Gdyby Hebert po meczu z Lechią Gdańsk musiał zrobić jaskółkę, pewnie wyrżnąłby o ziemię jak delikwenci próbujący tego samego, ale mający mocno w "czubie". Tak obrońca Piasta Gliwice był w niedzielę zakręcony. Na karuzelę wsadził go Sławomir Peszko, objeżdżał z każdej strony. Tak jak przy golu, gdy najpierw pokierował rywala w lewo, potem w prawo, aż w końcu strzelił i trafił. Potem jeszcze skrzydłowy Lechii wywalczył rzut karny, po faulach na nim inni piłkarze Piasta łapali kartki. Sławomir Peszko stał się piłkarzem nieuchwytnym.
Do niedawna był zaś w Lechii transferem nieudanym. Oczekiwania wobec niego były ogromne, to przecież reprezentant Polski i piłkarz, który w Bundeslidze rozegrał ponad sto meczów. Tymczasem był nieefektowny, nieefektywny, wolny i w ogóle irytował. Statystki z poprzedniego sezonu? 28 meczów w Lechii, tylko dwa gole i tylko trzy asysty. I co najbardziej zaskakujące, słaba gra w ogóle nie przeszkadzała Adamowi Nawałce, żeby go powoływać do kadry.
Obecnych rozgrywek w ogóle nie ma co porównywać. W dziesięciu meczach strzelił dwa gole, pięć razy asystował. Właśnie takie liczby powinien mieć skuteczny skrzydłowy.
- Jeśli Peszko śpi przy straconych golach, to taka postawa tak się właśnie musi kończyć. Nie wiem gdzie on był myślami? Chyba na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Od takiego zawodnika zawsze będę wymagał więcej. Jeśli nie zmieni swojej gry, będą wystawiał w jego miejsce młodych zawodników. W meczu z Ruchem popełnił zbyt wiele błędów - taką opinię o Peszce miał rok temu ówczesny trener Lechii Thomas von Heesen.
ZOBACZ WIDEO Jakub Czerwiński: Potrzebujemy serii zwycięstw w lidze
{"id":"","title":""}
Niemiec słynął z tego, że łajał publicznie piłkarzy i w ogóle się tym nie przejmował. A Peszko miał u niego wybitnie przechlapane. Dziś reprezentant Polski nawet nie nazywa go trenerem. W rozmowie z WP SportoweFakty wspominał: - Rugał nas, odsyłał na trybuny, czasem nawet zabraniał trenowania z pierwszą drużyną. Lechia grała źle, nie mogłem się wkomponować, ale nagle, gdy odszedł, zaczęliśmy wygrywać i zakwalifikowaliśmy się do pierwszej ósemki w lidze. To chyba o czymś świadczy. Nie wiem, jakie było jego wyobrażenie o naszym futbolu. On nas na treningach uczył pressingu, jakbyśmy go wcześniej nie stosowali.
Teraz jego sytuacja zmieniła się o 180 stopni. - Nie stresuje się, jak nie wyjdą mi dwie akcje z rzędu. Von Heesen już się wtedy "grzał" przy ławce. Z kolei ja miałem z tyłu głowy, że albo zaraz mnie ściągnie z boiska, albo w następnym meczu nie wystąpię. Dziś czuję zaufanie od trenera, mam komfort psychiczny i jestem pewny siebie - tłumaczy.
W niedzielę po wygranej 3:2 z Piastem powiedział: - To był jeden z moich lepszych meczów.