Poniedziałkowe deja vu. Cieszyli się z mistrzostwa Europy, a tuż obok ginęli ludzie

WP SportoweFakty
WP SportoweFakty

Nie po raz pierwszy, i nie po raz ostatni, polityka weszła z brudnymi buciorami w sport. To właśnie wojna na Bałkanach spowodowała, że "duński dynamit" mógł w odpowiednim momencie eksplodować.

Poniedziałkowe deja vu to cykl portalu WP SportoweFakty. Co poniedziałek znajdziecie w tym miejscu artykuły wspominające najważniejsze wydarzenia z historii sportu. Wydarzenia, które do dzisiaj - mimo upływu lat - nadal owiane są pewną tajemnicą. Dlatego niezmiennie wywołują emocje.

Artykuły są wzbogacone scenkami (wyraźnie oddzielonymi od reszty tekstu, napisanymi tłustym drukiem), które stanowią autorską wizję na tematu tego, co działo się wokół tych wydarzeń.

***

- Richard, kiedy pojedziemy do sklepu, aby wybrać kuchnię? Zobacz, przecież wszystko się już rozpada - Jonna tak mocno trzasnęła drzwiczkami, że w szafce przewróciły się garnki, powodując niezły raban.

Hałas nie oderwał trenera reprezentacji Danii od telewizora. Z wypiekami na twarzy chłonął program informacyjny.

- Richard, od kiedy interesuje cię tak polityka? - żona była coraz mocniej zdenerwowana. - Od kilku dni nie robisz nic innego, tylko gapisz się w ekran. Przecież wojna na Bałkanach nam nie zagraża, jest daleko od nas.

- Kuchnia... Kobieto, nie rozśmieszaj mnie, tutaj się ważą losy naszego udziału w mistrzostwach Europy - dobrze, że Richard Moeller Nielsen nie wypowiedział swoich myśli na głos.

Mógłby oberwać patelnią, którą Jonna właśnie wyciągała z rozpadającej się kuchni.

***

ZOBACZ WIDEO Bereszyński: takiego meczu jeszcze nie mieliśmy (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Mistrzostwa Europy w cieniu wojny

Wiosna 1992 roku przyniosła przerażające wydarzenia na Bałkanach. Kiedy rok wcześniej niepodległość ogłosiły: Chorwacja, Słowenia oraz Macedonia, było wiadomo, że to koniec Jugosławii. Nikt jednak nie wiedział, co się stanie kilka miesięcy później. Oliwy do ognia dolało referendum w Bośni i Hercegowinie. Na początku marca 99,4 proc. głosujących (Serbowie stanowiący mniej więcej połowę ludności nie poszli do urn wyborczych) opowiedziało się za wyjściem z Jugosławii. Proklamowanie niepodległości rozpętało jeden z najbardziej krwawych konfliktów na świecie, po zakończeniu II wojny światowej. Według ostrożnych szacunków zginęło 100 tysięcy ludzi, a prawie dwa miliony stało się uchodźcami.

10 czerwca 1992 roku - w Szwecji - rozpoczynały się piłkarskie mistrzostwa Europy. Jugosławia wywalczyła sobie w nich miejsce, wyprzedzając o jeden punkt w eliminacjach Danię, Irlandię Północną, Austrię i Wyspy Owcze (dla tej reprezentacji był to debiut w eliminacjach do tak ważnej imprezy). - Boban, Prosinecki, Suker, Jarni, Savicević, Kataneć, Mihajlović, Mijatović... Genialna drużyna - mówił Żarko Prlesić, który jako młody dziennikarz sportowy obserwował tamte zmagania. - Bali się nas wszyscy. Graliśmy piękny futbol, mieliśmy nietuzinkowych piłkarzy, mogliśmy pokonać każdego. Liczyliśmy, że na mistrzostwach Europy powalczymy o medal.

Rok przed Euro wszystko zaczęło się sypać. Kolejni piłkarze rezygnowali z gry w reprezentacji Jugosławii. Ostatecznie okazało się, że zespół przyjedzie do Szwecji zdekompletowany. - Mimo wojny jedziemy na Euro! - pisały jugosłowiańskie gazety jeszcze w maju 1992 roku. Miesiąc przed turniejem.

UEFA nie ingerowała w to, co dzieje się na Bałkanach. - Nie zajmujemy się polityką - powtarzał prezydent europejskiej federacji, Lennart Johansson.

W końcu polityka wtargnęła z brudnymi buciorami do futbolu. W związku z wojną na Jugosławię nałożono sankcje, które między innymi obejmowały "zakaz uczestnictwa we wszelkiego rodzaju wydarzeniach sportowych i kulturalnych na arenie międzynarodowej". Zaledwie 11 dni przed początkiem Euro do duńskiej federacji wpłynął oficjalny faks potwierdzający zaproszenie do turnieju. - Nawet nie do końca potrafiliśmy się cieszyć z takiej decyzji - opowiadał nieżyjący już Nielsen. - Dla nas to była radość, że pojedziemy na mistrzostwa, ale wiedzieliśmy, że stało się tak, bo trwa wojna, gdzie giną ludzie. Tak naprawdę nie mieliśmy jeszcze wtedy wiedzy o skali ludobójstwa.

Mistrzostwa zamiast wakacji

Dlaczego miejsce Jugosławii zajęła akurat Dania? Regulamin UEFA był bardzo przejrzysty. W takich sytuacjach miejsce na turnieju przypadało drugiej ekipie z grupy eliminacyjnej. - Od wiosny wiedzieliśmy, co się dzieje w byłej już Jugosławii, więc staraliśmy się w pewnym stopniu być przygotowani na takie rozwiązanie - mówił Kim Vilfort. - Oczywiście występy w meczach towarzyskich to zupełnie coś innego niż porządny obóz przygotowawczy, ale większość z nas przynajmniej nie siedziała w barze i nie piła piwa.

Większość... Bo Duńczycy występujący w ligach zagranicznych albo już się pakowali na wakacje, albo właśnie rozsiadali się na wygodnych leżakach hiszpańskich plaż. Najlepszy ówcześnie zawodnik tej reprezentacji - Michael Laudrup - uznał, że nagły wyjazd do Szwecji nie może zakończyć się dobrze i odmówił występu w kadrze. - Poinformowałem selekcjonera, że nie zrezygnuję z wcześniej zaplanowanego wyjazdu na wakacje - napisał w specjalnym oświadczeniu.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ O TYM DLACZEGO MICHAEL LAUDRUP POKŁÓCIŁ SIĘ Z SELEKCJONEREM, O ŚMIERTELNEJ CHOROBIE CÓRECZKI KIMA VILFORTA ORAZ CO PISALI HOLENDERSCY DZIENNIKARZE PRZED PÓŁFINAŁEM EURO 1992.

[nextpage]
Taka decyzja nie zdziwiła duńskich kibiców. Już podczas eliminacji starszy z braci Laudrup pokłócił się z Nielsenem. Po porażce 0:2 właśnie z Jugosławią, piłkarz publicznie skrytykował selekcjonera za zbyt zachowawczą taktykę. - Nie można tak grać, przegraliśmy jeszcze podczas przedmeczowej odprawy - przyznał w jednym z wywiadów.

***
- Powiedz, co się stało? Dlaczego nic nie mówisz? - żona Michaela Laudrupa z przerażeniem patrzyła na kompletnie pijanego męża, który właśnie wrócił z hotelowego baru.

- Dlaczego piłeś? Przecież obiecałeś, że to będą rodzinne wakacje.

Laudrup podszedł do fotela i usiadł na nim z takim impetem, że wysłużony już mebel aż zajęczał. - Yyyy, aaaaa, eeeee - próbował coś powiedzieć, ale alkohol bez problemów wygrywał tę nierówną walkę.

W końcu wymacał leżący na stoliku pilot do telewizora i nacisnął czerwony guzik.

- Sensacja! Duńczycy mistrzami Europy - spiker donośnym głosem odczytywał serwis informacyjny.

Żona Laudrupa aż usiadła z wrażenia na łóżku. Po chwili podeszła do męża, przytuliła go do siebie. - Michael, będzie dobrze, nie martw się - mówiła szeptem do jego ucha. - Będziesz miał okazję wygrać jeszcze niejeden taki turniej.

- Co Ty bredzisz! - jakby alkohol nagle ulotnił się z organizmu piłkarza. - Przez te pierd***** wakacje straciłem życiową szansę!

Trzask drzwi jeszcze długo tętnił w głowie kobiety.

***

Euro rozpoczęło się "zgodnie z planem". Duńczycy zremisowali bezbramkowo z Anglikami i przegrali 0:1 ze Szwedami. - Większość postawiła na nas krzyżyk - wspominał Nielsen. - Myślę, że kilku moich piłkarzy przed ostatnim meczem z faworyzowanymi Francuzami straciło wiarę.

Mimo to zdarzył się cud. Wygrana 2:1 i awans do półfinału. Tutaj na Duńczyków czekali Holendrzy. - Europejska prasa nie dawała nam żadnych szans - przypomina Peter Schmeichel, który w Szwecji grał już jako bramkarz Manchesteru United. - I dobrze. W ogóle myślę, że nasz sukces to nie tylko nasza determinacja, trochę szczęścia, wypełniania defensywnych założeń taktycznych, ale również podejście naszych rywali. Nie ukrywajmy, oni nas po prostu lekceważyli.

Finał z rodzinnym dramatem w tle

Hans van Breukelen, Frank Rijkaard, Ronald Koeman, Frank de Boer, Jan Wouters, Dennis Bergkamp, Ruud Gullit, Marco van Basten... Już od samego czytania nazwisk gwiazd Oranje mogło zakręcić się w głowie. - Nie mamy wątpliwości, która z ekip zagra w finale, ale iloma bramkami wygrają nasi piłkarze - pisał największy holenderski dziennik De Telegraaf.

Podopieczni Nielsena zagrali niesamowicie zdeterminowani. "Duński dynamit" zagrał jak zwykle: perfekcyjnie w obronie i jednocześnie skutecznie w kontrataku. To Duńczycy dwukrotnie wychodzili na prowadzenie. Ostatecznie po 120 minutach było 2:2. Karne! Tutaj - jak to często bywa - zawiódł ten najlepszy. Van Basten przegrał pojedynek ze Schmeichelem.

- Po tym meczu powiedziałem chłopakom w szatni, że nigdy w życiu nie byłem tak dumny, jak po meczu z Holendrami - mówił Nielsen. - I mimo tego, iż kilku piłkarzy głośno mnie krytykowało podczas tego turnieju, ostentacyjnie nie słuchało moich wskazówek, a nawet nie chciało ze mną porozmawiać, poczułem, że znów jesteśmy jednym zespołem.

W finale Duńczycy przeżywali ciężkie chwile. Rozpędzona niemiecka lokomotywa co rusz dochodziła do świetnych okazji bramkowych. Schmeichel grał jednak jak w transie. W 19. minucie John Jensen wpisał się na listę strzelców, a stadion (który sympatyzował za słabszymi Duńczykami) oszalał z radości.

Niemcy zaatakowali z jeszcze większą siłą. I w końcowych fragmentach meczu nadziali się na kolejną kontrę. Kim Vilfort, który podczas turnieju musiał wrócić do Danii, aby spotkać się ze swoją 7-letnią córeczką Line, umierającą na białaczkę w jednym z kopenhaskich szpitali, strzałem z 16 metrów pokonał Bodo Illgnera. Przyjmując piłkę, wyraźnie pomagał sobie ręką, ale to nie miało większego znaczenia. Nikt - poza Niemcami - nie zwrócił na to uwagi. Jeszcze wiele tygodniu po zakończeniu turnieju fachowcy nie mogli zrozumieć, jakim cudem Duńczycy wygrali Euro. To jedna z największych sensacji w nowożytnej historii sportu.

***

- Dlaczego!? Weź medal Euro, weź moje pieniądze, weź wszystko, co mam, ale oddaj mi Linę. Oddaj, słyszysz!? - Kim Vilfort łkał przy szpitalnym łóżku swojej córki.

Córki, która kilka minut wcześniej przegrała walkę z nowotworem. Przegrała nierówną walkę z białaczką.

- Słyszysz? Jeżeli jesteś tam gdzieś w górze, to zrób coś!

Wtulił się w ramiona swojej żony. Tylko na nią mógł liczyć...

***

Marek Bobakowski



Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>

Źródło artykułu: