WP SportoweFakty: Przed Drutex-Bytovią spotkanie z Arką Gdynia w ćwierćfinale Pucharu Polski. Udało się wam już wyeliminować już KGHM Zagłębie Lubin i Śląsk Wrocław. Nie boi się pan tego, że to właśnie mecz z Arką może okazać się najtrudniejszy?
Janusz Wiczkowski: - Na pewno się boję jednego - nie graliśmy nigdy dwumeczu. To będzie dla nas nowe doświadczenie. To może ewentualnie spowodować jakieś perturbacje, ale jestem dobrej myśli. Wiem, że to będzie na pewno bardzo fajne widowisko. Bardzo dużo biletów sprzedaliśmy, będzie pełen stadion - bynajmniej u nas. Myślę, że w Gdyni również. Jest na co czekać.
Wasz dodatkowy plus to chyba trener Tomasz Kafarski. Kto jak kto, ale on doskonale wie, jak grać z Arką Gdynia.
- Arka nam zawsze leżała. Nie mamy złego bilansu z tym zespołem. Tomasz Kafarski Arkę zna. My też często grywaliśmy. Jeszcze w ubiegłym sezonie rywalizowaliśmy w I lidze. Te mecze zawsze były emocjonujące i zawsze wychodziliśmy obronną ręką. Albo wygrywaliśmy, albo remisowaliśmy. Mamy nadzieję, że i w tym dwumeczu też damy sobie radę.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Zapłakany, chciał uciekać. Oto początki Cristiano Ronaldo. Wróci jeszcze do domu?
[/color]
Mecz z Arką ma też chyba dodatkowy wymiar. U was bardziej kibicuje się chyba Lechii Gdańsk.
- Można tak powiedzieć, że więcej osób sympatyzuje z Lechią Gdańsk. Też w Bytowie są kibice Arki Gdynia, więc różnie się to rozkłada. Generalnie tak, potwierdzam że bardziej kibicują tutaj Lechii Gdańsk. Nasi kibice trzymają się z Lechią.
Gdy zobaczył pan drabinkę losowania Pucharu Polski, wierzył pan w to, że zajdziecie tak wysoko?
- Zawsze wierzę w swoją drużynę. Naszym celem były też rozgrywki pucharowe. Koncentrujemy się oczywiście na lidze. Tak są ułożone mecze, że pasowały nam spotkania pucharowe i udało się skoncentrować większą siłę. Wierzyłem, że daleko zajdziemy. Czy to będzie ćwierćfinał - trudno było wtedy powiedzieć. Wiedziałem jednak, że coś w tym sezonie ugramy w Pucharze Polski.
Dużo dało wam chyba zwycięstwo z KGHM Zagłębiem Lubin, które wówczas było bardzo chwalone.
- Patrząc z dzisiejszej perspektywy, to tym bardziej można potwierdzić pana słowa. Zagłębie było na fali, grało bardzo dobrze i chyba liderowało w Lotto Ekstraklasie albo było blisko pierwszego miejsca. Naprawdę tego meczu się obawiałem i byłem mile zaskoczony. Teraz paradoksalnie jest odwrotna sytuacja. Arka Gdynia jak widać troszkę spuściła z tonu po dobrych występach na początku sezonu. Nie będę jednak rokował - wiem, że my w tej chwili gramy dobrą piłkę. Nie mamy braków kadrowych, nie ma większych kontuzji. Przystąpimy do gry w pełnym składzie, w pełni sił. Trener będzie miał do dyspozycji taki skład, jaki sobie wymarzy.
Mówi pan o dobrej formie Drutex-Bytowii Bytów, co potwierdzają ostatnie statystyki - osiem meczów z rzędu bez porażki wliczając w to już również spotkanie Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław.
- Można powiedzieć, że wrzesień był super natomiast w październiku trochę kuleje nam obrona, bo w czterech meczach straciliśmy dziewięć bramek. To jest za dużo. Ale gdyby jeszcze się udało właśnie to rozwiązać, to naprawdę moglibyśmy dużo więcej w tej lidze zrobić. Sztab pracuje właśnie nad poprawą gry w obronie. Stracić dziewięć bramek nie przegrywając meczu świadczy o tym, że z atakiem nam się polepszyło natomiast z obroną coś zaszwankowało. Myślę jednak, że jak te sprawy zgramy, to naprawdę będziemy silni.
Puchar Polski swoją drogą, ale rozgrywki ligowe swoją. Jesteście w czołówce I ligi.
- Mamy ten komfort, że sponsor nie stawia nam jakichś takich wyostrzonych celów. Mamy grać jak najlepiej, mamy grać dobrą piłkę i mamy grać dla kibiców. Można powiedzieć, że przyszłościowo naszym celem jest Ekstraklasa. Chcemy zająć jak najlepsza pozycję w lidze w tym sezonie. Czy to będzie pierwsze czy drugie miejsce, zobaczymy. Jeszcze jest daleko, daleko do końca sezonu. W ubiegłym roku Zagłębie Sosnowiec miało bardzo dobrą jesień natomiast wiosna była fatalna. Mam nadzieję, że utrzymamy formę cały czas i na koniec sezonu będziemy starali się oscylować około dwóch czołowych miejsc. Nie stoi to jednak na ostrzu noża. Sponsor nie stawia nam takich celów: awans albo śmierć. Gramy dobrą piłkę, budujemy zespół. Znani jesteśmy z tego, że drużynę budujemy nie w rok, tylko sukcesywnie i to na pewno będzie miało przełożenie na przyszłość.
[nextpage]W przypadku, gdyby zespół zajmował wysoką lokatę na koniec rundy, byłby awans do kolejnego etapu Pucharu Polski, to zimą nie dojdzie do rewolucji kadrowej, sprowadzania hurtem zawodników o znanych nazwiskach byleby tylko doprowadzić wszystko do końcowego sukcesu?
- Mogę zapewnić, że na pewno nie będzie rewolucji, lecenia na hurra, bo zapala się zielone światełko. Nie, nie. My budujemy stopniowo. Oczywiście pewne roszady będą zawsze, ale ja w tej chwili widzę, że mamy taki zespół, tak dobrze poukładany, dobrych zawodników, że tych roszad na pewno za wiele nie będzie. Jestem przekonany, że na pewno rewolucji kadrowej nie będzie.
A z drugiej - jeżeli nie uda się w Pucharze Polski, nie uda się awansować do Lotto Ekstraklasy, to nie można się obawiać, że cały projekt w Bytowie się rozsypie?
- Nie ma takich obaw. Wierzę i wiem, że drużyna jest na tyle silna, tak fajnie mamy w tej chwili skonstruowany zespół, że oczywiście pewne korekty będą czy to będziemy mieli pierwsze miejsce czy dziesiąte na koniec tej rundy, ale będą one jak najmniejsze. Takie, żeby po prostu utrzymać to, co w tej chwili jest, bo aktualnie gramy dobrą piłkę. Szybką, ciekawą dla oka, dla kibiców. Są potrzebne jeszcze pewne korekty, ale cały czas sztab nad tym pracuje, również psycholodzy i tak dalej. Myślę, że docelowo będzie to wysokie miejsce.
Muszę zapytać o stadion. Jak was pokazują w telewizji, to nie jest to obiekt z górnej półki.
- Jestem świadomy tego, że stadion na pewno nie jest naszą najmocniejszą stroną. Nie będę się wypowiadał, bo to nie jest mój stadion. Ja go dzierżawię, wynajmuję na mecze. Władzom, burmistrzowi, radzie miejskiej i wszystkim, którzy są w stanie cokolwiek zrobić, jest sprawa wiadoma jak to wygląda i jak to powinno wyglądać w Ekstraklasie. Nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić. Natomiast, jak już ten awans do Ekstraklasy będzie, to jedno jest pewne - gdyby on był w przyszłym roku, to wiadomo, że pierwszej kolejki na pewno nie zagramy u siebie na stadionie, bo to jest niemożliwe, żeby go dostosować. Chyba, że jakiś cud będzie w styczniu i ktoś zacznie o tym poważnie myśleć. Nie mówię o drużynie i o klubie. Nie widzę na razie takich pieniędzy w budżecie miejskim, żeby od stycznia z tym ruszyć. Znowu będzie tak jak zawsze u nas - sukcesy sportowe będą wyprzedzały potrzeby infrastrukturalne. Cały czas gonimy, gonimy. Mam nadzieję, że dogonimy.
Czyli współpraca z miastem niby się układa, ale nie tak ekstra?
- Układa się. Nie można powiedzieć, że nie. Stopniowo awansowaliśmy, tak średnio co trzy lata i ten stadion był dostosowany na zasadzie takiej "załataj dziury". Tu łatka, tu łatka i tak te wymogi licencyjne spełnialiśmy. Na Ekstraklasę to już nie jest bajka. Nie będzie można się bawić. Trzeba po prostu wyłożyć większe pieniądze. Rozumiem, że miasto nie jest jakąś metropolią i ma takie pieniądze odłożone. Trzeba będzie nieźle pokombinować, żeby je znaleźć i ewentualnie pogłówkować nad - nie wiem - jakimś partnerstwem publiczno-prywatnym. Nie chcę się wypowiadać. To nie jest moja działka jeżeli chodzi o rozbudowę stadionu. Każda z zainteresowanych stron wie, jakie są wymagania, jakie są potrzeby w przypadku awansu do Ekstraklasy. To na razie jest wszystko, co możemy zrobić.
Odlicza pan już nerwowo godziny do rozpoczęcia meczów?
- Już się nie mogę doczekać. W poniedziałek otworzyliśmy dodatkową kasę, bo kolejki były duże. Wierzę, że będzie pełen stadion. Na pewno dla Bytowa to jest kolejne piłkarskie święto.
Rozmawiał Artur Długosz