W 6. minucie sam rozpoczął strzelanie, gdy wykończył kombinacyjną akcję Wisły Kraków. Potem miał kluczowe podanie do Zdenka Ondraska. Czech podał zaraz do Pawła Brożka i Wisła cieszyła się po raz drugi. W drugiej połowie Patryk Małecki grał już jak typowy skrzydłowy. Wrzutka z lewej strony, wrzutka z prawej i dwa kolejne gole. Brał udział przy wszystkich trafieniach Wisły, która wygrała 4:2.
Kto pamięta taki mecz w wykonaniu 27-letniego pomocnika?
Daleko trzeba sięgać pamięcią. W Pogoni Szczecin, w której do niedawna grał, beznadziejne występy przeplatał raczej z przeciętnymi. W sierpniu ubiegłego roku strzelił gola w meczu z Podbeskidziem i zaprezentował się naprawdę nieźle. To była jednak tylko jedna jaskółka, która wiosny nie poczyniła. Bo nawet jeśli Małecki już zagrał nieźle, czy to w Szczecinie, czy wcześniej w Krakowie, nie robił tego powtarzalnie. I z każdym kolejnym miesiącem coraz bardziej zapominano, że kiedyś był nawet uważany za nadzieję polskiej piłki.
Jej na pewno już nie zbawi. To, co może zrobić, to ciągle pomóc Wiśle Kraków. Klubowi któremu zawdzięcza wszystko. Małeckiego dobrze znamy. To krnąbrny charakter, numery, które wywijał są dobrze znane.
Jednak to byłby dopiero numer, gdyby Małecki na dobre zaczął grać tak jak kiedyś. Gdy publika krzyczała: Smuda! Cooo? Małecki!
Oby tak się stało.
Zobacz wideo: Podróż z "Deyną". Legendarny piłkarz został patronem pociągu
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.