Leandro Damiao: chwalił go Ronaldo, bili się o niego najlepsi. To przeszłość

PAP/EPA / JOSE MANUEL VIDAL
PAP/EPA / JOSE MANUEL VIDAL

Kilka lat temu Leandro Damiao był talentem, o którego miały się bić największe kluby europejskie. Na początku lutego piłkarz podpisał umowę z Betisem. Piłkarscy eksperci nie tak wyobrażali sobie rozwój jego kariery.

W tym artykule dowiesz się o:

Krótko przed podpisaniem kontraktu z hiszpańskim klubem Jorge Machado, agent zawodnika, zapowiadał, że Betis nie jest faworytem, a piłkarz ma wiele mocniejszych ofert. Dwa dni później Damiao miał już umowę z Betisem. Okazało się, że Brazylijczyk jednak nie miał "wielu innych opcji". O jego nieprzeciętnych umiejętnościach mało kto już pamięta.

Katastrofa

W 2010 roku 21-letni Leandro Damiao mógł przebierać w ofertach. Wygrał ze Sport Club Internacional rozgrywki Copa Libertadores, dostał powołanie do kadry. Chwalił go sam Ronaldo. O młodego napastnika pytał Manchester, Arsenal i Juventus, na poważnie biły się o niego m.in. Tottenham i Napoli, jednak ostatecznie został w Brazylii. Nie o to mu chodziło.

Przejście z SC do Santosu miało być, mimo wszystko, dużym krokiem w karierze Damiao. Klub wydał (w przeliczeniu) 10 mln euro, żeby sprowadzić tego zawodnika w grudniu 2013. Napastnik zaczął od pięciu goli w trzynastu meczach, ale był mocno krytykowany za swobodne podejście do treningów.

Dziennikarze brazylijscy byli przekonani, że Damiao ciągle był sfrustrowany faktem, że nie udało mu się podpisać umowy z klubem z Europy, zwłaszcza z Premier League. Uczył się pilnie angielskiego, jednak 13 mln funtów to było za dużo nawet dla Anglików. Po nieudanych przenosinach w umowie Damiao pojawiła się nowa kwota odstępnego - w przeliczeniu 42 mln funtów, co oznaczało, że niemal na pewno nikt go nie pozyska w trakcie obowiązywania kontraktu.

Gdzieś zniknęła jego ruchliwość, agresja, umiejętność niesamowitej walki w powietrzu. - Zaczął kombinować, wymyślać jakieś nowe sztuczki podczas meczu, ciągle chciał pokazać, że jest pewny siebie. W efekcie wyszła katastrofa - pisał Paulo Freitas, współpracownik Sky Sports w Brazylii.

- Gdzieś koło kwietnia 2014 roku widziałam, że uchodzi z niego powietrze, kiedy ciągle próbował swoich popisów technicznych e Brazylii zamiast w Anglii. Nie był bez formy, ale nie czerpał radości z gry - mówiła Nadia Santos, dziewczyna Damiao.

Ostatnia szansa

W Santosie szło mu coraz gorzej, tak samo jak na wypożyczeniu do Cruzeiro (cztery gole w 23 meczach w lidze). Na dodatek pokłócił się z klubem odnośnie swojego kontraktu. Nie do końca było jasne, kto posiada prawa do zawodnika i kto może decydować o kolejnym transferze. Damiao chciał na siłę odejść do Europy. Po wielomiesięcznych rozmowach w styczniu 2016 udało mu się wreszcie rozwiązać umowę z Santosem.

Dodatkowym problemem były kłopoty piłkarza z mięśniami, których nikt nie potrafił prawidłowo zdiagnozować od 2012 roku (w 2013 roku doznał kontuzji i wypadł z kadry na Puchar Konfederacji, który Brazylia wygrała). Betis trochę ryzykuje, ale podpisał jedynie kontrakt na pół roku, z opcją przedłużenia, jeśli obie strony wyrażą ochotę na dalszą współpracę. Najpierw Brazylijczyk musi pokazać talent, którym niewątpliwie dysponuje.

Eduardo Macia, dyrektor Betisu: - To wszechstronny napastnik. Może czasami próbuje za bardzo korzystać ze swojej techniki, ale wierzymy, że będzie skuteczny.

Krytycy piłkarza wskazują na coś innego. Spora liczba brazylijskich zawodników w młodych latach grywała w amatorskich rozgrywkach futsalowych. Leandro Damiao tego epizodu nie przeszedł, przez co ma kłopoty taktyczne i pewne zaległości w technice, z której przecież słyną zawodnicy z Ameryki Południowej.

- Zaczynał karierę jako defensywny pomocnik i raczej nigdy nie był błyskotliwym łowcą goli. W Santosie zaczęto mu wypominać, że wcale nie jest gwiazdą, choć za taką się uważał. W Betisie albo pokaże, że jest coś wart, albo prawdopodobnie nigdy nie zrobi wielkiej kariery - powiedział Freitas.

Zobacz video: #dziejesiewsporcie: bolesne podanie piłki

Komentarze (0)