Twardziel, wróg numer jeden. I koszmar Ronaldo. Bartosz Bereszyński w kadrze

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / Bartłomiej Zborowski
PAP/EPA / Bartłomiej Zborowski
zdjęcie autora artykułu

Skoro dwa razy z rzędu nie dajesz żyć Cristiano Ronaldo, zatrzymujesz go bez żadnych kompleksów, to musisz trafić do reprezentacji. Bartosz Bereszyński został powołany na mecze z Rumunią i Słowenią.

- Tak, czuję się twardzielem, nie ma, co ukrywać. Psychicznie jestem mocny - pytany przez nas o to Bartosz Bereszyński nawet się nie zastanawia.

Jest zahartowany, wiele ciosów już przyjął. Jak początkujący bokser. I nawet jeśli już leżał na deskach, nawet jeśli biały ręcznik leciał już na ring, to piłkarz Legii na razie się nie poddaje. W Poznaniu został w pewnym momencie wrogiem publicznym numer jeden. To było w styczniu 2013 roku, gdy okazało się że swojej przyszłości nie wiąże z Lechem Poznań, tylko z Legią Warszawa. Bereszyński zdecydował się nie podpisywać nowej umowy z Kolejorzem, wybrał grę w stolicy. Szybko przypomniano mu zdjęcie, na którym całuje herb Lecha. Szybko przyzwyczaił się też do steku obelg. To był sezon, w którym Bereszyński został i mistrzem Polski (z Legią) i wicemistrzem z Lechem (grał tam przecież przez pierwszą rundę). Medalu od poznaniaków jednak nie dostał.

Pobyt w Legii rozpoczął się doskonale. Jan Urban postawił na ówczesnego 21-latka, Bereszyński grał tak dobrze, że zainteresowała się nim Benfica Lizbona. Trener Legii powiedział mu wtedy: "Bartek, takich propozycji się nie odrzuca". Piłkarz rozmawiał też z Jackiem Magierą, wtedy trenerem drużyn młodzieżowych. Decyzja zapadła - Bereszyński przechodzi do Benfiki. Tyle że z transferu nic nie wyszło. Potem długo miał tę Benfikę wypominaną. Szczególnie, gdy przyszły gorsze miesiące.

Po niedzielnym meczu z Cracovią żartował: - Nie wiem co z Nikoliciem (który ostatecznie złamał rękę). Ja ze złamaniami nie mam nic wspólnego!

ZOBACZ WIDEO "Parę łez poleciało". Milik szczerze o kontuzji

Nawiązywał tym samym do swoich kontuzji, które zahamowały jego karierę. Były trzy poważne urazy. - Ktoś mi złamał nos, albo kość. To normalna rzecz. Jednak fakt, że wytrwałem, potrafiłem nastawić się do tego psychicznie, tylko mnie zbudował jako silniejszego człowieka. I piłkarza. Pomoc najbliższych też okazała się dla mnie bardzo ważna - opowiadał nam kilka tygodni temu.

Jakby nieszczęść było mało, w rewanżowym meczu z Celtikiem Glasgow o Ligę Mistrzów, na kilka minut przed końcem Henning Berg zdecydował się wpuścić go na boisko. Kierownik drużyny Marta Ostrowska nie miała nic przeciwko. Bereszyński grał może cztery, może pięć minut, ale jak się potem okazało, nie mógł zagrać ani sekundy. Legia przegrała walkowerem, w sądach nic nie wskórała. Chłopak był w kompromitacji najmniej winny, ale to jego nazwisko już zawsze będzie kojarzone z tą aferą.

Ten sezon jest już inny. W największym skrócie - Bereszyński wrócił do swoich początków w Legii. Na prawej stronie obrony ma pewne miejsce, a dwumecz z Realem Madryt był jego najlepszymi spotkaniami w sezonie. Cristiano Ronaldo się frustrował, denerwował, machał rękami, ale przy legioniście nic wielkiego nie zdziałał. Mało tego, w pierwszym meczu zdenerwowany tak Bereszyńskiego sfaulował, że zobaczył żółtą kartkę.

Piłkarz z Warszawy dołączył do elitarnego grona piłkarzy, którzy wielkiemu Portugalczykowi obrzydzili futbol. - Memy o mnie zamiast o Pazdanie? Zobaczymy. Świetnie zagrała jednak cała obrona - tłumaczył.

W niedzielę na meczu z Cracovią był Adam Nawałka. Sam piłkarz wiedział, że selekcjoner nim się interesuje. Powołanie przyszło w poniedziałek. Mecz z Rumunią odbędzie się 11 listopada, mecz ze Słowenią - 14 listopada.

Źródło artykułu: