - Milan ma taki charakter fightera. To pozytywna postać, co zresztą widać. Myślę, że i umiejętności ma odpowiednie - stwierdził Bartoszek.
Korona po 24 rozegranych meczach ma na swoim koncie 32 punkty, dzięki czemu plasuje się na 7. miejscu w tabeli Lotto Ekstraklasy.
ZOBACZ WIDEO Karygodne zachowanie i czerwona kartka Garetha Bale'a [ZDJĘCIA ELEVEN]