Gdy Marcin Brosz po ponad rocznym rozbracie z futbolem wrócił na ławkę trenerską, wybierając pogrążoną w kryzysie Koronę, wielu uważało, że porywa się z motyką na słońce. W rzeczywistości zespół nie tylko zapewnił sobie utrzymanie na dwie kolejki przed końcem sezonu, ale na dodatek zanotował kilka imponujących serii, między innymi 12 spotkań bez porażki. To jednak nie pozwoliło mu zachować posady.
Kilka dni temu klub z Kolporter Areny oficjalnie poinformował, że nie przedłuży umowy z 42-latkiem. Powód? Odmienna wizja dalszego funkcjonowania drużyny. Popularny wśród prezesów slogan, który mówi niewiele. Przy okazji prezentacji następcy Brosza (został nim jego dotychczasowy asystent Tomasz Wilman - przyp. red.) Marek Paprocki pokrótce odniósł się do całej sprawy.
- Pracę trenera Brosza oceniam pozytywnie patrząc pod kątem wyniku, który pozwoli nam dalej grać w Ekstraklasie. Ale ocena była złożona z wielu elementów i nie wszędzie mogła być tak pozytywna, jak w aspektach sportowych. Tutaj przeważyła koncepcja trenera Wilmana i jego wieloletnia praca w Koronie, który uważam nie traktuje tego klubu wyłącznie jako miejsca pracy - tłumaczył Paprocki.
Okazuje się, że były opiekun Piasta Gliwice liczył, że Korona w nowych rozgrywkach powalczy o dużo więcej niż ostatnio. I właśnie to miało decydujący wpływ na decyzję o zakończeniu z nim współpracy. - Trener Brosz zakładał, że drużyna w kolejnym sezonie pozyska 4-5 zawodników, którzy pozwolą włączyć się do walki o europejskie puchary. Uważam, że klub jest na takim etapie, że dopóki nie ustabilizujemy naszej sytuacji finansowej nie stać nas na tak ambitne cele.
ZOBACZ WIDEO Ludzie z cienia Adama Nawałki, czyli sztab reprezentacji Polski (źródło TVP)
{"id":"","title":""}