- Przyjeżdżając do Niecieczy zdawaliśmy sobie sprawę, że czeka nas ciężki mecz. Przeciwnik był uskrzydlony po rywalizacji z Podbeskidziem, nie tylko ze względu na wynik, ale również przez grę. Termalica była faworytem. My mieliśmy swoje cele. Chcieliśmy, żeby to gospodarze prowadzili grę, a my nastawiliśmy się na kontry i całkiem dobrze nam to wychodziło. Wynik jest odzwierciedleniem tego co działo się w trakcie meczu - powiedział po remisie w Niecieczy opiekun Korony.
Goście długo nie potrafili się odnaleźć w ofensywie. Pomocne okazały się dopiero zmiany, w tym posłanie na boisku Bartłomieja Pawłowskiego. - Wpuszczenie Bartka Pawłowskiego w tamtym momencie było naszym planem. Chcieliśmy, żeby Sierpina zmęczył Ziajkę. Bartek powoli wraca do formy po chorobie. Wygrał parę pojedynków jeden na jeden i był to taki Pawłowski jakiego oczekujemy. Korzyść z jego wejścia na boisko mogła być jeszcze większa, gdyby po jego rajdzie zdołał dograć finalizującą piłkę.
Chociaż sytuacji w środowym meczu było jak na lekarstwo, to złocisto-krwiści mogli pokusić się o zwycięstwo. - Termalica w pewnym momencie miała sporą przewagę, ale paradoksalnie to my mieliśmy piłkę meczową. Po okazji Kędziory sytuacja zmieniła się jak w kalejdoskopowe, bo gola mógł zdobyć Gabovs. Otwarcie wyniku zmieniłoby ten mecz, dlatego czekaliśmy na swoje szanse i je mieliśmy - stwierdził Marcin Brosz.