Historyczne statystyki dla ŁKS Łódź są bezlitosne. Dwukrotny mistrz Polski z 62 meczów z lokalnym rywalem wygrał zaledwie dwanaście, a aż 27 razy uznać musiał wyższość Widzewa. Liczby jednak nie grają, a w obecnym sezonie Łódzki Klub Sportowy radzi sobie lepiej od przeciwnika zza miedzy i prowadzi w tabeli pierwszej grupy III ligi, a w jedenastu meczach stracił tylko jedną bramkę.
Obrona wydaje się więc być pewnym punktem drużyny, dlatego napastników Widzewa w niedzielę czeka trudne zadanie. Czy będą w stanie nawiązać do osiągnięć najlepszych w historii ich klubu snajperów? - Zawsze miałem tę trudną rolę powstrzymywania dobrych napastników Widzewa, których nigdy przecież nie brakowało. Dużo było tych snajperów, ale na pewno z Koniarkiem toczyliśmy bardzo ostre boje - wspomina Witold Bendkowski, który ma na swoim koncie występy w aż 24 derbach Łodzi! - Derby w tamtych czasach, na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, były wydarzeniem w Łodzi, ale również w Polsce. Były to dla nas bardzo ważne spotkania pod względem sportowym, bo zwycięzca był przez najbliższe pół roku królem Łodzi. Drużyna, która wygrywała, zdobywała dla siebie nowych kibiców - wyjaśnia Bendkowski.
Mało brakowało, a pięciokrotny reprezentant Polski wyrównałby absolutny rekord rozegranych w karierze meczów o panowanie w mieście włókniarzy. Najlepszy wynik (25 spotkań) należy jednak do Marka Chojnackiego, który kilkukrotnie był też szkoleniowcem ŁKS. - Miałem na to szansę, ale w ostatnich moich derbach, jako piłkarza, trener nie wpuścił mnie na boisko nawet na minutę. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się stało, może była zbyt duża presja mediów na wyrównanie rekordu, a może na taką decyzję miały wpływ władze klubu? Ówczesny trener widocznie do końca liczył na lepszy rezultat i miał nadzieję, że młodsi piłkarze mu to zagwarantują. Nie udało się i w klasyfikacji wszech czasów jestem drugi - zdradza nasz rozmówca.
Atmosfera i znaczenie meczu o prymat w Łodzi zawsze były wyjątkowe. Potwierdza to jeden z najlepszych obrońców w historii Widzewa, srebrny medalista igrzysk olimpijskich z 1992 roku, Tomasz Łapiński. - Piłkarze funkcjonują w swoim środowisku futbolowym. Będąc w nim nie dałoby się nie czuć tego, że wszyscy żyją takim pojedynkiem. Za moich czasów my piłkarze również nie byliśmy obojętni. Wszyscy chcieli żebyśmy wygrali, czy to kibice, czy działacze, a my też to czuliśmy, nerwowość narastała. Do takiego spotkania trzeba podejść w pełni skoncentrowanym, nie ma w zasadzie złotej rady na wygranie takiego pojedynku.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Krychowiak wrócił do składu PSG. Mistrz Francji zwycięski - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Choć do starcia derbowego zawodników nie trzeba było dodatkowo motywować, presja oczekiwań sprawiała, że i stawka takiego starcia była większa. - Obojętnie na jakim poziomie, mecz derbowy jest spotkaniem wyjątkowym. Piłkarze zawsze podchodzą do niego ambicjonalnie i chcą pokazać rywalom zza miedzy, że są lepsi. Nie wiem jak to jest w tej chwili, ale w najwyższej klasie rozgrywkowej za wygraną w takim meczu pojawiały się też dodatkowe pieniądze. Wiadomo, że taki bodziec pomaga dać z siebie więcej, niż się daje normalnie. Każda z drużyn będzie chciała w niedzielę wygrać i da z siebie wszystko, żeby tak się stało. Ale mecz jest tylko meczem, może zakończyć się remisem i wtedy żadna ze stron nie będzie zadowolona - przyznaje Bendkowski.
- Cały zespół myślał o tych meczach. Znaliśmy graczy ŁKS, oni znali nas. To były też inne czasy pod kątem obserwacji rywali. Nie było takiej technologii, aby - jak obecnie - analizować przeciwników w telewizji czy internecie. Znaliśmy się indywidualnie, każdy wiedział kto jak gra i na kogo szczególnie trzeba uważać. Gdy już został tydzień do meczu derbowego, razem ustalało się kogo i w jaki sposób pokryć i jak do tego meczu najlepiej się przygotować - wspomina czasy gry w derbach w latach siedemdziesiątych Paweł Janas. - Wszyscy uczulaliśmy zawodników na te mecze i przekonywaliśmy, że takie spotkania trzeba za wszelką cenę wygrać - dodaje, już w kontekście prowadzenia Widzewa w roli trenera w XXI wieku.
Choć kibice obu klubów, delikatnie rzecz ujmując, nie przepadają za sobą, wielu zawodników nie widziało na przestrzeni minionych dziesięcioleci problemów w zamianie koszulki jednego łódzkiego zespołu na drugi. Niesamowity jest przypadek Marcina Kaczmarka, który jesienią 2011 roku w barwach ŁKS wygrał derby rozgrywane na Widzewie, a już pół roku później poprowadził Widzew do remisu na obiekcie ŁKS, strzelając jedyną bramkę dla swojego nowego zespołu. - Nie była to łatwa decyzja. Wszystko konsultowałem, długo się nad tą sprawą zastanawiałem. Nie było tak, że Widzew zadzwonił i od razu zdecydowałem się na przejście. Ciężko niektórzy kibice ŁKS zareagowali na ten transfer, ale ja nie żałuję, że podjąłem taką decyzję - zdradza Kaczmarek, zadeklarowany kibic... Widzewa.
- Wielu zawodników przenosiło się między tymi klubami, ale dla mnie nie było to nigdy problemem. Andrzej Woźniak, Darek Podolski, wcześniej Marek Dziuba – to byli moi koledzy. Dlaczego miałbym mieć do nich pretensje za zmianę barw klubowych? Powiem szczerze, że gdybym ja dostał taką propozycję, też bym ją pewnie rozważył. Mnie nie przeszkadzało to, że ktoś w jednym sezonie grał u nas, a w kolejnym w Widzewie. Wręcz przeciwnie, to dodatkowo motywowało, żeby pokazać tej osobie, że źle zrobiła przechodząc do obozu rywala. Choć nie zawsze się to oczywiście udawało (śmiech) - wyjaśnia Bendkowski.
Minionego lata do Widzewa z ŁKS przeszedł Fabian Woźniak. Zimą do RTS dołączył z kolei Kamil Bartosiewicz, który w ekipie z Al. Unii występował w sezonie 2008/2009. Napastnikiem ŁKS jest z kolei Maksym Kowal, który w 2015 roku został piłkarzem Widzewa, ale przez błąd formalny nie został zgłoszony do rozgrywek i nie zaliczył nawet jednego oficjalnego występu w barwach klubu z Al. Piłsudskiego. Dwaj piłkarze obecnego Widzewa - Princewill Okachi i Adrian Budka - mają już na koncie udział w derbach Łodzi. Po stronie rywala takich wspomnień nie ma jeszcze żaden z zawodników. Który obóz w niedzielne popołudnie zapisze na kartach swojej historii kolejny pozytywny rozdział w walce o panowanie w mieście?