To nie jest dziecinada, to walka o życie - rozmowa z Przemysławem Kuligiem, obrońcą Cracovii

Po trzech kolejkach ligowych w nowym roku, Cracovia ma 20 punkty i zajmuje 14., barażowe miejsce. W tym sezonie Pasy, podobnie jak dziewięć (!) innych zespołów, czeka walka o utrzymanie w ekstraklasie. Obrońca Cracovii Przemysław Kulig zdaje sobie doskonale sprawę, o jaką stawkę toczą się mecze w obecnym sezonie. - Piłka nożna to męski sport, a nie dziecinada. Wszyscy wiedzą, o co grają - powiedział Kulig, który w meczu z Lechią Gdańsk w minionej kolejce ekstraklasy zdobył pierwszego w tym sezonie gola.

Maciej Krzyśków: Mecz z Lechią Gdańsk rozpoczął się o 17. Tymczasem Cracovia zaczęła grać dopiero godzinę później

Przemysław Kulig: Nie można tak mówić. Mecz się zaczął o siedemnastej, choć w pierwszej połowie nie graliśmy do końca to, co chcieliśmy. Liczy się całość, a mecz składa się z dwóch połówek. Najważniejsze jest zwycięstwo, zasłużone zwycięstwo 3:1.

Radość byłaby pełniejsza, zwłaszcza dla obrońcy, gdyby Cracovia zakończyła mecz na zero w tyłach.

- Szkoda głupio straconej bramki, bo to był jakiś rykoszet od muru (bramkę dla Lechii zdobył wówczas Łukasz Surma - przyp. red.). Cieszę się z wygranej, ale jeszcze więcej powodów do radości bym miał, gdybyśmy z tyłu zagrali na zero.

Zdobyłeś pierwszego gola w tym sezonie.

- Krzyknąłem do Piotrka (Polczaka - przyp. red.): "Piotrek, Piotrek, jestem w lepszej sytuacji". On to zauważył - dobrze ustawiłem się do tej piłki i precyzyjnym, mocnym strzałem skierowałem ją do siatki. Trudno mieć do bramkarza Lechii pretensje, bo według mnie strzał był naprawdę bardzo ładny.

Mimo zwycięstwa 3:1, wszyscy będą pamiętali na długo pierwszą połowę, w której po prostu zagraliście słabo. Skąd ta sinusoida?

- Nikt z nas nie był zadowolony po pierwszej połowie, a jedynym pozytywem było to, że nie straciliśmy bramki. Zawsze sprawdza się maksyma, że jak jest zero w tyłach, to jeszcze jest drugie czterdzieści pięć minut, by strzelić gola. Polska liga pokazuje, że obojętnie, czy to jest pierwsza, czy druga połowa - trzeba zawsze grać do końca.

Nie można nie uciec od tego pytania - aż tak ostro było w przerwie meczu z Lechią w waszej szatni?

- To nie jest dziecinada. Walczymy o życie i nie można mówić o jakichkolwiek delikatnych słowach. Piłka nożna to męska gra i w szatni trzeba czasami powiedzieć mocne słowa, żebyśmy się wszyscy przebudzili i zaczęli grać tak jak trzeba.

Rywalizacja na treningach wychodzi Cracovii na dobre. Trener w trzech pierwszych meczach zmieniał zawodników, zwłaszcza w linii defensywnej.

- Nie jest istotne, kto gra w pierwszym składzie, ale sama rywalizacji jest pozytywna dla całego zespołu. Każdy chce grać, a przez taką zdrową rywalizację, jaka jest teraz w drużynie, każdy nas podnosi swoje umiejętności, a to dobitnie widać na meczach.

Po trzech kolejkach nie wiadomo, które oblicze Cracovii jest właściwe - to z pierwszej połowy z ŁKS-em i drugiej z Lechią, czy na odwrót - drugiej połówki z łodzianami i pierwszej z beniaminkiem z Gdańska.

- Nie zawsze wszystko nam jeszcze wychodzi, ale druga połowa z Lechią i mecz z ŁKS, gdzie ostatecznie przegraliśmy, pokazują, że potrafimy grać dobrze w piłkę. Potrafimy strzelać dużo bramek, co było naszym dużym mankamentem.

Przed wami dwa bardzo ważne mecze. Awans w poprzednim sezonie do pucharów był zaskoczeniem chyba najbardziej dla was samych. Teraz droga do europejskich pucharów jest prosta - nazywa się Puchar Polski.

- Mecze z Polonią Warszawa to przecież ćwierćfinał Pucharu Polski. Musimy się na tym skoncentrować.

Koncentrację trzeba przedłużyć o kilka dni. W niedzielę mecz z Wisłą na stadionie przy ulicy Reymonta.

- Przede wszystkim chciałbym wreszcie te derby wygrać. Wiemy, jak ważne mecze z Wisłą są dla kibiców Cracovii. Mam nadzieję, że się do tego meczu dobrze przygotujemy.

Źródło artykułu: