- Nie mówię, że jestem aniołem. Nie jestem nim. Widać to przecież, ale za każdym razem będę grał w ten sam sposób, bo taki po prostu jestem - mówił o sobie Diego Costa. To było ponad dwa lata temu.
Piłka na ulicy
Ojciec dał mu imię na cześć Diego Maradony. - W Brazylii jeśli masz syna, to pierwszą rzeczą, którą mu dajesz to jest piłka. Mój tata nie był inny pod tym względem. Dorastałem grając w piłkę na ulicach ze swoimi przyjaciółmi i to była moja szkoła - uliczna piłka - wspomina dawne czasy snajper Chelsea.
Costa uczył się futbolu grając na ulicach Lagarto, stutysięcznego miasta w północnej części Brazylii. Zwykle ze starszymi kolegami. Już wtedy musiał grać twardo, aby nie dać się stłamsić. - Musiałem grać mądrze, wyprzedzać ich ruchy, byli silniejsi fizycznie ode mnie. Mieliśmy swoje zasady. Liczyły się tylko bramki i zwycięstwa.
W wieku 15 lat przeniósł się do Sao Paulo do pracy w sklepie swojego wuja Jarminho. Chociaż nigdy nie był profesjonalistą, Jarminho miał kontakty wśród lokalnych klubów i młody Costa trafił do Barcelony Esportiva Capela, zespołu z południowej części miasta. Miała to być dla niego alternatywa dla narkotyków i młodzieżowych gangów. W swoim pierwszym profesjonalnym klubie zarabiał równowartość 600 złotych miesięcznie, ale ważniejsze było, że tam poznał znanego agenta piłkarskiego Jorge Mendesa. To on zabrał go do Europy i otworzył przed nim wielką piłkę.
ZOBACZ WIDEO PLA: Manchester United bliżej finału [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Ciągłe wypożyczenia
Początki w Europie były dla Costy bardzo trudne. W lutym 2006 roku podpisał kontrakt ze Sportingiem Braga i kolejne kilka miesięcy spędził w rezerwach nie wąchając pierwszego zespołu. Latem wypożyczono go F.C. Penafiel, do drugiej ligi. Tam zdobył kilka bramek i nieoczekiwanie za 1,5 mln euro wykupiło go Atletico Madryt, ale od razu z powrotem wypożyczono Costę do Bragi.
Później były kolejne wypożyczenia aż w końcu jego kontrakt przejął Real Valladoid. Po kolejny roku znów jego kartę piłkarza dzierżyło Atletico Madryt. Miał być wsparciem dla Diego Forlana oraz Sergio Aguero. W sezonie 2010/2011 strzelił w sumie sześć goli w lidze po czym ponownie zdecydowano się go wypożyczyć. Dla Realu Vallecano uzyskał dziewięć bramek i już wtedy wiedziano w Atletico, że należy mu się szansa na pokazanie swoich umiejętności.
Przełomowy był sezon 2013/2014. Atletico sprzedało Radamela Falcao za 52 miliony funtów i Costa musiał go godnie zastąpić. Stanął na wysokości zadania i strzelił we wszystkich rozgrywkach 35 bramek. Jedną z nich zdobył przeciwko Chelsea w Lidze Mistrzów i wówczas Jose Mourinho zadecydował: chcę go u siebie. Latem kluby dopięły transfer i za 32 miliony funtów Costa trafił na Stamford Bridge.
Porachunki na boisku
W Premier League Diego Costa nie dostał jeszcze ani jednej czerwonej kartki, ale głośnym echem odbiło się jego starcie z Emre Canem w Pucharze Ligi. Reprezentant Hiszpanii celowo nadepnął na nogę Niemca, ale uszło to uwadze sędziego. Komisja dyscyplinarna nie miała jednak wątpliwości - wlepiła mu trzymeczowe zawieszenie.
To nie był jedyny poważny incydent. Tima Howarda, bramkarza Evertonu, musiało odciągnąć od Costy przynajmniej kilku kolegów, aby nie wdał się w przepychanki. W przegranym przez The Toffees meczu 3:6 Costa prowokował Seamusa Colemana co bardzo nie spodobało się amerykańskiemu golkiperowi.
Po spotkaniu Ligi Mistrzów musiał być odseparowany od pomocnika Paris Saint Germain Yohana Cabaye'a, a w tym samym dwumeczu powalił na murawę Marquinhosa, gdy sędzia był odwrócony do niego plecami.
Nigdy się nie zmieni
- Nie mówię, że jestem aniołem - nie, nie jestem nim. Widać to przecież, ale za każdym razem będę grać w ten sam sposób, bo taki po prostu jestem. To jest moja praca, tak utrzymuję rodzinę. To mój chleb i masło, również to, co muszę zrobić dla tego klubu, dla fanów i dla wszystkich osób pracujących dla Chelsea - przekonywał Costa zapytany, czy zmieni swój styl gry.
Po spotkaniu zarzeka się, że nie ma problemu podejść do obrońcy, z którą przed chwilą wykłócał się i przepychał. - Podaję mu rękę, praca zakończona. Idę do domu, on również. Jesteśmy kumplami. To wszystko. Tak widzę piłkę nożną. Nie zmienię tego, ponieważ futbol to gra kontaktowa.
Znakomity sezon
Latem miał odejść z Chelsea, ale ostatecznie został na Stamford Bridge i nagle przestał wdawać się w boiskowe awantury. Wszyscy pisali o przemianie Costy, jednak do czasu, gdy na horyzoncie nie pojawiła się gigantyczna oferta z Chin. W Azji zarobiłby 30 milionów funtów rocznie, byłby najlepiej opłacanym zawodnikiem świata.
Chelsea odrzuciła ją i z Costy wyszło wszystko to, co złe. Posprzeczał się ze wszystkimi - w tym z Antonio Conte i został odsunięty od pierwszej drużyny. Można rzecz, że wrócił stary, zły Costa.