WP SportoweFakty: Widać, że coś w zespole się zmieniło. Gdy któryś zawodnik Lechii jest faulowany, momentalnie dobiega reszta drużyny. Jeszcze kilka tygodni temu tego nie było. Co się zmieniło?
Michał Mak: Widać, że wielu zawodników odżyło. Gdy ktoś fauluje kolegę obok, to idzie się za nim w ogień. Każdy walczy o drugiego i nie odpuszcza. To klucz do sukcesu.
Wcześniej byliście bezradni na boisku. Jak to możliwe, że tak szybko się to zmieniło w kilkanaście dni?
- Trudno powiedzieć, bo to krótki okres czasu. Trener Banaczek często z nami rozmawia indywidualnie. Gramy bardzo agresywnie i stosujemy wysoki pressing. Nie czekamy na rywala jak wcześniej, tylko zabieramy wysoko piłkę i z tego mamy okazje. To jeden z kluczy do zwycięstwa.
Wprost zamurowaliście obronę. Drugi raz z rzędu rywale nie oddali żadnego groźnego strzału na waszą bramkę.
- Jeżeli od góry z Sebastianem Milą wykonujemy dobrą pracę, to obrońcom też jest łatwiej. Cały zespół broni dobrze, blisko siebie i jak spada długa piłka, zaraz nasz zawodnik ją przejmuje. W dwóch meczach rywale nam nawet nie zagrozili i z tego się cieszymy.
Wcześniej miałeś dwie inne dogodne sytuacje. W końcu jednak za trzecim razem strzeliłeś gola.
- Tak, miałem sporo okazji. Wpadła jedna bramka i do tego o dziwo z głowy, co rzadko mi się zdarza. To bardzo ważny gol, bo ustawił ten mecz. Świetnie podał Sebastian Mila. Zrobiłem ruch na krótki słupek i dało się strzelić bramkę głową.
Czy te wcześniejsze sytuacje nie były lepsze od tej bramkowej?
- W pierwszej sytuacji upadłem na ziemię i kopnąłem lewą nogą. W drugiej zrobiłem wszystko za wcześnie. Mogłem poczekać z oddaniem strzału. Cieszę się jednak, że w końcu strzeliłem gola.
Czy też miałeś wrażenie, że piłka ciebie szuka?
- Już wcześniej grałem w ataku w GKS-ie Bełchatów i trochę zachowań mi zostało. Nie jest to dla mnie obca pozycja, choć jestem nominalnym skrzydłowym. Chcę pomagać drużynie tam, gdzie trener mnie postawi i mam nadzieję, że będzie ze mnie zadowolony.
Czy po takim meczu nie myślisz o tym, by się przestawić na atak?
- Nie, wydaje mi się że wciąż jestem bardziej skrzydłowym, ale cieszę się z tego, że mogę grać w ataku. Był taki pomysł na ten mecz, by uciekać bocznym obrońcom i to po części się udawało.
Jak zamierzacie podziękować po meczu Sebastianowi Mili? Jego podania były tego dnia wyborne.
- Widać, że wraca on do bardzo wysokiej formy. Jest to ten stary, dobry Seba, który był ważną postacią kadry i jego podania są bardzo dobre. Dla niego największym podziękowaniem jest zwycięstwo. To osoba, której bardzo zależy na zespole. Utożsamia się z Lechią Gdańsk i myślę, że tymi zwycięstwami najlepiej mu dziękujemy.
Widać, że w ostatnim czasie mocno odżyliście. Wygraliście kolejny mecz nie tracąc gola. Na które miejsce was więc stać?
- Spokojnie, nie rozpędzajmy się. Myślmy o kolejnym meczu. Do drużyny wszedł dobry duch i jesteśmy na dobrej drodze. Mam nadzieję, że będziemy kontynuować passę. Musimy się skupić na kolejnym meczu, żeby zakończyć rok w dobrych humorach i usadowić się w pierwszej ósemce.
Po sytuacji w meczu z Cracovią, chyba podwójnie potrzebowałeś gola by się zrehabilitować kibicom. Też tak do tego podchodziłeś?
- Na pewno tak, ale nie chcę wracać do tamtego zachowania. Było ono bardzo głupie i osłabiłem nim zespół. Po części to przeze mnie straciliśmy punkty. Musimy myśleć o każdym następnym meczu i cieszę się, że znów wygraliśmy. Od wtorku myślimy nad ostatnim meczem w roku z Górnikiem w Łęcznej. Jak będziemy tak grali jak teraz, to jesteśmy w stanie znowu wygrać.
W ubiegłym sezonie strzeliłeś dwa gole, teraz masz ich w dorobku już pięć.
- Przychodząc do Lechii chciałem poprawić statystyki i początek w moim wykonaniu był dobry. To też po części zasługa trenera von Heesena, który na mnie postawił i zacząłem to spłacać bramkami. Podobnie próbuję oddać zaufanie trenerowi Banaczkowi i dawać drużynie jak najwięcej.
Macie fajną końcówkę sezonu, a w kolejnym meczu jedziecie do Łęcznej na mecz z Górnikiem, który jest w dołku. Chyba nic wam nie pozostaje, tylko zdobyć trzy punkty?
- Szkoda, że ta runda się kończy. Takie mecze bywają jednak najtrudniejsze i trzeba do niego podejść z podwójną koncentracją i znów zagrać na zero z tyłu. Jak nie tracimy bramek, to z przodu mamy taki potencjał, że prędzej czy później strzelimy bramkę.
Czy podczas rozmów w szatni pojawia się myśl, że dobrze by było gdyby trener Banaczek został w zespole dłużej?
- My skupiamy się na pracy. Chcemy wypełniać zalecenia trenera Banaczka i jak widać przynosi to skutek.
Rozmawiał i notował: Michał Gałęzewski