W wielkanocną sobotę na Stadionie Olimpijskim w Berlinie - mimo prowadzenia 2:0 - przegrali z reprezentacją Anglii 2:3. Piłkarska Europa zaczęła się zastanawiać, czy mistrzowie świata aby nie wpadli w dołek, a do Euro we Francji nie przystąpią z duszą na ramieniu. Odpowiedź nadeszła szybko, bo trzy dni później. W Monachium Anglików naśladować mieli Włosi, ostatecznie dostali jednak po głowie okrutnie, cztery wbite im gole były jedynie najniższym wymiarem zniszczeń sunących na Italię nalotów dywanowych. Siła gospodarzy była potężna, odpowiedź na krytyczne głosy - najdobitniejsza.
Jedna zagwozdka, dwa znaki zapytania
Wychodzi więc na to, że niekorzystny rezultat meczu z Anglią był jedynie wypadkiem przy pracy, efektem rozprężenia i rozkojarzenia z powodu wykręcenia pozytywnego wyniku już po niespełna godzinie gry. Obserwując późniejszy mecz z Włochami jasne było, że Joachim Loew zażądał od podopiecznych stuprocentowej koncentracji i takiej postawy, jakby grali najważniejszy mecz w życiu. Efekt był porażający. Skończyło się wprawdzie na czterech bramkach, ale gdyby gospodarze sprężyli się bardziej, Gianluigi Buffon po piłkę w siatce mógłby się schylać i siedmiokrotnie.
Jeśli już koniecznie o problemach niemieckiej kadry, uwagę zwrócić trzeba przede wszystkim na jedną pozycję: prawą stronę defensywy. Bo o ile newralgiczna w ostatnich latach lewa flanka jako tako została załatana Jonasem Hectorem (autorski pomysł Loewa, o tym, że zawodnik 1. FC Koeln będzie wyborem numer jeden, selekcjoner powiedział zresztą na konferencji prasowej), o tyle prawa obrona - mimo co najmniej kilkunastu prób - wciąż momentami przypomina kilkupasmową autostradę. Skoro w klubach europejskiej czołówki próżno szukać klasowych, prawych obrońców z Niemiec, naturalnym ruchem byłoby zapewne dokładne przyjrzenie się graczom występującym na tej pozycji w klubach Bundesligi. Szkopuł jednak w tym, że spośród wszystkich klubów elity w tylko trzech regularnie występują na prawej obronie piłkarze z niemieckimi paszportami, na dodatek żaden z nich nie ma prawa myśleć o sobie jako potencjalnym członku bandy Jogiego.
Stąd właśnie liczne próby łatania tej wyrwy piłkarzami występującymi na co dzień w innych sektorach boiska - na środku obrony, bądź jako defensywni pomocnicy. Loew posyłał więc tam i Antonio Ruedigera, Emre Cana, Matthiasa Gintera, Sebastiana Rudy'ego i jeszcze kilku innych, ale ból głowy jak utrudniał życie, tak wciąż utrudnia. Podczas Euro 2016 prowizorycznego rozwiązania uniknąć się nie da, żadna z opcji nie będzie przy tym pozbawiona znamion, jak zwykło się to w szatni nazywać, zapalnika, przez który pozostali członkowie jedenastki będą musieli gasić pożar pod swoją bramką. Zanim jednak popadniemy w przesadny optymizm, warto przypomnieć, co działo się zarówno przed brazylijskim mundialem, jak i w jego trakcie. Loew tamował wówczas przecieki na dwóch burtach. I choć z prawej uratował go jeszcze reprezentacyjnie nieemerytowany wówczas Philipp Lahm (mistrzostwa zaczynał jako defensywny pomocnik, z potrzeby chwili wrócony na dawną pozycję), o tyle po lewej trzeba było stawiać na środkowego obrońcę Benedikta Hoewedesa. Pisało się o nim wiele, przeważnie w niepochlebnych słowach, ale jak się to wszystko skończyło, chyba nie trzeba nikomu przypominać. Bo właśnie na tym polega siła tej drużyny - nawet mimo kłopotów potrafi wygrać z każdym bez wyjątku.
Do pełnej sprawności próbują wrócić Jerome Boateng oraz Bastian Schweinsteiger. W przypadku pierwszego gra jest absolutnie warta świeczki (ma być gotowy w drugiej połowie kwietnia), jeśli nie będzie mu doskwierał ból, z Matsem Hummelsem na pewno zbuduje środek bloku obronnego niemieckiej kadry, w przypadku drugiego można się już nad tym poważnie zastanawiać. Pomocnik po przenosinach do Manchesteru United nie potrafił osiągnąć najwyższej formy, kilka razy leczył lżejsze bądź cięższe urazy, na dodatek pod koniec marca odnowiła mu się kontuzja kolana. Jego szanse na występ na Euro bardzo zmalały, ale kibice i tak nie mają się co za bardzo martwić, bo w miejsce byłego gracza Bayernu do pierwszego składu wskoczyć może, i zapewne wskoczy, Sami Khedira, co uszczerbku na jakości przecież nie spowoduje.
Co poza tym? Bajka! Na każdej pozycji Loew dysponuje co najmniej dwoma kapitalnymi graczami, a gdy patrzy się na formację ofensywną, aż dech w piersiach zapiera. Thomas Mueller - najbardziej niewygodny dla rywali zawodnik w całej Bundeslidze, na dodatek dostający skrzydeł na wielkich turniejach. Mesut Oezil - król asyst, wirtuoz środka pola. Marco Reus - dynamit, skrzydłowy ze światowego topu. Do tego kochany przez Joachima Loewa Mario Goetze jako fałszywa dziewiątka oraz Mario Gomez, w tym momencie jedyny napastnik, któremu Loew jest w stanie zaufać, nawet mimo tego, że piłkarsko odżyć potrafił dopiero w lidze tureckiej - to zespół będący w stanie dokonać tego, czego przed czterema laty dokonali Hiszpanie, czyli wygrać dwa wielkie turnieje z rzędu. Szanse na to bukmacherzy dają Niemcom ogromne. Inaczej jednak być nie może, skoro nasi sąsiedzi systematycznie, co dwa lata, odgrywają główne role na wielkich turniejach.
Zaczęli od trzeciego miejsca na mundialu w 2006 roku, dwa lata później dorzucili drugą lokatę na Euro w Austrii i Szwajcarii, później doszło trzecie miejsce na MŚ w RPA, półfinał Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie oraz mistrzostwo świata w Brazylii. Gdyby we Francji Niemcy odpadli na wcześniejszym niż półfinał etapie turnieju, trzeba by było to nazwać ogromną niespodzianką.
W szwajcarskim zegarku
Przed francuskim czempionatem niemiecki zespół spotka się 23 maja w szwajcarskiej Asconie, zgrupowanie potrwa niespełna dwa tygodnie. Ekipa Loewa rozegra jeszcze dwa kontrolne mecze - pierwszy w Augsburgu ze Słowacją, drugi - tuż przed wyjazdem do bazy pobytowej - przeciwko innym uczestnikom Euro, Węgrom w Gelsenkirchen. W Evian-les-Bains, francuskim miasteczku położonym nad jeziorem Genewskim, które stanowić będzie dla niemieckich piłkarzy w trakcie trwania turnieju małą ojczyznę, reprezentacja Niemiec pojawi się 7 czerwca, czyli pięć dni przed pierwszym meczem na Euro (12 czerwca mistrzowie świata zagrają w Lille przeciwko Ukrainie).
Loew znany jest z tego, że do wyboru bazy przywiązuje ogromną wagę. Przed Euro w Polsce i na Ukrainie, aby jego podopieczni mieli zapewnione jak najlepsze warunki do treningu, selekcjoner wymógł na federacji budowę zupełnie nowego, równego jak stół boiska treningowego w bezpośrednim sąsiedztwie hotelu w Gdańsku. Przed mistrzostwami świata w Brazylii było jeszcze bardziej na bogato – niemiecka kadra zamieszkała w stworzonym od zera miasteczku nad oceanem, z kilkoma budynkami hotelowymi, basenem i boiskiem treningowym zaprojektowanym tak, aby podczas zajęć nie przeszkadzało im święcące w oczy słońce.
Nie inaczej było i tym razem - odpowiedni ośrodek wizytowany był wielokrotnie już ponad rok temu, ostateczna decyzja o rezerwacji całego, luksusowego hotelu Ermitage, wraz ze Spa oraz sportowym obiektem Stade Camille Fournier zapadła zanim Niemcy zagwarantowali sobie bilet na francuskie mistrzostwa. Ten przepiękny, pięciogwiazdkowy przybytek powstał w 1909 roku, otacza go 19-hektarowy park, a z jednej strony oblewają wody jeziora. Hotelowa doba kosztuje tu 700 złotych (najtańsza opcja), podczas Euro goście spoza kadry i DFB nie będą mieli doń wstępu. Na mecze Niemcy latać będą z lotniska w Genewie, oddalonego od hotelu o 50 kilometrów.
Paweł Kapusta
Czytaj więcej w "PN"
Dogrywka z Piotrem Nowakiem. "Nie jestem szeryfem"