Reprymenda trenera w przerwie pomogła - komentarze po spotkaniu Cracovia Kraków - Lechia Gdańsk

Trener Artur Płatek nie mógł wyjść z podziwu dla swoich podopiecznych w spotkaniu z Lechią, jeżeli chodzi o ich postawę w drugiej połowie. W zupełnie innym nastroju był opiekun gości Jacek Zieliński, który zwracał uwagę przede wszystkim na straty piłki - a było ich według niego kilkadziesiąt - przez swoich podopiecznych, co na gole zamieniali zawodnicy Cracovii.

W tym artykule dowiesz się o:

Jacek Zieliński (trener Lechii): - Zanotowaliśmy kilkadziesiąt banalnych strat. Wymienialiśmy dwa, trzy podania, a potem oddawaliśmy piłkę do przeciwnika. Przełomowym momentem meczu był pierwszy gol strzelony przez Ślusarskiego i chwilę potem podwyższenie rezultatu przez Kuliga. Z Cracovii zeszło ciśnienie, a na dodatek publiczność bardzo im w tym spotkaniu pomagała głośnym dopingiem. Po strzeleniu gola na 3:1 mieliśmy jeszcze ze trzy sytuacje na kolejne gole. Teraz nie ma co jednak już gdybać. Cracovia była lepsza i zasłużenie wygrała. Mam dużo pretensji do moich zawodników. W meczach u siebie potrafimy przeprowadzać składne akcje, a na wyjeździe gramy 60 procent tego, co potrafimy. Tylko początek meczu był dobry w naszym wykonaniu. Cracovia pomimo niezbyt składnej gry długo nie stwarzała sobie dogodnych okazji do zdobycia gola, do momentu straty przez nas bramki po rzucie wolnym. Przy tej akcji popełniliśmy fatalny błąd, za głęboko ustawiliśmy linię obronną. Dobrze, że w końcówce zdobyliśmy gola gdyż bilans meczów między nami się wyrównał. U siebie wygraliśmy 2:0, tutaj przegraliśmy 1:3.

Artur Płatek (trener Cracovii): - W pierwszej połowie zupełnie nie wypełnialiśmy założeń przedmeczowych, nie graliśmy tego, co zakładaliśmy w tygodniu w treningach. Na naszą chaotyczną postawę w tej części gry na pewno miała waga tego spotkania, ale też piątkowe wyniki ekstraklasy. W przerwie powiedzieliśmy sobie cierpkie słowa w szatni - cieszy mnie to, że zawodnicy pokazali charakter. Jakie słowa padły? Nikt nie chciałby ich usłyszeć. Jestem zadowolony z goli zdobytych po stałych fragmentach gry, bo dużo pracujemy nad tym elementem na treningach. Bramka na 3:0 była już rozegrana na luzie, to była akcja z dużym polotem. Dziękuję zawodnikom za to zwycięstwo. Na drugą połowę wystawiłem tych samych zawodników, co przed przerwą, ale to był naprawdę inny zespół.

Paweł Nowak (Cracovia): - Zupełnie nie układała nam się gra w pierwszej połowie. W przerwie dostała nam się bura od trenera. Poskładaliśmy to wszystko, wyszliśmy na drugą połowę bardzo zmobilizowani. Cieszymy się z trzech bramek i efektownej wygranej. Asysty cenię sobie równie wysoko jak bramki, tym bardziej, że pierwszej połowy nie mogę zaliczyć do udanych. Najważniejsze jest zwycięstwo i trzy punkty na naszym koncie.

Bartosz Ślusarski (Cracovia): - Na drugą połowę wyszła inna Cracovia - zespół z charakterem. Zwycięstwo nam się w tym meczu należało. Nasza gra w pierwszej odsłonie nie była najlepsza - brakowało nam determinacji, złości. Wiadomo, że gramy przecież o utrzymanie. W przerwie padło kilka męskich słów w szatni i jak się okazało - poskutkowało. Po pierwszej bramce grało nam się luźniej, po drugiej jeszcze bardziej, a po trzeciej widać było już swobodę w naszych poczynaniach. Pod koniec znowu w nasze poczynania wkradła się nerwowość - straciliśmy bramkę. Na szczęście takiej dramaturgii, jak w Łodzi, nie było. Widzę potencjał w tej drużynie i liczę, że w kolejnych meczach będziemy dalej punktować.

Łukasz Surma (Lechia Gdańsk): - W drugiej połowie Cracovia zagrała z polotem. Kiedy do niej bliżej podeszliśmy w pierwszej części, to nic wielkiego nie była w stanie pokazać. Wina leży po naszej stronie. Cracovia niczym nas nie zaskoczyła, to my siebie sami zaskoczyliśmy. Gubiliśmy piłkę, co się może zdarzyć. Jesteśmy rozczarowani golami straconymi po stałych fragmentach gry. Zawsze gol strzelony w rodzinnym mieście daje satysfakcję, ale w głowie mam teraz to, że mamy 22 punkty i czeka nas ciężka walka o utrzymanie.

Paweł Kapsa (Lechia Gdańsk): - Przy stałych fragmentach gry kryjemy strefą. Oczywiście, że Nowak wrzucił bardzo dobrą piłkę w pole karne, ale coś nie zadziałało w naszych szeregach. Piłka poszła na krótki słupek, a zawodnicy wbiegający z głębi pola mają o wiele łatwiej niż obrońcy stojący w linii. Ktoś wybił głową, ktoś zgrał (Piotr Polczak - przyp. Red.) do Kuliga i padł drugi gol. Miałem tą piłkę na rękach, ale ona odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do bramki.

Komentarze (0)